Ale jej udział w kolekcji to nie tylko wyraz fascynacji modą zrównoważoną. Artystce udało się odtworzyć burgundzką czerń, która od renesansu pozostawała złotym graalem wśród pigmentów – wszystko na potrzeby pokazu. To właśnie wokół tego koloru skoncentrowała się kolekcja Viktora&Rolfa– na różnych odcieniach czerni, które otaczają ten najciemniejszy.
W miarę trwania pokazu naturalne materiały Jongstry coraz bardziej integrowały się z dramatycznymi kształtami sylwetek zaprojektowanych przez Viktora Horstinga i Rolfa Snoerena, nabierając przy tym tęczowych kolorów. Projektanci stworzyli spektrum pięknych sukien, których pokaz był metaforą wschodu słońca – od ciemnej nocy, aż po piękny letni dzień. Złośliwcy powiedzą, że nocna część kolekcji byłaby świetnym uzupełnieniem stylu Heleny Bonham Carter, ale projektantom nie można odmówić pomysłowości. Podczas, gdy dzienna część kolekcji usytuowała się gdzieś między Kate Bush a Klimtem, waga (jak to zazwyczaj bywa przy haute couture) leży w detalu. Warto dokładnie przyjrzeć się misternie wyszywanym szczegółom, ale też fakturze tkanin Viktora&Rolfa.
Odwołując się do oryginalnego znaczenia słowa „glamour” – czyli raczej „uroku” i „zaklęcia”, niż „splendoru” – Viktor&Rolf wyprawiają pogański obrządek zaklinania natury.
„Nasze zaklęcie ma na celu transformację uczucia beznadziei i nieuchronności katastrofy ekologicznej w zdecydowane działanie” – mówił Horsting.
Tak jak wielu innych projektantów podczas tego Paris Fashion Week haute couture, Duńczycy zdecydowali się na niemal przerysowany makijaż oczu, jak z lat 60. Do tego natapirowane włosy i buty od Christiana Louboutina, które były doskonałym dopełnieniem kolekcji.