Dla jednych najwyższa wartość, dla innych źródło traum. Podlega ciągłej ewolucji, ale nigdy nie osiągnie wersji idealnej. Każdy może mieć inną jej wizję i definicję, choć norma społeczna narzuca pewien wzór. Nie, nie chodzi o sałatkę jarzynową, ale ciepło.
Rodzina z obsypanego nagrodami serialu Amazona „Transparent” (2014-2019) w dużym uproszczeniu przedstawia się następująco: ojciec oznajmia dorosłym dzieciom, że jest transpłciową kobietą, nieporadna matka doradza innym, jak mają żyć, jedna córka określa się jako osoba niebinarna, druga ucieka z heteronormatywnego małżeństwa w związek z kobietą, a następnie eksperymentuje w trójkącie, z kolei syn nie potrafi zbudować trwałej relacji i popełnia wciąż te same błędy. Niejednego konserwatystę taka konfiguracja mogłaby przyprawić o palpitację serca, ale dla wielu osób to nic szokującego. Musiało jednak upłynąć wiele wody w rzekach całego świata, by taka produkcja mogła w ogóle powstać, nie budząc większych kontrowersji.
Wybór rodziny należy do ciebie
Piewcy tak zwanej tradycyjnej rodziny mogą co najwyżej bezradnie patrzeć i pomstować na współczesne rozprzężenie panujące w tej dziedzinie kultury zachodniej. Liberalizacja obyczajów, emancypacja kobiet, coraz lepsze wykształcenie i postępująca laicyzacja przekładają się co najmniej od lat siedemdziesiątych w Europie i Stanach Zjednoczonych na odchodzenie od modelu patriarchalnego, spadek liczby małżeństw i coraz niższą dzietność. Jak pisze Tomasz Szlendak w książce „Socjologia rodziny”, zapanowała dziś rodzina „postmoralistyczna” – „seks oddzielił się od małżeństwa, od małżeństwa oddzieliło się rodzenie dzieci, a na końcu małżeństwo odseparowało się od rodziny”. Odchodzi się od myślenia o rodzinie jako sztywno określonej kategorii społecznej na rzecz tego, co sami rodziną określamy. Maleje rola więzów krwi, a bardziej liczą się więzi emocjonalne. Oczywistością stają się odmienne formy życia rodzinnego: kohabitacja czy związki homoseksualne. Niektórzy za członków rodziny uważają swoje zwierzęta domowe, a także przyjaciół. Coraz częstszą, choć nadal niszową praktyką jest spędzanie świąt wyłącznie w gronie znajomych, czyli z osobami, które są nam bliskie z wyboru, a nie w sposób odgórnie narzucony. James Reed, reżyser i zapalony płetwonurek, twórca głośnego dokumentu „Czego nauczyła mnie ośmiornica?” z 2020 roku, w swoim oscarowym dziele prawdopodobnie nieironicznie przyznaje, że tytułowa bohaterka na kilka miesięcy stała się dla niego najważniejszą istotą w życiu. Wolał przez większość dnia przebywać z nią, niż z żoną i dzieckiem.
Takie są trendy w krajach Zachodu. Jeśli chodzi o Polskę, otwarcie na alternatywne modele rodziny nadal nie jest zbyt rozpowszechnione, a konserwatywny rząd będący u władzy od 2015 roku ma w tym spory udział za sprawą działań propagandowych, prawnych i systemowych. W opublikowanym przez CBOS w 2019 roku komunikacie z badań „Rodzina – jej znaczenie i rozumienie” – małżeństwo z dziećmi za rodzinę uznaje 99% badanych, małżeństwo bez dzieci – 65%, konkubinat bez dzieci – 31%, a związek osób tej samej płci niewychowujących dzieci – zaledwie 13%. Okazuje się, że nastąpił nawet pewien regres, gdyż w porównaniu z badaniem przeprowadzonym sześć lat wcześniej obecnie kilka procent mniej respondentów uważa za rodzinę bezdzietne małżeństwo czy parę konkubentów bez dzieci.
Pojęcie tradycyjnej rodziny, nazywanej też rodziną nuklearną, składającej się z dwojga heteronormatywnych, żyjących w monogamii i sformalizowanym związku dorosłych ludzi i ich dzieci, jest zresztą o tyle chybione, że tak naprawdę dotyczy tylko pewnego kręgu cywilizacyjnego. Jak policzył w połowie XX wieku amerykański antropolog George Murdock, poligynia, czyli wielożeństwo mężczyzn, była dopuszczalna w 84% spośród ponad ośmiuset przeanalizowanych kultur na świecie. Do tego dodajmy, że nadal funkcjonuje kilkanaście społeczności poliandrycznych, czyli takich, w których kobieta wychodzi za mąż za kilku mężczyzn, najczęściej braci. Tomasz Szlendak zauważa, że nigdy w dziejach nie było złotego okresu, w którym nie występowałyby związki nieformalne i nieheteronormatywne, zdrady czy pozamałżeńskie urodzenia. Tradycyjna rodzina w rozumieniu kultury zachodniej to mit zaczerpnięty z biblijnego wzorca Adama i Ewy, dla wielu kultur na świecie obcy.
Patriarchat? Odchodzi się od tego
Model patriarchalny z dominującym, aktywnym zawodowo mężczyzną i zajmującą się domem kobietą nie towarzyszył ludzkości od zarania dziejów. W ludach zbieracko-łowieckich, przed rewolucją neolityczną dwanaście tysięcy lat temu, gdy zaczęto uprawiać rolnictwo, w Europie dominowały religie matriarchalne, a większość bóstw posiadała cechy kobiece. To głównie kobiety dostarczały swojej grupie rośliny i owoce, tym samym miały silną rolę zarówno na polu symbolicznym, jak i na co dzień w życiu społecznym i rodzinnym. Gdy rozwinęło się osiadłe rolnictwo wymagające dużej siły i wytrzymałości, mężczyźni stali się głównymi dostarczycielami żywności i uzyskali przewagę ekonomiczną nad kobietami. Szlendak podsumowuje to następująco: „Odtąd bóstwa rolników i pasterzy są rodzaju męskiego. Nie przypadkiem wielkie religie monoteistyczne powstały w patriarchalnych społeczeństwach pasterskich i rolniczych, z bogami zarządzającymi niepodzielnie swym ludem, tak jak mężczyźni niepodzielnie zarządzali swoimi gospodarstwami rolnymi”. Jak mocno zaważyło to na stosunkach społecznych, niech świadczy fakt, że jeszcze w końcówce lat sześćdziesiątych XX wieku kobiety we Francji musiały uzyskać zgodę męża na założenie konta w banku.
Patriarchat zaczyna być pieśnią przeszłości również w Polsce, przynajmniej deklaratywnie, w sferze szeroko rozumianej rodziny. W jego miejsce pojawił się egalitaryzm, czyli związek partnerski, w którym obowiązki domowe są dzielone. Jak zauważa Marta Bierca, socjolożka z Uniwersytetu SWPS, w takim modelu niekoniecznie każdy z partnerów musi być zaangażowany w te same czynności w równym stopniu: „Mogą się dzielić różnymi typami obowiązków tak, aby druga osoba nie była zbytnio obciążona. Szczegóły tego podziału to kwestia bardzo indywidualna. Jeśli przykładowo mężczyzna woli prasować i sprzątać mieszkanie, a kobieta gotuje i robi pranie, nie muszą robić tego samego po połowie. Ważniejsza jest obiektywna ocena, na ile każda z osób jest zaangażowana i realnie odciąża drugą. Jeśli jedna z nich jest bardziej pomocnikiem lub jej zaangażowanie jest okazjonalne, na przykład raz w roku odpowiada za organizację przeglądu samochodu, to do równości nam jeszcze bardzo daleko”.
W teorii egalitaryzm zdominował życie społeczne w Polsce. Marta Bierca przywołuje najnowsze dane mające tego dowodzić: „To najbardziej preferowana forma związku. CBOS powtórzył w 2020 roku badanie z 2013 roku i widać, że model, w którym oboje rodzice pracują i zajmują się dziećmi oraz domem (czyli model partnerski) jest preferowany przez 58% procent badanych (wzrost z 46% w 2013 roku). Na drugim miejscu jest model nieproporcjonalnie żeński (20% poparcia), w którym kobieta i mężczyzna pracują, ale to ona ma więcej obowiązków domowych. Poparcie dla tego modelu minimalnie spada na przestrzeni lat. Największy spadek jest zauważalny dla modelu tradycyjnego, w którym jedynie mężczyzna pracuje, a kobieta zajmuje się domem i dziećmi (na przestrzeni dwudziestu lat spadek z 42% procent poparcia do 14% w 2020 roku). Poparcie dla modelu partnerskiego jest wyższe wśród osób z wyższym wykształceniem i mających większe dochody, mieszkających w ośrodkach miejskich o wielkości stu tysięcy mieszkańców lub więcej”.
Bierca zauważa, że odpowiedzi respondentów nie do końca mają pokrycie w rzeczywistości: „Jeśli spojrzymy na praktykę – jedynie 37% rodzin deklaruje, że żyje zgodnie z modelem partnerskim, a śmiem przypuszczać, że może ich być jeszcze mniej. Uważam, że zmierzenie równości w rodzinie jest bardzo trudne i wielokrotnie nawet niewielkie zaangażowanie mężczyzn w obowiązki domowe (lub zaangażowanie w okazjonalne czynności) uznawane jest jako znacząco zmieniające model rodziny. Badania pokazują, że ocena realizowanego modelu rodziny znacząco różni się zdaniem kobiet i mężczyzn – ci ostatni częściej oceniają swoją rodzinę jako równościową, podczas gdy kobiety częściej czują się bardziej obciążone obowiązkami”.
Rodzinka.pl
W badaniu CBOS z 2019 roku szczęście rodzinne jako najwyższą wartość w życiu wskazało aż 80% ankietowanych Polaków. Do zakładania rodziny i rozmnażania się jest jednak w rzeczywistości coraz mniej chętnych. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, między wrześniem 2020 a wrześniem 2021 roku zmarło o dwieście cztery tysiące więcej osób, niż się urodziło. Kolejny rok z rzędu przyrost naturalny jest ujemny, ostatnio rekordowo, w czym udział mają też nadmiarowe zgony spowodowane pandemią koronawirusa. Dla porównania, w latach pięćdziesiątych, w czasach powojennego „baby boomu”, w Polsce rodziło się blisko osiemset tysięcy dzieci rocznie, obecnie to niespełna trzysta pięćdziesiąt tysięcy. Rząd próbuje bronić kraju przed kryzysem demograficznym i skłonić obywateli do rodzenia dzieci na różne sposoby, między innymi poprzez transfery socjalne czy ograniczanie edukacji seksualnej na rzecz katolickiej indoktrynacji i propagowania tradycyjnego modelu rodziny. Jak widać, działania te nie są skuteczne.
„Kto ci przyniesie na starość szklankę wody?”. To żelazny argument za budowaniem rodziny i posiadaniem dzieci. Współczesność przynosi jednak rozwiązania inne niż zdawanie się na łaskę swoich dzieci. Oprócz domów spokojnej starości można skorzystać z popularnej między innymi w Stanach Zjednoczonych i Skandynawii idei cohousingu senioralnego, polegającej na współmieszkaniu osób starszych na własnych zasadach i z własnej woli, w dużym domu lub nawet w bloku. Jak przedstawia to w rozmowie z magazynem „Pismo” socjolożka Marta Trakul-Masłowska, założycielka Fundacji Na Miejscu, ludzie o podobnych zainteresowaniach, potrzebach i sytuacji życiowej mogą w ten sposób stworzyć na starość rodzinę z wyboru.
Bo rodzinę powinno się postrzegać jako proces, a nie strukturę. Jako świadome i niezależne jednostki nie musimy tkwić w relacji, która nie daje nam szczęścia i rozmija się z naszymi życiowymi celami.