Advertisement

Sandra Drzymalska: „Niektórzy nie postrzegają mnie jako żywej osoby mającej uczucia, lecz jako wyrób”

27-05-2023
Sandra Drzymalska: „Niektórzy nie postrzegają mnie jako żywej osoby mającej uczucia, lecz jako wyrób”
Debiutowała w filmie pełnometrażowym w głównej roli jeszcze jako studentka, a niedługo później dzieła z jej udziałem zostały docenione na najważniejszych festiwalach. Sandra Drzymalska to jedna z najjaśniejszych gwiazd młodego pokolenia polskich aktorek, ale daleko jej do celebryckiego targowiska próżności.
Uważasz, że w dobrych czasach przyszło ci robić karierę aktorską?
Na plus jest to, że dzięki rozwojowi platform streamingowych, które produkują bardzo dużo filmów i seriali, jest więcej możliwości i pracy dla osób związanych z branżą filmową. Niepokoi mnie za to w kontekście aktorstwa wpływ serwisów społecznościowych. To, co jest ich zaletą, czyli bezpośrednie docieranie do odbiorców i relacjonowanie swojego życia, może być też przekleństwem. Ja osobiście mam opory, żeby pokazywać swoją pracę, bo to dla mnie bardzo intymny proces. Funkcjonuję wtedy w innym świecie i nie mam szczególnej potrzeby przedstawiania tego na Instagramie. Serwisy społecznościowe powodują też, że jest się stale wystawionym na hejt. Gdy ocenia się postać, którą wykreowałam, jestem na to przygotowana, bo podlegam ocenie, odkąd podjęłam decyzję o zostaniu aktorką. Ale jeżeli obce osoby oceniają mnie, Sandrę, jest to dla mnie bolesne. Moja terapeutka uświadomiła mi jednak, że niektórzy nie postrzegają mnie jako żywej osoby mającej uczucia, lecz jako wyrób. Nie pojmuję, co kieruje tymi, którzy piszą nienawistne komentarze.
Grasz różnorodne, ale zwykle wyraziste i silne postaci. Bywa, że są to odważne role, dotykające istotnych i trudnych kwestii.
Jeśli nie ryzykujesz, to nie masz. Nie lubię się nudzić. Moi przyjaciele wiedzą, że potrafię się nudzić już po chwili bezczynności. Potrzebuję dużo wrażeń, materiału do tworzenia, eksperymentowania i nauczenia się czegoś nowego. Jestem daleka od tego, żeby powtarzać te same mechanizmy, grać te same postacie. Chcę się rozwijać i poznawać ludzi z różnych stron, obserwować ich, inspirować się ciągle czymś innym.
Gdzie szukasz tych bodźców?
W sztuce, muzyce, książkach. Przede wszystkim jednak w życiu. Gdy jadę tramwajem, potrafię nieświadomie wpatrywać się jak zahipnotyzowana w jakiegoś człowieka i analizować jego zachowania. Chyba nie ma większej inspiracji niż to, co dzieje się tu i teraz.
fot. Max Gronowski / Art Faces
Wydarzenia polityczne też śledzisz?
Czasami wolę ich nie śledzić, bo to rozwala mi mózg. Bardzo się przejmuję niepokojącymi mnie wydarzeniami politycznymi i bywa, że muszę się do tego zdystansować. Gdy odbywały się strajki kobiet i zostało nam zupełnie odebrane prawo wyboru, mocno to przeżywałam.
Od dłuższego czasu widać jednak, że zatraciła się energia do masowych protestów przeciwko działaniom rządzących wobec kobiet.
Kobiety zaczęły to manifestować inaczej. Po prostu nie chcą mieć dzieci. Spada dzietność w Polsce. Rządzącym brakuje empatii i wyobraźni. Straszne jest odbieranie prawa wyboru kobietom w kwestii aborcji. Ja pragnę mieć prawo wyboru we wszystkim.
Pochodzisz z niedużego miasta, a to zwykle w mniejszych miejscowościach dominują poglądy raczej niezbyt postępowe. Jak kształtował się twój światopogląd?
Otwartość i przywiązanie do wolności wyniosłam z domu rodzinnego. Rodzice akceptowali moje wybory i czułam ich wsparcie. Mimo że nie pochodzę z artystycznej rodziny, nie mieli nic przeciwko, bym została aktorką, wręcz mnie do tego namawiali, gdy miałam wątpliwości. Pochodzę z Pomorza, a tu niezależnie od wielkości miasta jest dużo otwartości i czuć atmosferę wolności. Moim zdaniem wiatr od morza czyści umysł i odświeża.
Czemu akurat tobie się udało? Główną rolę w filmie pełnometrażowym dostałaś jeszcze trakcie studiów, grasz w nagradzanych filmach i głośnych serialach.
Może dlatego, że jestem bardzo uparta i się nie poddaję, choćby kosztowało mnie to dużo wysiłku i wyrzeczeń. Jeżeli czegoś jestem pewna i wiem, że jest dla mnie dobre, dążę do tego i o to walczę. Oczywiście nie w tym sensie, że idę po trupach do celu, nie jest tak, że zrobię wszystko dla roli. Poza tym bardzo ważne są dla mnie w życiu szczerość i uczciwość, staram się pielęgnować w sobie te cechy. Jeśli jest się szczerym i uczciwym wobec innych, potem to do ciebie wraca, bo jest zauważalne i doceniane. Dzięki temu, a także wrażliwości i intuicji, poznałam wielu wspaniałych ludzi, którzy w odpowiednich momentach pomagali mi, inspirowali i wciągali w świat filmu.
Bycie uczciwym i wrażliwym nie zawsze się opłaca w sytuacjach zawodowych, bo można się za bardzo przejmować różnymi rzeczami.
To się dzieje, bardziej jednak w życiu prywatnym niż zawodowym. W pracy staram się nie obwiniać – nawet gdy wydaje mi się, że jakiś dubel zagrałam nie najlepiej, jeśli ktoś to zaakceptował, to znaczy, że wszystko było okej. W życiu prywatnym natomiast bardzo się przejmuję tym, że komuś przypadkiem mogę sprawić przykrość, czasami to jakieś błahostki. Im jestem starsza, tym bardziej to przeżywam. U niektórych z czasem wrażliwość chyba usycha, a u mnie jest aż bolesna, wybucha we mnie. Nie rozumiem okrucieństwa świata, tego, jak człowiek potrafi zachowywać się wobec zwierząt i dlaczego ludzie prowadzą wojny.
To efekty niehamowanych instynktów.
Ale po to jesteśmy ludźmi, żeby zapanować nad tymi instynktami. Nawet zwierzęta tak się nie zachowują. Zwierzęta walczą o coś, co służy im do przetrwania. A człowiek potrafi być okrutny bez sensu, tylko dlatego, że jest mu czegoś za mało albo chce narzucić swoją wolę innym.
Czy twoje role mocno na ciebie wpływają?
Bardzo mnie kształtują i rozwijają. Szczególnie ważna była rola Kasandry w „IO”, która jeszcze bardziej uwrażliwiła mnie na świat zwierząt i naturę. Zaczęłam więcej myśleć o klimacie oraz o tym, jak bardzo jesteśmy za niego odpowiedzialni. Staram się więc postępować tak, by jak najmniej obciążać planetę. Jeśli chodzi na przykład o ubrania, uważam, że tyle ich już stworzono, że naprawdę można się ubierać w second handach i vintage shopach, co praktykuję non stop i uwielbiam.
Aktorstwo traktujesz bardziej jako ciężką pracę czy przyjemną rozrywkę?
Rozrywka to nie jest. Uwielbiam tę pracę, ale też jestem człowiekiem, więc gdy czuję ogromne zmęczenie, zaczyna mi to trochę przeszkadzać. Granice nie mogą być w nieskończoność przesuwane. Chciałabym funkcjonować w tym zawodzie jak najdłużej, a ciało jest moim narzędziem, więc nie mogę go przeciążać non stop. Rola nie może mnie wykańczać psychicznie ani fizycznie, doprowadzając do tego, że przez pół roku nie będę w stanie wstać z łóżka.
Kiedyś stanowiło to normę, że twórca-wizjoner był despotyczny, przeciągał próby w nieskończoność, chciał wprawić aktorów w trans, by zatracili się w roli, nie oglądając się na ich kondycję psychiczną. Z drugiej strony chyba trudno pracę na planie w pełni usystematyzować i ująć w ryzy. Czy istnieje złoty środek pozwalający osiągnąć dobry efekt artystyczny bez obciążającego procesu twórczego?
To sztuka, ona rządzi się swoimi prawami. Ale to, jakie masz granice, jest twoją indywidualną sprawą. Trzeba samemu ocenić, na co można się zgodzić. Jestem zawodową aktorką, potrafię więc wywoływać pewne emocje i nie trzeba używać do tego środków będących dla mnie nie do przyjęcia. Ostatnio w większości gram w projektach, w których nie przekracza się moich granic. Lubię wychodzić ze strefy komfortu, ale za moją zgodą, a nie gdy ktoś mnie do tego zmusza. Podczas pracy nad serialem „Sexify” pojawił się koordynator intymności. Choć miałam bardzo dużo scen intymnych, nigdy się nie czułam tak komfortowo, jeśli chodzi o nagość. Nie musiałam niczego tłumaczyć, czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że nic nie wydarzy się wbrew mnie. Aktorzy nie czerpią przyjemności z grania scen intymnych, to nie jest naturalne, wydaje się wręcz dziwne. Jeśli jest ktoś, kto to ogarnia, to super.
fot. Max Gronowski / Art Faces
Taki film jak „Idioci” von Triera dziś by nie powstał.
Nie powstałby.
Skończyłaś PWST w Krakowie, ale w teatrze nie występujesz. Nie ciągnęło cię do niego?
Mam syndrom uciekinierki. Nie potrafię pozostawać w miejscu. Gdy po ukończeniu pierwszego roku w szkole już mogłam grać, zaczęłam występować w etiudach łódzkiej i katowickiej filmówki. Potem pojawił się „Belfer” i debiut filmowy. Chyba lepiej odnajduję się na planie niż na scenie. Chociaż kto wie… Myślę, że to kwestia wielu rzeczy.
Czy był moment, że zachłysnęłaś się jakimś swoim sukcesem zawodowym?
Nie, chyba nie mam do tego skłonności. Potrafię się z czegoś cieszyć, ale trwa to dzień lub dwa. Wydaje mi się wręcz, że nie doceniam siebie, i bywa, że czuję się dla siebie niewystarczająca.
Ale radzisz sobie w trudnym świecie show-biznesu.
Nie wiem, jakim cudem to robię. Cieszę się, że mogłam wziąć udział w filmach, które zostały docenione na świecie. To, że byłam na Oscarach, w Cannes czy Wenecji, jest ogromnym doświadczeniem. Nie postrzegam tego jednak jako szczyt, lecz etap. Zachłysnę się i co? To trwa przecież chwilę, a trzeba iść dalej. Moim zdaniem nie jest ważne, że potrafisz odnaleźć się w blasku fleszy, tylko wtedy, gdy emocje opadają i przychodzi codzienność. Nie żyję tym, co było, a tym, co jest i co będzie. Cały czas chcę więcej, ale nie od świata, tylko od siebie. Może dlatego nie potrafię pomyśleć nawet przez chwilę: „Sandra, jesteś zajebista”.
Sandra Drzymalska – aktorka, absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Grała między innymi w serialach „Belfer”, „Stulecie Winnych” i „Sexify” oraz w filmach „Powrót”, „Sole”, „Ostatni Komers”, „Filip” i „IO”.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 113 „Genesis”, tekst: Karol Owczarek. Wszystkie zdjęcia z sesji znajdziecie w magazynie drukowanym.
zdjęciaMax Gronowski/ Art Faces
stylizacjaJanek Kryszczak/ Art Faces
makijażŁucja Siwek/ Art Faces
włosyMichał Pasymowski/ Art Faces
asystent fotografaKuba Nedza
asystentka stylistyJulia Marczewska
produkcjaKarolina Bordo/ K MAG
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement