Advertisement

„Sok z żuka 2”: rozrywkowy powrót do zaświatów. Było warto czekać 36 lat [RECENZJA]

Autor: Monika Kurek
06-09-2024
„Sok z żuka 2”: rozrywkowy powrót do zaświatów. Było warto czekać 36 lat [RECENZJA]
36 lat – tyle zajęło Timowi Burtonowi stworzenie kontynuacji kultowego „Soku z żuka” (1988).
„Sok z żuka” opowiada historię dwóch niedawno zmarłych duchów, Adama Maitlanda i jego żony Barbary (Alec Baldwin i Geena Davis). Po śmierci para postanawia wrócić do swojego domu, ale odkrywają, że został zajęty przez rodzinę miłośników sztuki (Catherine O’Hara, Jeffrey Jones i Winona Ryder), którzy przekształcili go w muzeum pełne rzeźb. Aby odzyskać swój dom, Adam i Barbara proszą o pomoc bioegzorcystę znanego jako Beetlejuice (Michael Keaton).
„Sok z żuka” jest jednym z najbardziej uwielbianych filmów w dorobku Tima Burtona, któremu zawdzięczamy takie tytuły jak „Batman”, „Edward Nożycoręki”, „Jeździec bez głowy”, „Charlie i fabryka czekolady”, „Sweeney Todd”, „Gnijąca panna młoda” i „Wednesday”. Prace nad sequelem rozpoczęły się niedługo po premierze jedynki, ale cały czas były wstrzymywane lub opóźniane. Według jednej z koncepcji akcja miała toczyć się na… Hawajach. Do powrotu na plan była gotowa również obsada. Gdy bracia Duffer spotkali się z Winoną Ryder w sprawie występu w serialu „Stranger Things”, aktorka postawiła tylko jeden warunek – jeśli będzie powstawał „Sok z żuka 2”, to będzie mogła w nim zagrać. Bracia Duffer zgodzili się, a reszta jest już historią.
Zanim niezwykły świat Tima Burtona trafia na ekran, najpierw powstaje na szkicach i ilustracjach.Niektóre z nich można obejrzeć na wystawie w Pradze, która potrwa do końca 2024 roku.Burton stawia na oldschool, a w sequelu „Beetlejuice Beetlejuice” prawie w ogóle nie ma komputerowych efektów specjalnych. Tim Burton, tak jak w oryginale, zdecydował się użyć efektów praktycznych, czyli technik fizycznych stosowanych na planie w celu tworzenia iluzji wizualnych.
Zdjęcia były celebracją tego, że ekipa znów może być razem, a także tego, że możemy korzystać z efektów praktycznych w filmie. To wtedy Tim był najszczęśliwszy na planie. Klaskał przed monitorem, krzyczał, śmiał się. To było naprawdę ujmujące, zdradziła Jenna Ortega, grająca córkę Lydii Deetz w „Beetlejuice Beetlejuice”.

Czy było warto?

Nostalgia to uczucie, którego nie należy lekceważyć. W przypadku „Beetlejuice Beetlejuice” zdecydowanie działa ona na korzyść twórców i sprytnie odwraca uwagę od niektórych niedociągnięć. Ale po kolei. Na samym początku kontynuacji dowiadujemy się, co słychać u naszych ulubionych Deetzów i jak radzą sobie w prawdziwym świecie. A radzą sobie dokładnie tak, jak można było się spodziewać. Delia (Catherine O’Hara) dalej jest ekscentryczną artystką, Lydia (Winona Ryder) robi za medium w programie telewizyjnym, a Astrid (Jenna Ortega), córka Lydii, nienawidzi matki.
Oryginalny burtonowski styl wyczuwalny jest od samego początku. Seans „Beetlejuice Beetlejuice” ze starą obsadą jest jak powrót do domu – szalonego i dysfunkcyjnego, ale jednak domu. W filmie bohaterowie zresztą również wracają do domu – starej rezydencji w Winter River w stanie Connecticut, którą znamy z pierwszej części. Ściąga ich tam śmierć dziadka.
Powrót do Winter River oznacza jednak powrót do wspomnień oraz starych demonów. Dosłownie i w przenośni… Gdy Astrid, niewierząca w duchy zbuntowana nastolatka, ma kłopoty, Lydia sięga po ostateczność i wzywa niepokornego Beetlejuice’a. A jak powszechnie wiadomo, on nie robi przysług, tylko zawiera umowy. Sam Beetlejuice również ma kłopoty, ponieważ ucieka przed swoją byłą żoną (w tej roli olśniewająca Monica Belluci). Bohaterowie lądują w barwnych i kolorowych zaświatach, gdzie rozkręca się prawdziwa zabawa.
W filmie dzieje się mnóstwo. Zaświaty! Scenografia! Halloween! Tańce! Ślub(y)! Robak pustynny! Burtonowski świat zachwyca i daje bezpieczny azyl wszystkim, którzy kiedykolwiek poczuli się dziwakami lub odmieńcami. Oczywiście, niektóre wątki można by było pogłębić – np. byłej żony Beetlejuice’a, ojca Astrid czy relacji Astrid oraz Lydii. Pewnie, że tak. Oczywiście, można zarzucić reżyserowi, że sięga po sprawdzone chwyty z pierwszej części. Można upierać się, że nie wnosi niczego nowego.
Pomimo tego wszystkiego jednak film „Beetlejuice Beetlejuice” działa. Być może dlatego, że czuć w nim serducho, a znakomita obsada daje z siebie wszystko. Czuć, że Burton i jego aktorzy naprawdę chcieli zrobić ten film. To szalona baśń, która sprawia, że na dwie godziny widz kompletnie zapomina o rzeczywiści. To dwie godziny czystej rozrywki, oprawionej w obłędną warstwę wizualną. „Beetlejuice Beetlejuice” to godny sequel znakomitego oryginału. I naprawdę cieszę się, że powstał, bo nikt nie robi tego, tak jak Tim Burton.
Film można oglądać w polskich kinach od piątku 6 września.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement