Jak stowarzyszenie My Rodzice rozpoczęło działalność?
Dorota Stobiecka: Zaczęło się od tego, że my jako rodzice dostaliśmy zaproszenie od Kampanii Przeciw Homofobii do Akademii Zaangażowanego Rodzica. To był taki cykl wykładów i warsztatów, podczas których mogliśmy zapoznać się z tym, czym jest inna orientacja czy tożsamość płciowa. Dla części z nas były to wiadomości powtórzone, dla niektórych nowe. Tam się poznaliśmy i minęło kilka lat, nim zaczęliśmy działać formalnie. Dwa i pół roku temu założyliśmy stowarzyszenie, którego celem jest ochrona osób LGBT. Jesteśmy małą grupą sojuszniczą, bo zaledwie 25% rodziców akceptuje swoje homoseksualne dzieci.
Na czym polega codzienna praca stowarzyszenia?
Dorota Stobiecka: Publikujemy na Facebooku nasze refleksje i felietony na temat tego, co się dzieje, dzielimy się naszymi historiami oraz działamy reaktywnie - ktoś coś powie, a my na to reagujemy. Staramy się też organizować szkolenia dla pedagogów oraz spotkania dla osób związanych ze społecznością LGBT np. w Łodzi w Fabryce Równości, na które może przyjść każdy. Część przychodzi na jedną rozmowę, część cyklicznie. Nawet jeśli nie wrócą, to już poznali kogoś innego - nie tylko rodziców dzieci heteroseksuanych ale też homoseksualnych. To jest na poziomie solidarności rodzicielskiej - wysłuchujemy, udzielamy rad. Mamy też specjalny telefon dla rodziców i młodych ludzi.
Czyli pokazujecie, że nie są w tym sami?
Dorota Stobiecka: Niezależnie od wiedzy naukowej to jest jednak rozmowa z drugim człowiekiem, który już przeszedł ten proces i codziennie dokonuje coming outów. Rodziny też ich dokonują, bo to nie jest tylko coming out dziecka. Z pytaniami o zainteresowania miłosne dziecka mierzą się wszyscy członkowie rodziny. Możemy opowiadać bzdury i żartować, ale zawsze lepiej powiedzieć prawdę. Zarówno w kontekście otwartego mówienia o homoseksualizmie swoim i najbliższych, jak i mówienia o tym, co jest niezgodne z ogólnie przyjętym sposobem bycia czyli, że młodzi ludzie powinni łączyć się w pary heteroseksualne, rodzić dzieci...
Jak to było w Pani przypadku?
Dorota Stobiecka: Ja jestem matką dorosłego 26-letniego mężczyzny i dowiedziałam się, że jest gejem, kiedy był w maturalnej klasie. Przeżyliśmy z mężem szok. Zastanawialiśmy się wtedy, jakim cudem zmieścimy się na tym świecie wraz ze wszystkimi osobami LGBT - czy w Polsce jest dla nas przestrzeń? Bardzo bałam się o jego fizyczne bezpieczeństwo i czy nie stanie mu się krzywda. Byliśmy pełni obaw, ale w końcu nauczyliśmy się jak reagować oraz zrozumieliśmy, że to nie jest moda i że to nie przejdzie.
Co z perspektywy rodzica jest najtrudniejsze?
Dorota Stobiecka: Niezmiennie strach i deprecjonowanie. Kiedy młodzi ludzie uświadamiają sobie, że są odmiennej orientacji seksualnej, ich droga również musi być równie godna jak droga każdej innej osoby. Nie martwiliśmy się, że dzieci sobie poradzą w sensie życiowym, bo studiują, pracują, są samodzielne. Nie radzą sobie z innymi rzeczami np. z byciem produktem wyborczym, chociaż są dorośli.
Rząd próbuje im tę godność odebrać.
Dorota Stobiecka: Jeśli to nie ludzie, to znaczy, że ja inne matki urodziłyśmy kiedyś nie-ludzi. Do pewnego momentu byli ludźmi, a potem odkryli swoją seksualność i już nimi nie są. My jesteśmy rodzinami i również mamy wartości. Miłość moja i mojego męża jest warta tyle samo co mojego syna i jego partnera - nie zważymy miłości czy jest bardziej czy mniej warta. To jest nasze życie emocjonalne i musi być akceptowane przez kraj, w którym żyjemy. To też jeden z celów naszego stowarzyszenia. Większość rodziców ma heteroseksualne dzieci – czy one są bardziej wartościowe? Ja mam jedno dziecko, które jest homoseksualne – czy ono jest warte mniej? Przecież to zaprzeczenie logiki myślenia o drugim człowieku!
Czy często w trakcie rządowej nagonki na społeczność LGBT pojawiały się chwile zwątpienia?
Podczas tego spotkania przemawiały matki osób LGBT.
Dorota Stobiecka: Matka musi kochać dziecko i nie może go porzucić, bo tego wymaga od niej kultura. 12% ojców, którzy akceptują swoje dzieci LGBT i stają w ich obronie, są niezwykle odważni. Wychowywanie syna geja to nie żaden dyshonor. Syn i jego partner to dwójka mężczyzn, którzy chcą ze sobą żyć w takim samym znaczeniu, w jakim żyje się w heteroseksualnym związku. Na tym etapie nasze społeczeństwo wymaga edukacji.
Jak rodzic powinien zareagować na coming out swojego dziecka?
Dorota Stobiecka: Rodzic musi sobie zdawać sprawę, że nastolatek jest obywatelem na specjalnych prawach, ponieważ kształtuje się jego wrażliwość. Musi też wiedzieć, że jest coś takiego jak inna orientacja seksualna i że to nie jest wina rodzica, pana Boga czy losu. Kiedy decydujemy się na dziecko, to trzeba zdawać sprawę, że może mieć odmienną orientację seksualną.
A co z małymi miejscowościami?
Dorota Stobiecka: Widziałam ostatnio artykuł o chłopcu, którego nauczyciel bezustannie używa słowa „pedał” i zachowuje się niegrzecznie wobec swoich uczniów na Facebooku. W każdej szkole są homoseksualne dzieci i jeżeli dziecko ma takiego nauczyciela, to jak miałoby wyjaśnić homofobicznemu ojcu, że chce się przenieść do innej szkoły? Nie może zrobić coming-outu, bo zostanie pozbawione jakiejkolwiek opieki i dojdzie do przemocy ekonomicznej, ponieważ rodzic go utrzymuje. Mogą mu też zabrać komputer i zrobić milion innych rzeczy, które wydają im się słuszne, ale tak naprawdę go upokorzą. Najczęściej jest jednak tak, że dzieci nie mówią, a rodzice udają, że wszystko jest w porządku, a potem gdy dorosną – wyjeżdżają ze swoich małych miast. Często jak jest się gejem czy lesbijką, to się nie marzy o niczym innym jak o wyjeździe po maturze.
Od czego należałoby zacząć, jeśli chodzi o bezpieczeństwo dzieci w szkołach?
Dorota Stobiecka: W większości polskich szkół w statucie równość nie jest wpisana jako niezbywalne prawo. Statut szkoły jest ważnym dokumentem i obowiązuje wszystkich, bo na jego podstawie uczniowie są wydalani. Jeżeli jest zapis, że równość jest ważna, to sankcjom podlegają także homofobiczne grupy. W zakresie homofobii i mowy nienawiści powinni się szkolić również psychologowie, pedagodzy i nauczyciele.
Młodzi ludzie często nie zdają sobie sprawy z ciężaru takich żartów. Jeżeli wyzywają swoją koleżankę od grubaski, to potem jest im trochę przykro, bo rodzice je karcą, ale potem w domu rodzice często mówią: „Patrz, ty jesteś taka szczupła, a twoja koleżanka jest grubaską”. Pewnie tak jest, bo śmiejemy się z rzeczy, które mają miejsce, ale czy w ten sposób dzieci zrozumieją, że to niewłaściwie?
Wszystko zostaje w rodzinie. Coming out również jest przeżyciem dla całej rodziny.
Dorota Stobiecka: Każdy ma jakiegoś wuja, który się serdecznie się śmieje przy stole i opowiada straszne dowcipy. Jeżeli członkowie rodziny są homofobiczni i nie wykazują chęci funkcjonowania w rodzinie, gdzie jest inny homoseksualny członek rodziny, to te więzi się zrywają. Coś jest warte czegoś. My jako rodzice pełnimy tę funkcję pośrednią. Czasem warto nie odrzucać tego wuja zupełnie, bo przecież prędzej czy później dojdzie do spotkania na pogrzebie czy urodzinach.
Czy to nie jest trochę tak, że stowarzyszenie pełni funkcję terapeutyczną?
Dorota Stobiecka: Każda wspólnota, która tworzy się wokół jakiejś idei jest bardzo silna. My rodzicami dorosłych dzieci i nie mamy już ani 20 czy 30 lat, więc też już nie nawiązujemy tak głębokich relacji przyjacielskich. Dzięki stowarzyszeniu możemy je nawiązywać oraz przekazywać treści, które mają znaczenie. W zeszłym roku zabraliśmy na Paradę Równości kartki z napisami „Weź się przytul” albo „Chodź, mama przytuli”, które specjalnie zinfantylizowaliśmy w ten sposób. Przychodzili do nas ludzie w różnym wieku i się przytulali, dzięki czemu można było poczuć, że jesteśmy w tym wszyscy razem. W tym roku niestety Parada się nie odbyła, a to jest bardzo ważne miejsce spotkań też np. dla rodziców, którzy po raz pierwszy odważyli się wyjść, porozmawiać.
Czy osoby, które się do Was zgłaszają, szukają pocieszenia i komfortu?
Dorota Stobiecka: Szukają raczej rozmowy. Czasem dzwonią 40-letni mężczyźni, których rodzice nie akceptują i którzy już się z tą homofobią pogodzili. Mówią: „No, mamo, trudno, no tak jest, natomiast nie rozmawiajmy o tym, bo nie ma sensu”. Są też młodzi ludzie, którym zależy, aby mieć z rodzicami dobry kontakt. Niedawno pewien jedynak opowiedział mi, że wychował się w wykształconym domu, gdzie dużo się rozmawiało, a jego orientacja położyła kres tej więzi. My - jako stowarzyszenie - jesteśmy tutaj, ale z nami też trzeba chcieć rozmawiać. Niestety nie wszyscy chcą.