Jesteś artystką i magistrą prawa. Czy w swojej twórczości łączysz te dwa światy?
Myślę, że nie da się wymazać pięciu lat życia. Wykształcenie prawnicze na pewno wpływa na moją sztukę, czego dobrym przykładem jest seria HOAX. Studiowałam prawo w latach 2011-2016, ale już w 2014 roku wiedziałam, że nie pójdę tą drogą. Zapisałam się wtedy na dwuletni kurs fotografii w OPT Wrocław. Nie chciałam funkcjonować w świecie stworzonym przez kogoś innego, wolałam tworzyć własne światy, a fotografia była ze mną od dawna, pamiętam sesje zdjęciowe z koleżankami w szkole, fotografowanie wszystkiego aparatami, telefonami, wcześniej analogami. Kupiłam mały aparat na klisze, uczyłam się, fotografowałam do granic obsesji. W międzyczasie przyszedł kryzys demokracji w Polsce, zalew postprawdą, uwidoczniła się absurdalna siła polityczna Kościoła katolickiego, uświadomiłam sobie opresję państwa i moc patriarchatu. Niepokoiło mnie powolne przejmowanie instytucji przez osoby bez kompetencji, psucie prawa. Czytanie informacji w mediach i oglądanie zamieszczanych tam obrazów wpływało na mój proces twórczy, a dzięki świadomości prawniczej mogłam lepiej zrozumieć kryzys polityczny i szybciej na niego zareagować artystycznymi narzędziami. W serii HOAX używam fotografii zmieszanej ze źle wykonanymi w Photoshopie kolażami. W 2020 roku wydałam swoją pierwszą książkę o tym samym tytule. Pierwsze zdjęcie zamieszczone w publikacji pochodzi z 2016 roku. Wykończył mnie kilkuletni proces pracy, ale było warto. Wydanie okazało się sukcesem, otrzymało wyróżnienia w kilku międzynarodowych i polskich konkursach na książkę fotograficzną. HOAX objechał świat. Wyprzedał się w kilka miesięcy, a ja jestem dumna, że udało mi się wykonać fotografie, kolaże, zaprojektować publikację i ręcznie wykonać okładki, ogarnąć druk, kampanię crowdfundingową, dystrybucję oraz promocję. Klamrą zamykającą HOAX została próba cenzury tej pracy ze strony Instytutu Polskiego w Paryżu, kiedy pokazywałam serię na festiwalu Circulation(s) w 2022 roku. W proteście natychmiast odpowiedziałam pracą „Take Down”, nagimi autoportretami, na których ocenzurowałam swoją nagość, wykonanymi w tym czasie w budynku Instytutu Polskiego. Ze strony praktycznej jako artystce po prawie zapewne trochę łatwiej mi czytać umowy, choć równie często się z nimi zmagam.

Agnieszka Sejud, „HOAX”, 2016-2020
Korzystasz z wielu mediów i mieszasz techniki. Masz ulubioną, w której najlepiej ci się pracuje?
Obecnie kocham ciemnię analogową. Zrobiłam licencjat w czeskiej Opavie, po czym trzy lata temu wyjechałam na magisterkę do Hamburga, gdzie jest dostęp do prawie wszystkich możliwych warsztatów. Pierwszy raz jestem na akademii sztuki, to raj dla młodych artystek i artystów. Odkąd w 2022 roku weszłam do ciemni kolorowej, regularnie ją odwiedzam. Z tego swobodnego procesu wypływają serie różnych prac na papierze światłoczułym. Pracuję klasycznie z negatywami, ale najbardziej kocham eksperymenty, pracę ze światłem, wypracowywanie własnych, niestandardowych rozwiązań, fotografię bez użycia aparatu. Obecnie moje fotogramy (obrazy fotograficzne powstałe przez naświetlanie przedmiotów bezpośrednio na papierze fotograficznym) można zobaczyć w Warszawie na wystawie w CSW Zamek Ujazdowski „Oczy moje zwodzą pszczoły”, która potrwa do 31 sierpnia. Eksperymentowałam też z gipsem, gliną, plastikiem, metalem, różnymi rodzajami druku. Kilka miesięcy temu pod równikowym słońcem nauczyłam się cyjanotypii. Zdarza mi się rysować, sporo notuję, na zapleczu robię research i pracuję z tekstem. Tworzę publikacje. Ciągle czymś żongluję, ale czuję, że moją bazą jest szeroko pojęta fotografia i rozmontowywanie opresji poprzez sztukę. 
Agnieszka Sejud, „Fotogramy”, CSW Zamek Ujazdowski
W pierwszej chwili niektóre z twoich prac sprawiają psychodeliczne wrażenie, mamią kolorami, dużo się dzieje. Jak opisałabyś swój styl?
Zawsze mi mało, nie znoszę pustki, dlatego często robi się gęsto. Nieważne, czy pracuję w dwuwymiarze, trójwymiarze, obrazie statycznym czy ruchomym. Wolę się nie przywiązywać do „stylu”, tylko swobodnie tworzyć każdą rzecz osobno w taki sposób, w jaki czuję i zdecyduję. Różne moje prace się przenikają. Na pewno jest kolorowo, nie pracowałam jeszcze w ciemni czarno-białej. Bawię się Photoshopem, lubię różne deformacje, multiplikacje, także w przestrzeni rzeczywistej. Odrywam fotografię od ściany, przekształcam obrazy w obiekty i instalacje.
W swoich pracach dotykasz tematów opresji, przemocy, sięgasz też po kampową estetykę, na przykład w obiektach z cyklu „Mimesis Bubble”. Opowiesz o nim więcej?
Cykl „Mimesis” to bardzo chaotyczny zestaw przeróżnych obrazów, które kojarzą mi się z wyzwoleniem, radością, przyjemnością, seksualnością, ale także z opresją, bólem, cierpieniem i śmiercią, nierozerwalnie związanymi z życiem. Przetwarzam obraz kobiety serwowany nam przez kulturę. Czułam się uwięziona męskim spojrzeniem i stereotypami, próbuję złamać te kody. Wiele z nas ma niełatwe relacje z ciałem, ja także przerabiałam obsesję piękna i problemy z odżywianiem. Kapitalizm karmi się naszym niezadowoleniem. Fotografowałam siebie oraz znajome osoby o kobiecej ekspresji. To również zapis mojej drogi do samookreślenia genderowego. Próbowałam dotrzeć do źródła, bycia ciałem, życia zgodnie z jego rytmem, obserwacji jego potrzeb. Odrzucenia wielu rzeczy zewnętrznie oczekiwanych. W skład cyklu wchodzą obecnie cztery obiekty – dmuchane kule, szczelnie zadrukowane obrazami, w rozmiarach od półtora do trzech i pół metra średnicy. Chciałabym zrobić ich więcej. Obecnie pracuję nad książką, aby zamknąć cykl „Mimesis”.
Działasz na arenie międzynarodowej. Łatwiej ci tworzyć w Polsce czy za granicą?
Teraz już wszędzie mogę się odnaleźć, choć w całkiem nowych miejscach zajmuje to trochę czasu. Na koniec najważniejsza jest wykonana praca, poza miejscem, znajomościami, sprzętem, techniką. Nawet w sytuacji ograniczonych możliwości można stworzyć świetne rzeczy. Ludzie wszędzie są zdolni do rzeczy wielkich i pięknych, a także strasznych. Ostatnio nosi mnie po świecie, w zeszłym roku byłam na wymianie akademickiej pomiędzy Hamburgiem a Kampalą. Przez cztery miesiące studiowałam w Margaret Trowel School of Fine Art, co było niezapomnianym doświadczeniem. Pracowałam tam głównie nad instalacją „Changing Room”, którą zbudowałam w lutym w trakcie wystawy rocznej na HfbK Hamburg. Zrobiłam trochę cyjanotypii, co chciałabym kontynuować, fotografowałam poznanych przyjaciół, modowe i artystyczne projekty, festiwal Nyege Nyege, muzyków i artystki. Zakochałam się w Ugandzie; sporo czytam o tym regionie i chciałabym do niego wracać. Na co dzień żyję pomiędzy Wrocławiem a Hamburgiem. Dużo podróżuję w związku z pracą, ale znajduję przestrzeń na spontaniczne działania. Na szczęście wszędzie udaje mi się odnaleźć swoich ludzi.

Agnieszka Sejud, „How I Sleep”
Stworzyłaś kalendarz dla firmy Linder produkującej trumny, między innymi do samodzielnego montażu. Poprzez sztukę można oswoić śmierć, rozkład?
Myślę, że codziennie tego próbuję. Do pewnego wieku wcale nie myślałam o śmierci, szczęśliwie niewiele z bliskich mi osób umarło, kiedy dorastałam. Z czasem jednak najstarsi zaczęli odchodzić, za babciami i dziadkami również ciotki i wujkowie. Kilka znanych osób, między innymi Natalia LL i David Lynch, parę młodych znanych mi osobiście też. Ktoś poznany dwa miesiące temu, koleżanki i koledzy ze szkoły, wiele ukochanych zwierząt. Trudno sobie wyobrazić, że kiedyś nie będzie się istniało. Fotogramy, na których odbijam swoje ciało, oraz praca w ciemni są obecnie dla mnie praktyką oswajania przemijania i śmierci, zatrzymywania momentu, medytacją bycia i miłości. Sztuka zawiera w sobie komponent czasu, odbicia rzeczywistości i ma zdolność do przetrwania. Chcę zrobić jak najwięcej, zanim przyjdzie mi zniknąć i przemienić się w piasek, wodę, drzewo, powietrze. Wolisz pracować sama czy w zespole?
„Chcesz iść szybko, idź sama, chcesz iść dalej, idź razem”.
Wszystko zależy od projektu. Niektóre realizuję indywidualnie, inne wymagają obecności dodatkowych osób. Doceniam obie te możliwości i jestem niezmiernie wdzięczna za każdą owocną współpracę. Zawsze ekscytują mnie plany zdjęciowe, jak te, które współtworzyłam podczas sesji do kalendarza Lindner albo na okładkę dla Dziarmy. Uwielbiam moment, kiedy praca wielu tygodni i osób kumuluje się jednego dnia. Od kilku lat towarzyszę społeczności ballroomowej w Polsce i przychodzę na różne wydarzenia z nią związane, fotografuję bale, robimy sesje zdjęciowe. Jestem bardzo wdzięczna, że mogę uczestniczyć i być świadkinią czegoś tak przepięknego jak kultura ballroom. Doceniam również moje indywidualne zmagania z materią. Czasami projekt realizuję niemal samodzielnie, ale korzystam z wiedzy, opinii i wsparcia innych osób, jak przy instalacji „Changing Room”, gdzie lista podziękowań przekroczyła dwadzieścia osób, a zbudowałam ją własnymi rękami, używając tworzywa, metalu, folii lustrzanej i innych elementów. 
Agnieszka Sejud, „HOAX”, 2016-2020
Masz swoje ulubione prace?
Kocham „Mimesis Bubble” i prace analogowe. Jestem dumna z budowy „Changing Room”. Cieszy mnie fakt, że HOAX wciąż jest chętnie pokazywany, pięć lat po zakończeniu projektu.
Jakie jest obecnie twoje największe marzenie?
Jeśli chodzi o zawodowe, mam raczej plany – wydać książkę „Mimesis”, znaleźć miejsce i budżet na budowę instalacji „Changing Room” na stałe, dostawać więcej ciekawych i rozwijających, dobrze płatnych zleceń z szerokiego pola fotografii. Zrobić wystawy, które mam zaplanowane, oraz te, które dopiero przyjdą. Sprzedać kilka prac, aby móc sfinansować realizację następnych. Jeśli chodzi o inne niż zawodowe: pokój na świecie, całkowita demilitaryzacja, życie w harmonii człowieka z naturą, mądre ulepszanie systemów, w których żyjemy. Rządy troski i miłości.