Gratulacje! Chętnie zacząłbym rozmowę od otwarcia szampana, ale redakcja dosłownie siedzi na walizkach i zaraz będzie zmieniać adres [z kuqe 2115 spotkaliśmy się jeszcze w starej siedzibie K MAG przy ulicy Mokotowskiej w Warszawie]. Powód do celebracji jest jednak konkretny, bo dwa tygodnie temu wyszła twoja długo oczekiwana debiutancka płyta, „nareszcie w domu”.
Dziękuję! Tak, zdecydowanie jest co świętować, sam czekałem na ten moment od dawna. Cały proces trwał kawał czasu, ale cóż, na szczęście jesteśmy już w domu. Teraz, patrząc na to, ile utworów ostatecznie znalazło się na LP, myślę, że to mogłaby być moja czwarta płyta.
Coś by się wtedy zmieniło? Rozmawiałby ze mną jakiś inny, odmieniony kuqe 2115?
Szczerze? Nie mam pojęcia. Wiem, co się dzieje tu i teraz, kiedy wreszcie mam za sobą pełnoprawny debiut, a dzieją się naprawdę ciekawe rzeczy. Przede wszystkim jest to materiał, który zrobiłem w stu procentach po mojemu. Pozwoliłem sobie na tę wolność i jestem za to ogromnie wdzięczny. Lubię całą tę płytę, słucham jej bez poczucia, że coś na niej robi za wypełniacz.
Pierwsza zapowiedź pojawiła się jednak siedem lat temu, w 2018 roku. Dlaczego tyle to trwało?
Stary, powiem tak – trudno odpowiedzieć na to w kilku zdaniach, a już tym bardziej ułożyć jakąś chronologię wydarzeń. Dużo się działo, zwyczajnie brakowało przestrzeni, żeby domknąć różne rzeczy. Nasza dziesięcioletnia historia pod szyldem kolektywu 2115 [należą do niego między innymi Bedoes, kuqe, Flexxy, White i Blacha – przyp. red.] to dużo roboty, ale też dużo wariackich przygód. Czasami sobie myślę, że tak po prostu miało być, że musiałem poczekać na ten moment, kiedy staniemy się niezależnym labelem. Niezależność, ale chyba w pierwszej kolejności – wieloletnia przyjaźń. Słyszałem, że Borysa [Bedoesa] poznałeś w sieci podczas wspólnej gry w GTA.
Od tego wszystko się zaczęło. Zanim wystartowaliśmy z nagrywaniem kawałków, zanim w ogóle powstał kolektyw, byliśmy po prostu grupą przyjaciół. Uważam, że to kluczowe dla nas jako labelu – nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy paczką losowych ziomków „z łapanki”. Najpierw była przyjaźń, dopiero potem zrobiliśmy z tego rodzinny biznes.
„Nareszcie w domu” to przystępna płyta, na której znajduje się sporo imprezowych bangerów i materiałów na potencjalne hity radiowe. Z drugiej strony odniosłem wrażenie dużego stylistycznego zróżnicowania – w wielu miejscach rap ustępuje bardziej rockowym brzmieniom. Jeśli już impreza, to raczej w klimatach New Romantic czy disco z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Dobrze to złapałeś, rzeczywiście słucham sporo rocka, wyszukuję różne mniej lub bardziej niszowe bandy. Muzyka z lat osiemdziesiątych to z kolei coś, przy czym mega dobrze się bawię. Wszystkie te wpływy są obecne na albumie. Natomiast odnosząc się jeszcze do wspomnianej różnorodności – myślę, że to było mi bardzo potrzebne jako debiutantowi. Chciałem zaspokoić wewnętrzny głód, a pierwsza płyta to chyba najlepszy moment do przetestowania, w czym czuję się najlepiej, czego potrzebuję jako artysta, a co zupełnie mi nie siedzi. Prawda jest jednak taka, że to, co ostatecznie weszło na LP, nigdy nie było jakoś specjalnie planowane, w stylu: dzisiaj wchodzimy do studia i gramy według ustalonego schematu, tylko wychodziło bardziej spontanicznie, czasami nawet pod wpływem chwili.
A jakieś konkretne inspiracje? Czego teraz słuchasz?
Z rzeczy bardziej oczywistych – ostatnio sporo Myslovitz i Happysad. Sięgam też po kapele z lat dziewięćdziesiątych, rzeczy w klimacie Zabili Mi Żółwia i inne takie. Poza tym jestem wielkim fanem Edyty Geppert. To w ogóle najgorsze z możliwych pytań, bo człowiekowi od razu przychodzi do głowy tysiąc pomysłów i każdy byłby równie dobry. Generalnie to wygląda tak, że słucham bardzo dużo polskiej muzyki i myślę, że dzięki temu moje melodie też są maksymalnie polskie. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte pojawiają się nie tylko w brzmieniach, ale też w oprawie płyty. Premierę „Nareszcie w domu” zorganizowałeś na Kole, legendarnym warszawskim bazarze, a krążki sprzedawałeś prosto z bagażnika swojego old schoolowego BMW. Tego samego, które ma siedzenia obszyte dywanami jak z peerelowskiego mieszkania moich rodziców.
Taaak, od tej fury wszystko się zaczęło. Dostałem ją w prezencie od Borysa, co akurat zbiegło się w czasie z poszukiwaniem inspiracji do warstwy wizualnej albumu. Nieraz bywałem na Kole, widziałem, jak kupcy ustawiają się furami i sprzedają swoje towary bezpośrednio z bagażników. No k****, trudno było nie wykorzystać takiej sytuacji! To zresztą bardzo moje klimaty – to auto, dywany, handelek. Mówiłem ci w ogóle, że wcześniej pracowałem w elektromarkecie?
Dość abstrakcyjne doświadczenie, bo podczas pracy tam zacząłem spędzać weekendy na pierwszej trasie koncertowej Bedoesa, nagrywałem pierwsze kawałki i w efekcie ludzie zaczęli mnie rozpoznawać w sklepie. Bywało, że jakieś dzieciaki przychodziły do sklepu i puszczały kawałki z moim udziałem, a ja za rogiem biegałem w żółtym uniformie i obsługiwałem klientów. W końcu miałem dość takiego rozdwojenia, machnąłem na kartce wypowiedzenie i tyle. Wracając do Koła, po prostu nie mogłem sobie wyobrazić lepszego miejsca na premierę. Bardzo chciałem zaprosić tam moich fanów i fanki i zorganizować dla nich coś wyjątkowego. Wynajęliśmy więc cały bazar. Wymyśliłem też, że oddamy tę przestrzeń młodym artystom zajmującym się rękodziełem. Tak, żeby mieli swój spot, pokazali się szerszej publiczności (nagranie z wydarzenia jest dostępne w internecie) i przy okazji mogli coś zarobić.
No dobra, ja jeszcze pamiętam najntisowe bazary i ich specyficzny klimat, tę całą wszystkożerność sprzed epoki hipermarketów. Ale czy ty przypadkiem nie urodziłeś się na to zbyt późno?
Wiesz, jestem gościem z małego miasteczka. Chodziłem na bazary z rodzicami, na prowincji niewiele się pod tym względem zmieniło. Nie jest jednak tak, że mam do tego tematu jakiś wyjątkowy sentyment. Bardziej zależało mi na tym, żeby skorzystać z naszego własnego, polskiego swagu i trochę go dowartościować. Nie robić kolejnych rapowych wycieczek na Zachód, ale zaprezentować wschodnioeuropejską specyfikę, którą warto się chwalić, a nie wstydliwie chować przed światem. Dla mnie to naturalna sprawa, w tym czuję się dobrze – bazarowy klimat to coś, z czym warto się utożsamiać. Sprzedawcy z bazarów to często prawdziwe osobowości, bardzo charyzmatyczni ludzie, a sama przestrzeń targowisk jest miejscem spotkań i wymiany, gdzie dzieje się dużo i po prostu świetnie spędza się czas. Chciałem przywrócić ducha tamtym wartościom. Dzisiaj żałuję tylko, że nie zdążyłem spróbować grochówy z gara, bo na Kole byłem jednak cały czas z fanami i dla fanów.
Dla mnie to naturalna sprawa, w tym czuję się dobrze – bazarowy klimat to coś, z czym warto się utożsamiać. Sprzedawcy z bazarów to często prawdziwe osobowości, bardzo charyzmatyczni ludzie, a sama przestrzeń targowisk jest miejscem spotkań i wymiany, gdzie dzieje się dużo i po prostu świetnie spędza się czas. Chciałem przywrócić ducha tamtym wartościom. Dzisiaj żałuję tylko, że nie zdążyłem spróbować grochówy z gara, bo na Kole byłem jednak cały czas z fanami i dla fanów.
W wielu twoich kawałkach słychać ten swag i radość debiutanta, ale moim zdaniem fundamentem całego albumu jest melancholia. Już na okładce przedstawiasz się jako wrażliwy, refleksyjny facet, a nie maczo raper sypiający na workach z pieniędzmi. Skąd taki wybór?
Wiesz co, nie będę ukrywał, że podczas nagrywania tego albumu przeżywałem bardzo trudne momenty. Na przestrzeni ostatnich lat zaniedbałem ważne dla mnie sprawy, rozstałem się z dziewczyną, no i tutaj dałem temu wszystkiemu ujście – stąd melancholijna aura, zwyczajnie nie dało się przed tym uciec. Nie było to zresztą potrzebne. Uważam, że nawet w tych mocniejszych, imprezowych kawałkach, jak „rookie of the year”, da się wyczuć sporo bólu, wołania o siebie. Coś w stylu: „Hej, popatrzcie na mnie, ja tu jestem i taki właśnie jestem!”. Pod maską egocentryka, która dominuje w paru kawałkach, kryje się wrażliwy facet. Może jest w tym jakiś narcystyczny rys? Nie wiem, to są już tematy dla psychoanalityka.
Ok, w takim razie jaki jest Łukasz, kiedy nie jest kuqe 2115?
No cóż, jest zwyczajnym, przyziemnym gościem, który lubi pograć na pececie, napić się mięty i pójść wcześnie spać, bo rano chce pobiegać. Łukasz jest też wyrozumiałą, nieoceniającą i empatyczną osobą. Tak przynajmniej chciałby o sobie myśleć. Na to ma nadzieję. Trudno tak na zawołanie wyjść z siebie, spojrzeć z boku na własne życie. Na takie pytania można odpowiadać co tydzień i za każdym razem wyjdzie ci trochę coś innego.
No cóż, jest zwyczajnym, przyziemnym gościem, który lubi pograć na pececie, napić się mięty i pójść wcześnie spać, bo rano chce pobiegać. Łukasz jest też wyrozumiałą, nieoceniającą i empatyczną osobą. Tak przynajmniej chciałby o sobie myśleć. Na to ma nadzieję. Trudno tak na zawołanie wyjść z siebie, spojrzeć z boku na własne życie. Na takie pytania można odpowiadać co tydzień i za każdym razem wyjdzie ci trochę coś innego.
Rap czy, szerzej, kultura hip-hopowa, przynajmniej taka, jaką pamiętam z czasów mojej nastoletniości na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych, była bardzo chłopacka i oparta na konserwatywnym wzorcu maczo Polaka. Teraz to się chyba mocno zmienia.
Moim zdaniem diametralnie. Choć akurat ja tak mocno tego nie odczuwam. Nigdy nie byłem specjalnie związany z kulturą hip-hopową, a już na pewno nie w takim sensie, że mnie ona definiowała jako osobę czy nawet twórcę. Dlatego ani mnie ta ewolucja ziębi, ani grzeje. Pozostaje mi tylko taka dyplomatyczna odpowiedź: ja po prostu chcę robić muzykę, stary! Bez angażowania się w jakieś subkultury i ich wojenki. Nie szukam i zwyczajnie nie przepadam za skrajnościami.
Sporo osób jednak narzeka, że kiedyś to były czasy, a teraz nie ma już czasów. Kiedyś był rap, a teraz został sam pop.
Mnie się akurat ta zmiana w kierunku popu podoba. Uważam, że wszystko ma swój czas. Więcej nawet – gatunki i style stale się rozwijają, ale też zataczają koła, wracają, mieszają się ze sobą na różne sposoby. Dzisiaj rośnie popularność lat dwutysięcznych – w modzie, muzyce, popkulturze – co oznacza, że za chwilę będziemy słyszeć inspiracje tą dekadą na co drugiej płycie. I znowu zacznie się narzekanie. Tylko po co się wściekać? Lepiej dać rzeczywistości biec własnym torem, ja przynajmniej tak właśnie staram się robić – jak coś mi się nie podoba, to po prostu staję z boku, obserwuję i się nie wtrącam. Choć dobra, myślę, że gdybym siedem lat temu nagrał kawałek z Eweliną Lisowską, to mógłbym mieć prze**** [śmiech].

Może i się nie wściekasz, ale o trudnych emocjach mówisz otwartym tekstem. W kawałku „wszystkie noce są samotne” pojawia się temat depresji, lęków, myśli rezygnacyjnych. Premierze singla towarzyszyła akcja „Pogadajmy po męsku”, a w teledysku znalazła się plansza z numerem Telefonu Zaufania dla Mężczyzn.
Tak, dla mnie to w ogóle priorytetowa sprawa. Czuję, że skoro sam mam przywilej zarabiania na tym, co kocham robić, powinienem w jakiś sposób odpłacić się światu, zwrócić to, co od niego dostałem. W momencie, kiedy nadarza się okazja wyjścia poza muzykę – i to jeszcze zgodna z tym, w co sam wierzę i jakimi kieruję się wartościami – no, tu po prostu nie ma żadnych minusów, trzeba działać! A mam głębokie poczucie, że polscy faceci, nawet ci młodzi, nadal nie potrafią otwarcie rozmawiać o emocjach, przyznawać się do trudności, poszukiwać różnych form wsparcia w kryzysowych sytuacjach. Nasi rodzice, szczególnie ojcowie, byli jeszcze bardziej zamknięci, tak nas wychowali, ale z drugiej strony trudno mieć o to pretensje. Nie było dzisiejszej świadomości, lepszego dostępu do psychoedukacji, a oni, przynajmniej jak na tamte ograniczone warunki, dawali z siebie sto procent. Dlatego jeśli mogę za pomocą swojej muzyki pokazać, że dorosły facet też ma prawo się rozpłakać, że może sobie pozwolić na gorszy czas i nie wstydzić się własnych słabości, to ja po prostu chcę to zrobić. Nawet jeśli skorzysta na tym jedna osoba, jednemu kolesiowi otworzą się oczy i zacznie o sobie inaczej myśleć, to będzie już dla mnie wielki sukces.
Wielu mężczyzn odrzuca jednak taką współczesną redefinicję męskości. W mediach coraz częściej pisze się o powrocie do tradycyjnego modelu – silny facet, głowa rodziny.
Sam nie wiem, czy tak to naprawdę wygląda, czy to tylko kolejne poszukiwanie mocnego tematu. Bo niby czym miałaby być ta mityczna męska siła? W moim rozumieniu prawdziwa siła tkwi właśnie w świadomości emocjonalnej. Jeżeli rozumiesz i starasz się panować nad tym, co siedzi głęboko w tobie, dopiero wtedy możesz stać się tak zwaną „głową rodziny”, czyli po prostu odpowiedzialnym człowiekiem. Takim, który potrafi stanąć na wysokości zadania, a nie tłamsi w sobie każde uczucie, każdą słabość. Wrażliwość jest tym, co faceci powinni w sobie pielęgnować, a nie czymś, od czego trzeba się za wszelką cenę odcinać.
Czyli Łukasz jest wrażliwym gościem, a kuqe 2115 reprezentuje tę postawę na scenie?
Masz jakieś patenty na radzenie sobie z trudnymi emocjami? Coś, co najlepiej na ciebie działa? Nie chodzi mi o profesjonalne formy wsparcia. Ja na przykład chodzę na punkowe koncerty i tańczę pogo, a po takim kontrolowanym wypluciu emocji czuję się oczyszczony.
Stary, powiem ci tak – ja po prostu nauczyłem się płakać. Sam ze sobą i wtedy, kiedy tego potrzebuję. W domu, w aucie, po prostu, stary, siedzę i płaczę. I daję sobie to przeżyć, bo wcześniej unikałem płaczu przez wiele lat. Po takim wyrzuceniu z siebie emocji dużo łatwiej zajrzeć do własnej głowy i ułożyć sobie różne sprawy już na chłodno. Zrozumieć, co się właściwie wydarzyło, dlaczego się tak ch**** poczułem i jak mogę to naprawić. Tylko że płacz bywa niestety czymś, czego trzeba się dopiero nauczyć. Tak przynajmniej wynika z mojego doświadczenia. Każdemu facetowi życzyłbym jednak, żeby prędzej czy później podjął się takiej nauki. Jest to maksymalnie wyzwalające.
W klipie do „zostań, proszę” też ma miejsce odwrócenie stereotypowych ról: to ona dostaje wyrok i idzie siedzieć. Facet zostaje w domu i piecze z dzieciakami torty.
Cieszę się, że do tego nawiązałeś. To był całkowicie świadomy wybór. Sam zaproponowałem takie rozwiązanie ekipie i pomysł w zasadzie od razu zażarł, wszyscy to poczuli. Mieliśmy świetną reżyserkę, Kasię, no i w efekcie powstał wspaniały teledysk, chyba mój ulubiony, jeśli chodzi o single z tej płyty. Estetycznie bardziej serialowy, z dynamiczną akcją i nie tak minimalistyczny, jak ten do „wszystkie noce są samotne”, który też oczywiście bardzo lubię, ale on reprezentuje inne, w większym stopniu alternatywne klimaty. Klucz do kawałka z Bambi był natomiast taki, żeby wybić właśnie tę troskliwą, emocjonalną stronę współczesnej męskości. Fajnie, że się udało i że ludzie zauważają, o co w tym klipie tak naprawdę biega.
Nie mogę też nie zapytać o twoją stylówkę, która bardzo mi się podoba, ale budzi skojarzenia typowe dla ludzi z mojego pokolenia. Za moich czasów raperzy tak się nie ubierali, tatuaże, biżuteria i długie włosy były zarezerwowane dla fanów ciężkich brzmień. Na premierze twojej płyty widziałem masę młodych dziewczyn ubranych jak gotki albo punkówy. Ciekawa jest ta zmiana.
Wiesz co, to jest chyba związane z szerszym popkulturowym zwrotem w kierunku lat dwutysięcznych i tamtej estetyki. Tyle że te stylizacje są już raczej zupełnie oderwane od subkulturowych korzeni, te osoby mogą słuchać bardzo różnej muzyki i wyglądać jak punki sprzed dwudziestu pięciu lat. Ja sam chyba nie do końca potrafię szukać inspiracji modowych, chociaż umiem sobie bardzo ogólnie zwizualizować to, jak chciałbym wyglądać. I uważam, że jak na takiego samouka podążającego za intuicją, całkiem nieźle mi to wychodzi. Nie siedzę na Pintereście, nie śledzę mody w necie, ale jeśli miałbym podać jakieś inspiracje, na pewno byłby to A$AP Rocky i zbliżone klimaty. Chociaż to się ostatnio zmienia. Widziałeś, jak byłem ubrany na Kole?
Tak, jak boss albo młody przedsiębiorca z lat dziewięćdziesiątych. Pod krawatem, elegancko.
A no właśnie! Koszule i krawaty są dla mnie mega seksi, zamierzam propagować taką stylówę jako odtrutkę na polską szarówkę. Przyjaciółka sprezentowała mi niedawno dwie torby krawatów po swoim świętej pamięci dziadku. Niesamowita sprawa, totalne old schoole, wzorzyste i kolorowe, nigdzie już takich nie znajdziesz. Pewnie będę nosił rzeczy z tej kolekcji do końca życia, bo to jest coś, co nigdy się nie przeterminuje i nie wyjdzie z mody.
Dobra, a tak szczerze: czy ciebie jeszcze w ogóle kręci rap jako muzyka?
Nie no, oczywiście, wciąż słucham dużo rapu. Lil Baby, Migos, Young Thug, Future – to wszystko są artyści, którzy ukształtowali mnie jako młodego człowieka, mocno wpłynęli na mój gust i moje późniejsze wybory muzyczne. Uważam, że bez nich nie byłoby nowoczesnego brzmienia w rapie, czyli także nie byłoby muzyki, którą robimy jako kolektyw 2115. To podstawowe źródło inspiracji i zawsze będę do niego wracał. Czy to z sentymentu, czy po prostu dla przyjemności.
Słyszałem też, że jesteś zapalonym graczem i masz swój kanał na Twitchu. Poleciłbyś jakiś nowy tytuł?
Wszystko prawda, choć ostatnio zostaje mi niewiele czasu na granie. Jeśli jednak już w coś grać, to koniecznie w „Kingdom Come: Deliverance II”. Niesamowicie immersyjna rzecz, w dodatku świetnie napisana, ze wspaniałą fabułą. Pozwala się zatracić w realiach średniowiecznych Czech, poznać historię, przyswoić masę nowych faktów. Dla mnie totalne arcydzieło.
W takim razie, już na koniec: czego, poza złapaniem czasu na oddech, mógłbym życzyć Łukaszowi, a czego kuqe 2115?
Tego samego: lepszej formy i regularnych treningów, bo się ostatnio strasznie, kurde, zaniedbałem, a zbliżają się koncerty. A tak zupełnie serio: wiary w siebie i większego poczucia sensu. To coś, co bardzo często gubię, a co jest mi teraz, po wydaniu debiutu, szczególnie potrzebne. Zresztą, co tu dużo gadać, nie tylko teraz. Zawsze.
kuqe 2115 – członek kolektywu 2115, właśnie wszedł na scenę solo – i zrobił to z przytupem. Jego debiutancki album „nareszcie w domu” pokrył się złotem w dniu premiery, zadebiutował na pierwszym miejscu OLiS, a obecnie ma już status platyny. Za sukcesem płyty stoi nie tylko muzyka, ale także autentyczne zaangażowanie artysty. kuqe 2115 wyruszył do Republiki Środkowoafrykańskiej, gdzie nagrał „taki mały ja” i wraz z Patecem oraz Fundacją AKEDA wsparł budowę pierwszego profesjonalnego studia nagrań. Przełamał tabu wokół męskich emocji, przekazując dochód z akcji promującej „wszystkie noce są samotne” na Telefon Zaufania dla Mężczyzn. Wspiera tych, którzy chcą tworzyć, słucha tych, którzy potrzebują głosu. Dla niego płyta to coś więcej niż debiut – to społeczność, która rośnie razem z nim. Niebawem wyrusza w pierwszą solową trasę koncertową.