Siedzę tu w dresie, ale to niełatwe pytanie. Nie wiem, czy kiedykolwiek czułem się wyłącznie raperem. Zawsze byłem jakąś taką dziwną składanką niczym Pepco tylko mam nadzieję, że miałem trochę lepszą jakość (śmiech). Zawsze był problem z rozstrzygnięciem czy jestem bardziej producentem, kompozytorem, czy bardziej raperem. Panie w sklepach denerwowały się, bo nie wiadomo było na jaką półkę postawić moje płyty. Wydawało mi się, że w sumie jestem bardziej muzykiem, producentem, a rap robiłem tak przy okazji.
Potem rzeczywiście rozkręciła się spirala wokół mojego stylu składania słów a po Rymoliryktandach, które robiliśmy z Radą Języka Polskiego stałem się wręcz osobą od poprawności językowej. Był taki gość, który stworzył skrypt IT, w którym wyliczył u polskich raperów, kto ma najbogatsze słownictwo. Bardzo zaskoczyło mnie to, że byłem w pierwszej trójce. Wtedy zacząłem być utożsamiany bardziej jako raper i tekściarz i faktycznie na tamtym etapie czasem myślałem, że to muzykę robię bardziej przy okazji.
Właśnie dostałam wiadomość, z której wynika, że kończysz z rapem.
Z wymownym zdjęciem, na którym rzucam mikrofon.
A myślałam, że będzie inaczej – że po tych latach tak naprawdę ciężkiej roboty z muzyką filmową będziesz chciał wrócić właśnie do rapu i do jakiejś nowej, lekkiej płyty z hip-hopem.
Którą już też zrobiłem (Good Luck). Powiem Ci, że wielokrotnie jest tak, że myślę sobie o czymś, coś mnie zainspiruje, i chciałbym o tym napisać, ale wtedy sobie przypominam, że przecież to już zrobiłem i to często w kilka razy (śmiech).
Pamiętajmy, że miałem chore ADHD i nagrałem prawie 20 płyt. Na pewno temat rodzicielstwa byłby dla mnie czymś świeżym i miewam pokusy by o tym porapować. Tylko prawda jest też taka, że zawsze pisałem teksty w ogromnym skupieniu. Ogromnym. I wiem teraz, jakim horrorem było dla mnie napisanie tekstów do „Chłopów”.
Otóż codziennie o 16:00 wpada nasz ukochany szałaputa i porywa nas na swoją abstrakcyjną planetę, z której wracamy ok 21:00 jak z pierwszej licealnej wycieczki albo 7 dniowego WOODSTOCKU gdzie zaznałeś wszystkiego, łącznie z jedzeniem plastelinowej zupy, chodzeniem po ulicach zrobionych z ciuchów, ściąganiem gili odkurzaczem, czterdziestoma zabawami i 3 krotnym podcieraniem pupy.
A ostatnio miałem też tak, że przysiadłem do jakiegoś tekstu, coś chciałem pisać, a potem usłyszałem piosenkę Taco i pomyślałem: „Ale zajebiście o tym napisał. Już nie trzeba”. To jest inaczej, gdy nie masz nic innego w życiu oprócz rapu. Ja zawsze miałem sporo zajawek. Tak, rap jest zajebisty i przez wiele lat był dla mnie wszystkim. Teraz mam za dużo innych rzeczy, które mi dają radość.
Dojrzałem do momentu, w którym już nie chcę też robić wszystkiego. Czytam w kółko książkę „Jedna rzecz” – wspaniała!Dlatego zamykamy ten etap. Zaczniemy na Brasswoodfest 26 lipca, gdzie z orkiestrą PFK Sopot i Michałem Urbaniakiem zagram przekrojowo - hip-hopowo - symfoniczne pożegnanie z mikrofonem. Potem chcemy się jeszcze spotkać z fanami i kilkoma ważnymi na mojej drodze artystami we wrocławskim NFM 10 listopada i krakowskim iCE 26 listopada. Pewnie będzie też Warszawa.
Wiesz, w Polsce zawsze raper, wokalista będzie kimś więcej niż producent i kompozytor.
Taką mamy kulturę, taki mental. To, że szanujemy bardziej wokalistów od producentów i kompozytorów wynika często z niskiej kultury muzycznej. Ale gorsze jest to, że szanujemy celebrytów i powielaczy bardziej od wizjonerów i prekursorów. Gdyby Chopin nie wyjechał do Paryża powiesiłby się pewnie ze smutku, biedy i odrzucenia na tych depresyjnych, kikuciastych wierzbach w Żelazowej!
To jest wyzwanie być w Polsce kompozytorem. Moim wielkim marzeniem było stworzyć ścieżkę dźwiękową, która przywracać będzie także słuchanie muzyki instrumentalnej a nie tylko piosenek. Muzyka instrumentalna rozbudza naszą wyobraźnię.
No tak – biorąc pod uwagę, że ze szkół usuwa się lekcje muzyki i plastyki to good luck. Ale zawsze lubiłem wyzwania. Robimy teraz specjalny śpiewnik domowy z muzyką z Chłopów - mamy też serię działań edukacyjnych wokół tego projektu. Od lat tworzymy projekty na pograniczu rozrywki i edukacji jak 39/89 Zrozumieć Polskę. Mam dobre życie i czuję, że warto coś od siebie dać dla kolejnych pokoleń.
Skoro jakimś cudem i oczywiście niebotycznym nakładem pracy udało się stworzyć w końcu soundtrack, który żyje swoim życiem jak pamiętna melodia Henryka Kuźniaka z Vabank to staramy się to wykorzystać by kreować zainteresowanie muzyką instrumentalną. Tak naprawdę ludzie sami zaczęli aranżować te utwory i je wykonywać nawet rodzinnie, remiksować itd. To było niesamowite.
Czasem jesteśmy już zmęczeni Chłopami i chcemy iść dalej. A czasem uświadamiamy sobie, że długo nie powstanie coś takiego, ponieważ był to splot wielu niesamowitych sytuacji a przede wszystkim ogromny wysiłek wizjonerów jakimi są Hugh i DK Welchman, którzy de facto zainwestowali zarobki z Loving Vincent w promocję polskiej kultury jaką była adaptacja dzieła Reymonta.
Muzyka do „Chłopów” stała się odrębnym organizmem, która wyszła sukcesem sporo poza ramy filmowe.
To prawda. Zastanawiamy się na ile to przypadek a na ile jednak wynik nadludzkiego wręcz wysiłku. 5 lat pracy setek malarzy i muzyków. Dorota reżyserka od samego początku mega dmuchała mi w żagle i czułem wielką dumę z tej współpracy. Poświęciłem temu najwięcej energii w życiu. Gdy wcześniej zacząłem pracę przy innym polskim filmie, zostałem strasznie sponiewierany i przeczołgany. Zabiło to moją wiarę w siebie i chciałem porzucić tę ścieżkę. Przy „Chłopach” zaznałem zupełnie innego podejścia do produkcji.
Co było najciekawsze w całym tym procesie?
Wszystko, bo to była moja akademia filmowa. O tym mógłbym napisać książkę i pewnie kiedyś napiszę. Uczenie się jak wpływać na historię, odkształcać postaci i odczucia widza poprzez muzykę. Subtelna sztuka wielkiej manipulacji emocjami. Pamiętam sytuację, w której po 3 latach pracy okazało się, że setki muzyków i dziesiątki zespołów, które nagrałem tworzą ciekawe kompendium muzyki słowiańskiej, ale kompletnie niespójny soundtrack.
Okazało się, że to nie działa z filmem. Wtedy wybraliśmy się z Hugh do Londynu do AIR studios gdzie spotkaliśmy się z genialnym inżynierem Geoffem Fosterem, który miksował dźwiękm.in. do Cruelli, Jamesa Bonda, Dunkierki. Pamiętam jak bardzo zdruzgotany opuściłem to studio, bo okazało się, że przede mną kolejne 6 miesięcy pracy by ten soundtrack przerobić i ujednolicić. Prosto z Londynu poleciałem na Maderę na 5 dni, żeby się pozbierać psychicznie a potem wróciłem i pracowałem po kilkanaście godzin dziennie przez kolejne pół roku aby to naprawić. Jeszcze ciekawsze jest to, co się wydarzyło później. Wiedziałem, ze jesteśmy trudnym i podzielonym narodem, ale nie wiedziałem jak bardzo potrafimy sobie wkładać patyki w szprychy. Długo jeszcze nie dostaniemy Oscara, bo nie potrafimy solidarnie współdziałać i się wzajemnie wspierać. Premiera nastąpiła podczas największej wojny polsko-polskiej, bo w okresie wyborów parlamentarnych 2023 więc jeszcze wpadliśmy w polityczne sidła. To była jazda bez trzymanki.
Film, który uczynił z najnudniejszej szkolnej lektury hita, którego młodzież samoistnie wybierała się do kina 2, 3 razy nie dostał prawie żadnej nagrody w środowisku filmowym a ponad 10 nagród publiczności. Dużo dziwnych historii niczym stranger things. Patrząc na pozytywy piękne jest jak bardzo kinomani pokochali ten film. To był fenomen. To film mocno artystyczny i nie spodziewaliśmy się, aż takiego sukcesu w popkulturze.
Dodatkowo wiedzieliśmy też, że film nie jest taki, jaki chcieliśmy, żeby był. Został mocno pocięty przez pandemię a potem wojnę na Ukrainie (tam było jedno ze studiów i trzeba było ewakuować malarzy do Polski). Potem, kiedy wrócili do Kijowa organizowaliśmy zbiórki na agregaty prądotwórcze, żeby mogli dalej malować ten film. Rosnące koszty sprawiły, że film został na końcu mocno poharatany. Dla mnie to była także gehenna, bo musiałem wielokrotnie komponować na nowo pod zmienione sceny. To był istny roller coaster emocji.
Z jednej strony poczucie pracy nad czymś wielkim, pięknym i konceptualnym. Potem wielki sukces premiera na TIFF w Toronto, dystrybucja kinowa na całym świecie i walka o Oscara. Z drugiej brutalne zderzenie z meandrami polityki i showbiznesu oraz polskiej mentalności.
Niewiele brakowało, a ten film w ogóle by nie ujrzał światła dziennego. Udało się właściwie tylko dlatego, że Hugh i Dorota doinwestowali swoje prywatne środki i zamieszkali w bloku, żeby to dzieło ujrzało światło dzienne. Jestem bardzo wdzięczny za to, że dano mi tę szansę i w końcu spełniłem marzenie o muzyce filmowej. Dlatego grając kolejne koncerty pomagamy teraz też filmowi.
Koncerty to sposób na wspieranie filmu?
Tak jest. Tymi wielkimi koncertami teraz też wspieramy film, który jeszcze się spłaca. Ręczne malowanie filmu klatka po klatce jest bardzo awangardowym pomysłem w dzisiejszych czasach. Jak widać modnym i pionierskim, bo niedawno nawet Disney ogłosił, że wraca do ręcznej animacji. Niestety nie mamy zasobów i możliwości Disneya.
Przy „Loving Vincent” było inaczej, bo Vincent van Gogh to znana postać. Dorota, robiąc Vincenta, pomyślała: „Marzy mi się, żeby teraz coś zrobić dla Polski, dla kobiet i wybrała historię Jagny. A potem w pewnym sensie sama się nią stała. Ostatecznie zapłaciła za to bardzo wysoką cenę emocjonalną. Działy się też różne kosmiczne rzeczy podczas kampanii Oscarowej, ale nie chcę o tym mówić publicznie. To temat na książkę.
Nasz naród po paskudnych i toksycznych 200 latach zaborów i wojen jest ostro poharatny psychicznie i potrzebuje solidnej psychoterapii. Jeszcze dużo pracy przed nami, ale wierzę, że nauczymy się współdziałać, miłować, słuchać i wzajemnie wspierać także w dobrobycie.
Wspomniałeś trochę o tej polityce i rzeczach, które z polityką się wiążą. Jaki masz stosunek i oczekiwania po zmianie politycznej? Czego można się w kulturze spodziewać?
Cóż mogę Ci powiedzieć (śmiech). Chciałbym, aby dofinansowanie dostawały ambitne projekty, które kreują wrażliwość, empatię i mają wartość społeczną niezależnie od dziedzin, poglądów i gatunków sztuki. Ważne jest, aby wspierać różne środowiska i różne targety – zwłaszcza te w mniejszych miejscowościach, bo jak widać rośnie w Polsce przepaść mentalna. Zaczynamy mieć 2 Polski właśnie przez wieloletnie zaniedbywanie mniejszych miast i miasteczek.
Ogólnie to bardzo delikatna i skomplikowana dyskusja o sposobie rozdziału środków publicznych, która powinna mieć więcej konsultacji i debat – nasłuchu potrzeb animatorów kultury i twórców festiwali.
Wkładamy za mało wysiłku w wypracowanie zdrowego i trwałego modelu finansowania kultury – Wszystko jest szarpane prywatą, znajomościami, wojnami i zmianami politycznymi. Robienie festiwalu to ogromny stres. Z jednej strony czasem jak na to wszystko patrzę chcę mi się płakać. 6 raz z rzędu nie dostaliśmy dofinansowania na nasz brasswood festival w Trójmieście (śmiech). Prosiliśmy też o wsparcie w tworzeniu musicalu „Chłopi” Narodowy Instytut Muzyki i Tańca, bo przecież Chłopami roztańczyliśmy pół polski promując folk i polską muzykę korzeni na całym świecie.
Niestety też dostaliśmy odmowę i finalnie byliśmy w wielkich długach po premierze na Torwarze, bo chcieliśmy to zrobić na odpowiednim poziomie. Staram się coraz mniej oczekiwać i liczyć tylko na siebie. Staram się skupiać na pozytywach, na tym, że i tak mamy większe wsparcie dla kultury niż w wielu miejscach świata. To, że te środki są dystrybuowane niesprawiedliwie to chyba jasne, bo świat jest niesprawiedliwy. Przede wszystkim marzy mi się, aby więcej bogatych firm działało np. Jak Kulczykowie czy Starakowie wspierając kulturę. Niestety jest to absolutna rzadkość w Polsce. Firmy nie czują odpowiedzialności za sztukę i kreację i to się powinno według mnie zmieniać. Ja cieszę się, że wspiera nas Sopot i Gdynia oraz Pomorskie i NCK. Jest też Hestia i Airport Gdańsk – pomagają nam budować ten unikatowy i butikowy slow festival, którego otacza magia otuliny trójmiejskiej. Chcemy tworzyć nie za duży, ale dobrze skomponowany line up bez przebodźcowania. Mamy dużo koncertów bez akustycznych i darmową paradę wolnościową nawiązującą do roku 1956, koncerty zespołów półamatorskich i sporo warsztatów dla dzieci. Przede wszystkim jednak inwestujemy własne środki w rozwój tej inicjatywy, bo to nasza zajawka.
Przykre. Czego mogę Ci życzyć?
Powodzenia w Japonii, bo za chwilę tworzymy tam nowy projekt. Pięknego i udanego Brasswood. Bardzo przeżywamy to, że zmieniamy skalę. Będziemy gościć światowych artystów takich jak Morcheeba, Jazzanova, Dub FX czy Cartpeman. Chciałbym, aby ludzie poczuli się u nas jak w pięknej i przytulnej baśni. Chciałbym też, aby to był rok udanego i pamiętnego pożegnania z mikrofonem, które zrobi przestrzeń na nowe piękne projekty filmowe.
Życz mi może, żebym w końcu zdobył tego Oscara, ale jednocześnie potrafił mniej i mądrzej pracować, by mieć czas dla ukochanej rodziny, swoich zajawek i życiowego balansu.