Czekam na korytarzu na poprawkę w nie swojej klasie, z jakiegoś idiotycznego, niezrozumiałego powodu postanowiłem przyjść pół godziny przed ósmą i siedzieć jak palant pod salą. Oczywiście nie byłem jedynym palantem, bo zjawiła się również dziewczyna, której wybaczyłem parę dni wcześniej. W ten sposób zaserwowała mi najgorsze pół godziny mojego życia.
Serce łupało mi o ścianę, jakby chciało się uwolnić z ciała, a ja znalazłem najmniej komfortową pozycję do siedzenia, którą za bardzo stresowałem się zmienić. Ścianę przede mną obserwowałem tak uważnie, żeby przypadkiem nie spojrzeć w stronę dziewczyny, że pewnie mógłbym ją dziś z pamięci namalować z każdym odpryskiem farby. A to wszystko zrobiła, nie odzywając się nawet słowem, robiąc dokładnie to samo.
I z najpiękniejszego mokrego snu nastolatków, gdybyśmy tylko umieli wydusić z siebie chociaż „cześć”, zaserwowaliśmy sobie pierdoloną traumę.
Umiałem pisać, poznałem dziewczynę w internecie i gdy się okazało, że jest z tego samego miasta i mieszkamy bardzo blisko siebie, okłamałem ją i powiedziałem, że jestem z Warszawy. Pisaliśmy dużo za dużo, co skutkowało tym, że bardzo chcieliśmy się spotkać.
Żałosne odkręcanie tej kompletnie bezsensownej bzdury o Warszawie, z której jakimś cudem wyszedłem z twarzą, a do kalendarza wpada data spotkania.
Skok na głęboką wodę tylko po to, żeby się utopić, gdy dotarłem w ustalone miejsce i obiecałem sobie z całych sił, że będę mówił. Mówiłem. Problem w tym, że dziewczyna od momentu przywitania do pożegnania nie odezwała się do mnie ani jednym słowem, przysięgam, ani jednym. Mówiłem dalej, sam do siebie, z pełną świadomością, że nie żył i nie będzie żył większy frajer ode mnie. Nic. Okazało się, że jest jeszcze bardziej nieśmiała ode mnie, do tego stopnia, że gdy na nią patrzyłem, odwracała głowę i milczała. Pewność siebie nie istniała wcześniej, więc nie wiem, co straciłem.
Karma to szmata, popłynąłem na dno. Przez godzinę mówiłem. I nie wiem, czy gorsze było to, że cały czas próbowałem, czy to, że byliśmy ze sobą kilka miesięcy. Całowanie. To jedyne, co robiliśmy. Czasem ktoś coś powiedział, ale nie było to nawet bliskie rozmowy.
Nie skrzywdzisz czegoś, czego nie ma, i faktycznie od tamtego momentu zacząłem rozmawiać z ludźmi, i oni też mówili, i było naprawdę fajnie. Niestety do puli doszło dorastanie, za dorastaniem używki, a za używkami moralne kace.
Drugi rozdział czucia się jak frajer na zmianę z czuciem się jak kompletny frajer.
Burdy, bzdury, zgony, czkawki, nieswoje łóżka, ktoś, kto mógłby być twoją matką, leżący obok ciebie, i pocałunki z nieznajomymi przy kimś, kto ci się podoba, ale boicie się to sobie nawzajem przyznać. Idiota na pełen etat.
Traumy, dramaty, pierwsze straty, definicja, kto już za młodu wypisuje się z tego świata, w zależności od bliskości relacji adekwatny koszmar. Przez smutek do złości, ze złości obojętnienie, potem kultywujesz myślenie o podobnym rozwiązaniu i kończysz w miejscu, w którym po prostu musisz żyć z tym wszystkim lub nie.
I czasem się budzę smutny lub idę spać smutny i już wypieprzyłem fortunę na bzdury tak samo, jak zbierałem grosze na chrupki, i czasem byłem tym złym, a czasem ktoś był zły dla mnie. I wiem, co będzie jedno piwo później, czasem i tak je wypiję. I papierosy po papierosach dla papierosa dłużej z nieznajomymi to dziś moi przyjaciele, a z niektórymi już nie będę nawet obiad dłużej. Jedzenie, picie, palenie, spanie. To mi wystarczy, cała reszta i tak się wydarzy i wiem, że będzie dziwnie, ale przynajmniej rozmawiamy.
Szczyl (Tymoteusz Rożynek) – raper urodzony w Katowicach, ale od najmłodszych lat mieszka w Gdyni. W 2021 roku wydał debiutancki album „Polska Floryda”, za który otrzymał nominację do Fryderyków w trzech kategoriach, a także dostał nagrodę Muzyczne Odkrycie Empiku. Jesienią 2022 roku we współpracy z Magierą wypuścił płytę „8171”.
Felieton wydrukowano w #113 (2023) numerze magazynu K MAG - Genesis.