Harriet Richardson jest londyńską artystką i performerką, która często łączy medium ekspresji cyfrowej i fizycznej. Jej prace poruszają intymne tematy miłości, seksu, więzi i uzależnienia. Poza osobistymi wątkami, traktuje o polityce, kierując uwagę odbiorcy na temat struktur klasowych, konfliktów, kryzysu klimatycznego i siły konceptualnego protestu. Prace Harriet, zakorzenione we współczesnym aktywizmie, łączą prawdę z humorem, zapewniając delikatną równowagę.
Inspiracja Harriet wywodzi się z jej relacji, romantycznych interakcji i doświadczeń jako kobiety. Nawiązuje również do uzależnień, miłości, jedzenia, seksu i smutku oraz do funkcjonowania w internecie. Artystka przyznaje, że często myśli i opiera się na twórczości Mariny Abramović oraz Carolee Schneemann – kobietach używających ciała w gestach wytrzymałości i pamięci. Zaangażowanie Abramović, czas trwania jej prac i gotowość Schneemann do przekształcenia ciała w „zapis” to cechy szczególnie zwracające uwagę Harriet.
„Nie mówię, że Temporary [najnowszy projekt] jest jakkolwiek blisko siedzeniu w galerii przez trzy miesiące, ale wywodzi się to z tego samego impulsu”.
Artystka dodatkowo przyznaje, że przeznacza wszystkie pieniądze, czas i energię na swoją twórczość – nie posiada domu, partnera, czy dzieci.
„Temporary” – tatuaż na ciele jako stała praca artystyczna
W ramach swojego najnowszego działania artystycznego Richardson zleciła wykonanie sobie tatuażu. Przedstawia on imiona matek wszystkich jej byłych kochanków. Jest to pierwsza praca, jak mówi artystka, którą będzie nosić do końca życia. Projektowi towarzyszą fotografie dokumentujące wydarzenie tatuowania oraz samego efektu końcowego. Praca ta jednak jest też performancem online – dokumentacja i opis są wstawione na platformę Substack, na której odbiorcy mogą komentować i reagować, co również jest częścią projektu.
Praca składa się z 14 imion matek każdego mężczyzny, z którymi uprawiała seks, ułożonymi w linii, wzdłuż boku pod prawą piersią.
„Celowo jest umieszczony w delikatnym, ukrytym miejscu, widzianym tylko przez tych, co widzą mnie nago (chyba, że moda na ekstremalnie wycięte koszulki powróci... nigdy nie mów nigdy)”.
Pomysł używania imion matek przyciągnął Harriet, ponieważ było coś wywrotnego w umieszczaniu „świętego” imienia – którego większość mężczyzn chroni i oddziela od wszystkich innych kobiet – na ciele, które mogą uznawać za tymczasowe. Załamuje to rozdzielenie ich „stałej” kobiety od tej tymczasowej. W tym projekcie nie chodzi o zemstę, a o pamięć, odpowiedzialność i konsekwencje.
Imiona kobiet są w chronologicznej kolejności, co rozwiązało sprawę hierarchizowania doświadczeń. Lista dotyczy dłuższych relacji i takich jednorazowych, ustawiając je w równym rzędzie artystka podkreśla, że każda historia była ważna, każdy odegrał swoją rolę, niezależnie ile ona trwała.
Harriet zdradza, że dwóch imion nie pamiętała lub nigdy nie poznała. W celu ich odkrycia zatrudniła prywatnego detektywa – „zawsze chciałam mieć pretekst do współpracy z jednym [detektywem] i czułam się jak w filmie, gdy ktoś śledził te małe, lecz kluczowe detale z mojej przeszłości”. Artystkę zastanawia, jaka byłaby reakcja tych matek, bardziej niż ich synów, którym nie powiedziała o projekcie.
„Wytatuowanie na tobie imienia czyjejś matki wydaje się jedną z tych rzeczy, które powinny być nielegalne, ale nie są”
Performance, można powiedzieć, że ciągle trwa – wstawiane są kolejne komentarze od odbiorców, jak i od samej artystki. Harriet Richardson planuje dodawać kolejne imiona po interakcjach z mężczyznami – pisze, że tak spędza poranek po intymnie spędzonej nocy. Co ciekawe, artystka uznaje ten projekt zarówno za zakończony, jak i niezakończony – jest w trakcie rocznego celibatu, o którym również aktywnie postuje. Na koniec wypowiedzi Harriet podaje swoją jedyną niepodlegającą negocjacjom zasadę – imiona nie mogą się powtarzać:
„Od teraz już zawsze muszę pytać o imię ich matki zanim cokolwiek się wydarzy”.
Tym samym, Harriet Richardson jest aktywną i kontrowersyjną artystką, której działania warto obserwować.