Serial audio miał imponującą obsadę. Główne role zagrali Magdalena Różdżka, Michał Czernecki, Leszek Lichota i Olga Kalicka. Niestety uproszczone dialogi były momentami tak irytujące, że problemy bohateriów serialu niespecjalnie mnie zainteresowały. Tytuł był jednak na tyle popularny, że twórcy zdecydowali tę historię przenieść na duży ekran. Powiodła się kolejna próba uzyskania dofinansowania produkcji z PISFu, budżet został dopięty. Nowa obsada była obietnicą czegoś znacznie mniej komercyjnego. Zaangażowano Agnieszkę Grochowską, Macieja Stuhra, Grzegorza Damięckiego i Jaśminę Polak.
Filmowa wersja serialu nie różni się specjalnie historią - grupa przyjaciół wybiera się z dziećmi na tradycyjny wyjazd na długi weekend, który od lat spędzają na duńskiej wyspie Bornholm. Incydent między dziećmi wywołuje falę kryzysu w ich relacjach i obnaża pozornie zadowolonych z życia ludzi. Maleccy i Nowakowie nie będą już tak uśmiechnięci, jak pierwszego dnia na promie.
Film to dosyć przewidywalny, choć z drugiej strony ciekawy zestaw problemów czterdziestolatków – kryzys wieku średniego, rozwód, wypalenie seksualne, problemy wychowawcze. Nie ma nadziei. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. I choć pojawiają się tu tematy ważne, jak seksualność dorastających chłopców czy koniec namiętności w wieloletnim związku, nie ma żadnego interesującego rozwiązania czy choćby próby poprowadzenia tych wątków w sposób niejednoznaczny. Jest do bólu przewidywalny romans znudzonej żony i nieudolna rozmowa rodzice-dzieci, które same zresztą zirytowane rodzicielską gadką szybko wracają do swoich spraw. Obraz polskiej klasy średniej nie wypada dobrze – bohaterowie, choć zupełnie różni charakterologicznie, nie wzbudzają sympatii. Pomimo śmiechów na sali w co drugiej scenie z Maciejem Stuhrem, wesoło nie jest.
Na uwagę zasługują za to zdjęcia. Ze względu na pandemię, wyjazd ekipy do Danii został odwołany. Twórcy nie chcąc przekładać terminów zdecydowali się na zdjęcia w Mielnie i była to świetna decyzja. Precyzyjnie wybrane i pięknie przygotowane miejsca, perfekcyjnie zastąpiły krajobraz Bornholm. Wizualnie film prezentuje się pięknie.
Doceniam też grę każdego z czwórki głównych aktorów – zrobili, co mogli, żeby dodać postaciom wiarygodności psychologicznej i powiedzieć jakąś prawdę o nas samych. I namiastkę tej prawdy każdy z nas w trakcie seansu zapewne może odnaleźć. Niestety zabrakło lekkości w scenariuszu, który pozwolił sobie nawet na dowcipy od dawna znane z memów. Niemniej, ze względu na bardzo przychylne filmowi opinie moich znających się na rzeczy znajomych, polecam tytuł zobaczyć. Choćby po to, żeby po wyjściu z kina odetchnąć z ulgą „u mnie jeszcze nie tak źle”.