Dlaczego rozkleiłyście grafiki z wizerunkiem tęczowej Maryi?
Asia Gzyra-Iskandar: Nasza akcja nie była samoistną inicjatywą, tylko reakcją na to, co się wydarzyło w Płocku. Z okazji świąt Wielkanocnych w kościele św. Dominika w Płocku został zbudowany Grób Pański, czyli instalacja, która każdego roku pojawia się w większości polskich kościołów. Sęk w tym, że ściana tego grobu była zbudowana z kartonów symbolizujących różne grzechy, takie jak np. „nienawiść", „egoizm", „hejt" czy „agresja", które zestawiono z „homo-zboczeniami": „LGBT" i „Gender". To jest ta bezpośrednia przyczyna, dla której zrobiłyśmy naszą akcję, choć nie był to pierwszy raz, kiedy tęczowa Maryja pojawiła się w przestrzeni publicznej. To był też czas, w którym trwała kampania wyborcza do europarlamentu, a niestety prawica w ostatnich latach w trakcie kampanii prawica wybierała sobie grupę społeczną, na którą szczuła resztę społeczeństwa. W 2015 roku byli to uchodźcy, a ostatnio celem stały się osoby LGBT. Mamy wrażenie, że ta akcja stała się głośna wyłącznie dlatego, że dzień później Kaja Godek przyjechała do Płocka, żeby wesprzeć księdza proboszcza i zorganizowała konferencję prasową w ramach własnej kampanii. Startowała wtedy z listy Konfederacji do Europarlamentu w tamtym okręgu. Razem z nią przyjechał Grzegorz Braun i kilka innych osób. Własnie wtedy nagłośniła akcję z Maryjkami i wrzuciła tweeta do internetu z informacją, że naklejki rzekomo były na toaletach i śmietnikach. Nie ma na to jednak żadnych dowodów w aktach sprawy ani nie widać tego na monitoringu. No i poszło. Wtedy sprawę podłapał Joachim Brudziński, czyli ówczesny minister spraw wewnętrznych.
W jakich okolicznościach powstała ta grafika?
Ania Prus: Wymyśliłam ją pół roku wcześniej w związku z wypowiedziami hierarchów przed Tęczowym Piątkiem w październiku 2018 roku, które załączyłam do materiału dowodowego. Mimo, ze Tęczowy Piątek był organizowany już wcześniej, to tym razem naprawdę dali czadu, jeżeli chodzi o zaszczuwanie nastolatków. Bo nie zapominajmy, że tu chodzi o nastolatków. Wtedy stwierdziłam, że fajnie by było umieścić gdzieś w przestrzeni publicznej obrazek, który będzie jednoznacznie nawiązywał do tego, co robią hierarchowie. Bez żadnej treści tekstowej, tylko sama wizualizacja, która jasno wyrazi sprzeciw. Zależało mi na wykorzystaniu symbolu matki z dzieckiem, nawiązaniu do kościoła katolickiego oraz zaznaczeniu, że może być to dziecko queerowe. W ten sposób trafiłam na obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i stwierdziłam, że aureola jest dobrym miejscem na zagospodarowanie kolorów flagi. Jak jechałyśmy do Płocka, to zastanawiałyśmy się, jak możemy przeprowadzić akcję. Wydrukowałyśmy listę biskupów, którzy kryli pedofilii zrobiłyśmy szablony do sprayowania „Boże Chroń Tęczę” i „God Save The Queer”, żeby jednoznacznie wskazać hipokryzję.
Jesteście oskarżone o obrazę uczuć religijnych, ponieważ rozkleiłyście grafiki z tęczową Maryją w odpowiedzi na instalację Grobu Pańskiego. Tymczasem mieszkaniec Gdańska poczuł się urażony tą instalacją i złożył zawiadomienie do prokuratury. Wiecie, że prokuratura umorzyła sprawę?
Asia Gzyra-Iskandar: To wyglądało chyba tak, że lokalna płocka prokuratora umorzyła postępowania uzasadniając, że ksiądz katolicki nie może urazić uczuć innego katolicka. Tak jakby księża stali po za prawem. Oczywiście, doskonale wiemy, jak to wygląda w praktyce. Świetnym przykładem jest choćby kwestia pedofilii w kościele. Właśnie dlatego tak bardzo zależało nam, aby na ten aspekt zwrócić uwagę. Od wielu lat mam poczucie, że Kościół katolicki kreuje fikcyjnego wroga. Wprowadza podział w społeczeństwie, wyróżnia konkretną grupę, na którą szczuje i którą obwinia o wszelkie zło. Tymczasem realne zagrożenie jest w ich strukturach i to jest potworna hipokryzja. Jeszcze w kwestii uczuć religijnych, to kapitalną rzecz powiedział nasz obrońca. Już po pierwszej rozprawie stwierdził, że tu wcale nie chodzi o uczucia religijne, tylko o urażone uczucia homofobiczne. Słuchając oświadczeń złożonych przez naszych oskarżycieli posiłkowych, czyli przez Kaję Godek i księdza Tadeusza Łebkowskiego, trudno oprzeć się wrażeniu, że tych uczuć religijnych było w tym wszystkim najmniej. Oczywiście, wykorzystano formułkę o obrazie uczuć religijnych, ale cała reszta była o czymś innym. Na przykład o tym, że tęcza jest nową swastyką, co ksiądz Łebkowski podkreśla z uporem godnym wyższej sprawy w każdym możliwym momencie.

Anna Prus, Joanna Gzyra-Iskandar i Elżbieta Podleśna, fot. Przemysław Stefaniak
W trakcie rozprawy Kaja Godek spytała Elżbietę Podleśną, czy ma świadomość, że grzech sodomii należy do grzechów wołających o pomstę do nieba. Ksiądz Łebkowski stwiedził, że homoseksualizm to zaburzenie, które podlega leczeniu. Co to ma wspólnego z obrazą uczuć religijnych?
Ania Prus: Ja od początku powtarzam, że ten proces to jest Polska w pigułce. Polska walcząca przeciw Polsce. To jest skondensowanie wszystkiego, co się ostatnio dzieje. Z jednej strony mamy twardą homofobię, która nie ma szansy być ukarana i absurdalne wymysły, na które powołują się nasi oskarżyciele, a z drugiej strony osoby, które się tej homofobii sprzeciwiają. To niepokojące, że musimy się wykłócać się o to na sali sądowej i że to nie jest oczywiste. Trochę przerażające i trochę alarmujące. To jest farsa.
Tęczowa Maryja budzi ogromne kontrowersje. Spodziewałyście się takiego odbioru?
Ania Prus: Dla mnie to jest nie do pomyślenia. Nie przyszło mi do głowy, że to może kogokolwiek obrazić, bo w moim systemie wartości tęczowa flaga jest pozytywnym symbolem. Nie stworzyłam tej grafiki, aby kogoś sprowokować. Po prostu nie miałam tego w zamierzeniu.
Asia Gzyra-Iskandar: Jak byłyśmy na miejscu i rozklejałyśmy plakaty, to rozmawiałyśmy o tym, że nawet jeśli ktoś już będzie bardzo chciał nas ścigać, to za rozklejanie plakatów w miejscach do tego nie przeznaczonych. Zakładałyśmy, że to jest maks maksów, który może nam grozić przy tej akcji. W ogóle nie brałyśmy pod uwagę obrazy uczuć religijnych, bo tak jak Ania powiedziała, obie części tej grafiki funkcjonują w naszych systemach wartości jako wartości pozytywne. Gdzie tutaj jakaś obraza? To jest poza moją logiką i faktycznie to dość kuriozalne, że musiałyśmy tego dowodzić na sali sądowej. Na szczęście miałyśmy ogromne wsparcie organizacji pozarządowych. Amnesty International zrobiło kampanię i zebrało ok. 200 tysięcy podpisów pod petycją w naszej sprawie, a Kampania Przeciw Homofobii była stroną społeczną uczestniczącą w naszym procesie. Jakby tego było mało, podczas obu rozpraw pod sądem zgromadziło się kilkadziesiąt osób, które stały na mrozie z tęczowymi flagami i skandowało: „Nigdy nie będziesz szła sama". To jest coś nieprawdopodobnego.
Policja zatrzymała część osób, które was wspierały.
Ania Prus: To jest próba zastraszenia. Jak była pierwsza rozprawa, to na początku tam nie było żadnej policji. Nikomu nie przyszło do głowy, że będzie demonstracja. Na pierwszej rozprawie były głównie osoby z Warszawy. Na drugą przyjechały już osoby z Torunia czy z Krakowa, więc to naprawdę coś pięknego. Na solidarnościówce w Warszawie nie było tyle osób, co w Płocku, do którego przecież tak trudno jest dojechać.
Asia Gzyra-Iskandar: Oni przyjechali przygotowani, że będą na mrozie przez kilkanaście godzin. Mieli folie termiczne, stroje narciarskie, snowboardowe. Były osoby rozdające ciepłą herbatę, pierożki. Każdy miał coś do jedzenia, żeby poczęstować pozostałych. To naprawdę niesamowite. Zauważyłam też pewną zmianę w zachowaniu policji. Za drugim razem nikt nie został zatrzymany, choć policja przyjechała jeszcze zanim rozpoczęła się rozprawa. Czekało na nas kilkanaście radiowozów i tajniaków. Moja mama i brat naliczyli ok. 16 radiowozów! Połowa płockiej policji zebrała się, żeby patrzeć, jak osoby pod znakiem tęczowej flagi tańczą i dzielą się herbatą. Swoją drogą fajnie, że to się dzieje w momencie, gdy ksiądz proboszcz mówi, że wszystko spod znaku tęczowej flagi to dewiacja i obrzydlistwo. A wystarczy spojrzeć przez okno i zobaczyć, co pięknego dzieje się pod znakiem tej flagi.
Ania Prus: A tam dosłownie głodnych nakarmić i spragnionych napoić! Na tej drugiej rozprawie kręcił się jakiś pan w kryzysie bezdomności i oni go ogrzali, napoili herbatą oraz nakarmili ciepłym jedzeniem.
Asia Gzyra-Iskandar: Moja mama mówiła mi, że na pierwszej rozprawie też był taki pan i również dostał herbatę.
Ania Prus: Straszne obrzydlistwa się dzieją!
Anna Prus, fot. Przemysław Stefaniak
A co sądzicie na temat przepisu o obrazie uczuć religijnych?
Ania Prus: Ja go nie analizowałam, ale na pewno jest źle wykorzystywany. Przed rozprawą Ela uświadomiła nam że ten przepis został utworzony, żeby chronić mniejszości religijne. Teraz został wyeskalowany do tego stopnia, że krzywo spojrzysz na krucyfiks i już jesteś na sali sądowej. Ja bym wolała, żeby go po prostu nie było i żeby kwalifikowało się to pod mowę nienawiść lub zbrodnię nienawiści. No i żeby obejmowało przestępstwa motywowane homofobią.
Asia Gzyra-Iskandar: Adwokat z Kampanii Przeciw Homofobii w swojej mowie końcowej zwrócił uwagę na to, że katalog dóbr osobistych będących pod ochroną Kodeksu Cywilnego jest otwarty. Dlaczego nikt nie wykorzystuje Kodeksu Cywilnego, tylko od razu posługuje się aparatem państwa przeciwko artystom czy aktywistom? I to tylko po to, aby postawić tego rodzaju zarzuty, podczas gdy nie zostały wcześniej wykorzystane inne ścieżki działania. W ostatnich kilku latach rośnie liczba spraw wytaczanych z tego artykułu, choć pierwotnie miał on chronić mniejszości. W praktyce jest wykorzystywany przez uprzywilejowaną większość, która utwierdza się w syndromie oblężonej twierdzy. To dużo mówi o tendencji, którą od jakiegoś czasu możemy obserwować w Polsce.
Czy proces miał wpływ na wasze życia?
Asia Gzyra-Iskandar: Ja pracuję w feministycznej organizacji wspierającej kobiety doświadczające przemocy, także mam duże wsparcie zarówno od koleżanek jak i zarządu. Moja mama, która od zawsze jest katoliczką, mówi, że dla niej ten symbol jest piękny i jeżeli cokolwiek może obrażać uczucia religijne to homofobia kościoła czy ukrywanie sprawców przestępstw pedofilnych w strukturach kościoła. To są rzeczy, które mogą obrażać uczucia religijne, a nie Maryja z tęczą. Wiadomo, że wymaga to wszystko od nas jakiegoś zaangażowania, ale cieszę się, że możemy wykorzystać zainteresowanie medialne, aby przypomnieć, po co tak naprawdę tam byłyśmy. Skoro mamy swoje pięć minut, to chciałybyśmy mówić o sojusznictwie oraz o tym, co jest ważne. Sytuacja prawna, społeczna i polityczna w Polsce to nie jest tylko sprawa osób LGBT. To, co zrobiłyśmy, to nie jest jakieś turbo bohaterstwo. My tylko nakleiłyśmy kilka plakatów i naklejek.
Ania Prus: Szczęście w nieszczęściu, że trafiło na nas. Dużo osób nakleja naklejki i plakaty, ale my mamy ten komfort, że mamy dostęp do prawników, którzy nas reprezentują pro bono. Nie musiałyśmy zastanawiać się, gdzie szukać pomocy, tylko którego prawnika wybrać. Jesteśmy też obeznane z mediami i jesteśmy w stanie udźwignąć to medialne. Jeśli chodzi o życie prywatne, to proces nie miał na nie większe wpływu. Nie jestem pewna, kto z mojej rodziny wie o procesie. Na pewno mama i jej siostry, ale ja tego nie obwieszczałam, bo jestem z katolickiej rodziny, której bardzo zależy na tym, co pomyślą ludzie. Mama wie i stara się być na bieżąco. Bardzo wspierają mnie też przyjaciele. Dzień przed drugą rozprawą wpadła do mnie koleżanka, która upiekła lawendowe ciasteczka z tęczowa Maryją, a wieczorem kolega przywiózł mi tęczową maseczkę. Spływa na mnie bardzo dużo dobra i to jest wspaniałe. Ludzie odbierają to tak jak ja, czyli że to jest sprawa nas wszystkich. Trafiło na mnie i to ja reprezentuję sprawę, ale wiedzą, że biję się o nich.
Jak się czujecie przed rozprawą?
Ania Prus: Ja staram się nie mieć żadnych oczekiwań. Jadę i dowiem się na miejscu. Nawet jeśli zostaniemy uniewinnione, to chciałabym, żeby sędzina umotywowała to na podstawie tego, co zobaczyła na sali sądowej. Chciałabym, aby wydała orzeczenie, które będzie równie ważne, co nasze mowy końcowe. Dostaję wiele sygnałów, że nasze mowy końcowe były dla wielu osób przełomowe i chciałabym, aby sędzia podtrzymała ten standard.
Asia Gzyra-Iskandar: Mi z kolei bardzo zapadło w pamięć jedno z najmocniejszych zdań, które padło w mowie końcowej naszego obrońcy, mecenasa Radosława Baszuka, który nas reprezentuje pro bono. Mecenas Baszuk powiedział, że bez względu na to, jaki wyrok zapadnie, strona oskarżająca już przegrała, bo ten wizerunek stał się rozpoznawalny globalnie i obecnie jest symbolem solidarności i bezwarunkowej miłości. Same pozytywne konotacje! Tak staram się o tym myśleć.
Ania Prus: Ja już po pierwszej rozprawie wiedziałam, że osiągnęłyśmy swój cel, bo na nowo rozpoczęła się dyskusja na temat homofobii. Odezwało się do mnie wiele osób, które mówiły, że jesteśmy dla nich symbolem i że dwa lata temu dodałyśmy im otuchy. Wyrok wyrokiem, ale my zrobiłyśmy to dla kogoś i rzeczywiście. Opłaciło się. Pamiętam zresztą, że kilka dni po rozprawie poszłam do teatru na spektakl o Magdzie Gessler i jedną z postaci była Matka Boska. Kiedy wchodziła na gniazdo na drzewie, to nad jej głową podświetlała się aureola, która była czerwono-biała. Na koniec aureola została podświetlona na tęczowo i to było niesamowite. Okazuje się, że ludzie to przejęli. To już żyje i nie przestanie żyć.