Advertisement

„There is no God. Only the Devil”, czyli o brytyjskiej adaptacji „Zimnej wojny” [RECENZJA]

11-01-2024
„There is no God. Only the Devil”, czyli o brytyjskiej adaptacji „Zimnej wojny” [RECENZJA]
W londyńskim teatrze Almeida można oglądać adaptację kinowego dzieła Pawła Pawlikowskiego.
Polska, 1949 rok. Zula Lichoń (Anya Chalotra), śmiała, a zarazem porywcza wokalistka, poznaje wycofanego Wiktora Warskiego (Luke Thallon), kompozytora i muzykologa. Rodzi się między nimi ciężkie do zdefiniowania uczucie – nie potrafią żyć bez siebie, ale równocześnie nie umieją być razem.
Trzon sztuki stanowi niesamowita więź między Chalotrą a Thallonem – ich oczy płoną zarówno z miłości, jak i z cierpienia. Starają się być dla siebie, ale czym dłużej są ze sobą, stają się sobie bardziej wrogami niż sprzymierzeńcami. Wiktor jest powściągliwy, zdawkowo mówi o uczuciach. Natomiast w Zuli wrze i kipi, chce obwieścić wszystkim, co myśli i czuje. Oboje walczą z demonami przeszłości. Tylko, że jedno chce je wykrzyczeć, a drugie – zagłuszyć.
Ta historia nie posiada szczęśliwego zakończenia – za „żelazną kurtyną” nie ma miejsca na miłość.
Bohaterom przyszło się poznać w czasach zimnej wojny. W czasach ponurych, czasach w odcieniach szarości, a oni przepełnieni są uczuciem beznadziei i rozpaczy. Scenografia spektaklu to odwzorowuje. Ze sceny bije chłodem, przeszywającym do szpiku kości. A na niej prócz pianina, na którym stale gra Wiktor, i dwóch krzeseł, sporadycznie pojawiają się inne rekwizyty. Pustka odzwierciedla ludzi komunistycznych czasów. Posępnych, pozbawionych chęci życia.
Ucieczką zakochanych od smętnego świata jest muzyka. W sztuce, jak i w filmie, aspekt ten jest wyraźny. „Zimna wojna” to musical. Jednak nie taki, jaki może się wydawać. Nie ma piosenek żywych, wesołych. Tutaj każdy z utworów to wyważona, ale i pełna emocji opowieść. Zdawkowość pozwala na subtelność, dzięki czemu widz nie odnosi wrażenia, że sztuka jest natarczywa, nie czuje się nią przytłoczony.
Obok utworów oryginalnych, napisanych przez Elvisa Costello stricte do spektaklu, pojawiają się również znane polskiej publiczności piosenki folkowe. Sztuka rozpoczyna się jedną z nich. Polska kultura zostaje tutaj ukazana z dbałością o szczegóły. Każdy utwór, każdy ruch i każdy taniec ukazują piękno naszej tradycji i obyczajów.
Podsumowując – sztuka, mimo że jest adaptacją filmu Pawlikowskiego, pozostawia u widza zupełnie inne odczucia. Spektakl wyzwala zdecydowanie sroższe odczucie chłodu u oglądającego. W swej surowości i powściągliwości pozwala Brytyjczykom, i nie tylko, na zrozumienie tego, jak wyglądało życie za „żelazną kurtyną”. Oczywiście, spora część komunistycznego społeczeństwa nie przeżyła tak drastycznej historii jak Zula i Wiktor. Ale to dobrze – widzowie zaczynają od opowieści, która w nich uderzy i zostanie z nimi na długo, może na zawsze.
tekst: Olga Koczuk
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement