Advertisement

"Tully" to przejmująca, pełna czarnego humoru historia kobiety przytłoczonej życiem. Charlize Theron poświęciła dla roli wiele, ale było warto [recenzja]

Autor: Karol Owczarek
14-05-2018
"Tully" to przejmująca, pełna czarnego humoru historia kobiety przytłoczonej życiem. Charlize Theron poświęciła dla roli wiele, ale było warto [recenzja]

Przeczytaj takze

Rozgoryczona matka, fajtłapowaty i nieobecny mąż, a do tego trójka dzieci, nad którymi nie sposób zapanować. Brzmi banalnie i łzawo. Ale nie u duetu Jason Reitman i Diablo Cody, twórców "Juno", w którym udowodnili, że temat trudnego macierzyństwa czują dobrze jak mało kto w kinie. W ich najnowszym dziele - "Tully" - otrzymujemy przejmującą, niejednoznaczną, a zarazem odświeżająco lekką i pełną czarnego humoru wiwisekcję kobiecej psychiki.
Charlize Theron, aby zagrać przytłoczoną obowiązkami ciężarną matkę, zajadała się fast foodem i słodyczami, urządzała sobie też nocne sesje opychania się makaronem. Jak później przyznała w wywiadach - metamorfoza ta była okupiona późniejszymi stanami depresyjnymi. Moralnie można różnie oceniać takie poświęcenie, na polu artystycznym to się jednak sprawdziło.
Gwiazda "Atomic Blonde", tu jako Marlo, jest autentyczna w swoim zrezygnowaniu i neurozie, zachowując przy tym nieoczywisty wdzięk. Żyje skromnie w mieszczańskim schemacie, mierząc się jako 40-letnia kobieta z trzecią już ciążą, a także z psychicznie niestabilnym synem. Bardziej niż mąż pomaga jej opanować życiowy bałagan majętny brat wraz ze swoją perfekcyjną aż do przesady żoną. Choć jest to pomoc upokarzająca, Marlo musi się na nią godzić. Po narodzinach dziecka i wielu nieprzespanych nocach, przystaje w końcu na zasugerowaną przez brata pomoc "nocnej niani".
Pojawienie się opiekunki, tytułowej Tully, granej przez Mackenzie Davis, wywraca życie głównej bohaterki do góry nogami. Niania wykonuje swoje obowiązki niczym superbohaterka - dziecko przy niej nie płacze, rodzina ma się znacznie lepiej, Marlo odżywa i odczuwa zew młodości, a mieszkanie staje się jak za dotknięciem różdżki posprzątane tak, że mucha nie siada. Tully potrafi nawet zaradzić zanikającemu życiu seksualnemu małżeństwa. W tym miejscu nie można zdradzać dalszego ciągu fabuły, dość jednak powiedzieć, że nie jest to typowa komedia obyczajowa, a pojawiające się od początku filmu oniryczne fragmenty nie są tu przypadkowo.
Trudno się czegoś przyczepić w tym filmie. Nie jest to, jak się przestawia w materiałach promocyjnych, film dla matek. "Tully" imponuje zarówno pod względem formalnym, bo wiele tu wizualnych i montażowych perełek (jak pokazanie w krótkiej sekwencji rutyny w opiece nad niemowlęciem, czego nie powstydziliby się twórcy "Baby Driver"), jak również fabularnym. Mamy wciągającą historię, świetne dialogi, dowcipy które nie żenują i zaskakujący twist, nadający filmowi pewien surrealistyczny naddatek. To także przykład, że ważny i trudny temat można pokazać w sposób przystępny, atrakcyjny i inteligentny.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement