

Przeczytaj takze
Vivianna Torun Bülow-Hübe, często nazywana po prostu Torun, rzuciła wyzwanie swojej epoce. Zaproponowała biżuterię odbiegającą od ówcześnie wiodących trendów zdobniczych. Podczas gdy Szwedka hołdowała prostym, surowym formom, najczęściej zresztą sięgając po srebro – fantazję kobiet rozbudzała myśl o legendarnej i imponująca kolekcji klejnotów Elizabeth Taylor. Im bardziej efektowna (a często efekciarska) i przede wszystkim droga ozdoba, tym lepsza, bo zaświadczająca o zamożności właścicielki. Torun zaś stała w kontrze do idei biżuterii, jako wyznacznika statusu. Uważała, że drogie kamienie niekiedy wręcz przyćmiewają kobietę zamiast być jej sojusznikiem. Tworzyła też biżuterię dla tych, którzy byli miłośnikami rzeźby. Bo zasadniczo to właśnie rzeźby sama wytwarzała. Jak na tamte czasy jej projekty były niezwykle rewolucyjne. Obecnie doczekały się statusu legendarnych i są eksponowane w muzeach na całym świecie, na czele z nowojorskim MoMA.
Królowa srebra
Dzieciństwo spędziła w Malmö, szwedzkim mieście portowym. Pełna energii nie mogła spokojnie usiedzieć w domu. Czas wolny lubiła spędzać na świeżym powietrzu. Szczególną miłością darzyła jazdę na łyżwach. Jak przyzna parę lat później w wywiadach, wzory tworzone przez ostrza łyżew wpłynęły na charakterystyczne organiczne krzywizny projektowanej przez nią biżuterii. Srebro, które tak sobie upodobała było materiałem dającym się „nakłonić” do płynnego, zakręconego ruchu. Akademickie szlify zdobywała na obecnej sztokholmskiej uczelni Konstfack, gdzie edukowała się w dziedzinie biżuterii oraz wyrobów srebrnych. Już wtedy wykazywała się ogromną zawodową determinacją. Tuż przed rozpoczęciem studiów zaszła w ciążę. A w trakcie ich trwania, wyszła za mąż, po czym rozwiodła się, aby ponownie stanąć na ślubnym kobiercu. Na szczęście meandry życia nie pokrzyżowały edukacyjnych planów. Świetnie radziła sobie na uczelni, eksperymentując z trzciną, rattanem i drutami mosiężnymi – w rezultacie wychodziły jej inspirowane Afryką kolie. Wybór materiałów podyktowany był warunkami finansowymi. Budżetowe ograniczenia, pobudzały kreatywność studentki. Wszystko mogło stać się elementem projektu. Znaleziony, niepozorny na pierwszy rzut oka kamyczek przeobrażał się w zawieszkę naszyjnika i zachwycał. Dostrzegała piękno w kontrastujących ze sobą materiałach, przynoszących niespodziewanie miły dla oka efekt. Już na początku swojej drogi zawodowej eksplorowała wizualne narracje zaczerpnięte z innych kultur.
Powściągliwa prostota
Jej biżuterii nie da się pomylić z żadną inną – jest otwartą deklaracją czystej zmysłowości. Podkreśla przy tym naturalne piękno ludzkiego ciała. Inspiracje czerpała także z natury. Toteż przy niektórych jej projektach można było odnieść wrażenie, że srebro na ciele imituje tryskającą wodę, a element wieńczący wisiorek przypomina kroplę rosy na liściu. Szwedka nie była zainteresowana kamieniami szlachetnymi. Z całą pewnością nie zanuciłaby wraz z Marilyn Monroe „Diamonds are a girl’s best friend". Ozdabiała swoje pomysły granitami, kamieniami księżycowymi, kryształami górskimi czy masą perłową. Zawsze z wyczuciem. Kruszce po jakie sięgała nie były nadmiernie przez nią eksploatowane. Jak nikt potrafiła wydobyć naturalną ekspresję z tworzywa. Z maestrią władała nad wybranymi przez siebie materiałami. Projektantka nie potrzebowała szkicownika. Dochodziła do pożądanej formy, pracując bezpośrednio na surowcu. Nie bała się eksperymentów – tak miało pozostać aż do końca. Edward Hald, pracujący dla słynnej huty szkła w Orrefors, podarował Torun, szkło dekoracyjne swojego projektu. Co uczyniła złotniczka? Doprowadziła do mariażu szkła ze srebrem. Powstały nietuzinkowe pierścionki, niepozwalające przejść koło nich obojętnie.
Vivianno, bonjour!
Lato 1948 roku było dla młodej dziewczyny przełomowe. Wybrała się bowiem do Paryża i Cannes, gdzie spotkała na swojej drodze Brâncușiego, Braque’a, Matisse’a i wielu innych wybitnych artystów. Niekiedy takimi spotkaniami rządzi czysty (szczęśliwy) przypadek. Podczas jednego ze spacerów po plaży, w poszukiwaniu kamyków do biżuterii, nawiązała miłą konwersację z nieznajomym. Ostatecznie została zaproszona do odwiedzenia jego pracowni. Twarzy na pierwszy rzut nie rozpoznała, ale ujrzane prace były wizytówką ich twórcy. Tym nieznajomym okazał się Pablo Picasso, który miał stać się jednym z większych wielbicieli jej ozdób. Często w swoich aranżacjach wystawienniczych, własne dzieła zestawiał z rękodziełami przyjaciółki. Zanim zdecydowała się na przeprowadzkę do Paryża musiało minąć kilka lat. W międzyczasie kursowała między Szwecją i Francją, ponieważ w obydwu tych krajach znajdowała nabywców na biżuterię. Swoje losy na dłużej związała z Francją dopiero w 1958 roku. Przeprowadziła się tam razem z trzecim mężem Walterem Colemanem, afroamerykańskim malarzem. Małżonkowie wiedli intensywne paryskie życie i byli zaprzyjaźnieni ze sceną artystyczna, w szczególności tą jazzową. Pozwoliło jej to na kontakt z różnymi sławami, w tym z Billie Holiday, Brigitte Bardot czy Juliette Greco. Wszystkie te zdolne i wspaniałe kobiety nosiły ozdoby sygnowane nazwiskiem Szwedki. Wojna w Algierii, przyczyniła się do nasilonego rasizmu dotykającego Colemana. Dlatego para zdecydowała się na przeprowadzkę do Biot, miejscowości w regionie Lazurowego Wybrzeża. Pomimo nie do końca dobrowolnej zmiany adresu udało się szybko zaaklimatyzować. Odnowiła kontakt z Picassem, mieszkającym w okolicy. Założyła również własny warsztat, gdzie chętnie i często gościła młodą generację szwedzkich złotników. Oni przedstawiali jej nowe techniki, ona dzieliła się z nimi tajnikami swojego fachu. To właśnie w wymianie doświadczeń widziała wartość. Przyszedł czas, kiedy zapragnęła poczucia spokoju, dopatrywała go w stabilności ekonomicznej. Była gotowa pracować dla kogoś. Nie martwić się o comiesięczne rachunki, ale i zwiększyć skalę działalności.
Poza czasem
W latach 60. rozpoczęła współpracę z firmą George Jensen. Jej założyciela spotkała podczas uroczystości. Została na niej wyróżniona nagrodą ustanowioną przez Frederika Lunninga, przyznawaną wybitnym skandynawskim projektantom. Zwróciła uwagę jury dzięki mobilnemu naszyjnikowi. Ten wykonany w jednym kawałku projekt, subtelnie okalający szyję i opadający na ramię, zakończony był dużym kryształem górskim. Co w pomyśle było tak nadzwyczajnego, że został on uznany za pionierski? Odpowiedzią są walory kinetyczne. Niczym formy przestrzenne Alexandra Caldera, naszyjnik pod wpływem powietrza poruszał się swobodnie wokół własnej osi. Nie dziwi zatem fakt, że Torun została zaproszona do imperium Georga Jensena. Współpraca ta zaowocowała wspólnym pokaźnym dorobkiem. Do najsłynniejszego wyrobu należy zegarek–bransoleta ,,Vivianna”, pozbawiony wszelkich zasadniczych elementów czasomierza. Wedle relacji rodziny, Vivianna wpadła na pomysł w trakcie podróży samolotem, zginając łyżkę dookoła swojego nadgarstka. Zegarek, który wszedł do produkcji był rozwinięciem idei zaproponowanej kilka lat wcześniej na okoliczność wystawy „Antagonism II” zorganizowanej przez Musée des Arts Décoratifs. Artyści zostali poproszeni o stworzenie przedmiotu swojej niechęci. A bohaterka artykułu, deklarowała wstręt do bezlitosności czasu. Lustrzany cyferblat, bez indeksów oraz numerów miał przypominać, że życie jest „tu i teraz”. Otwarta forma zegarka symbolizowała zaś wyzwolenie od presji wskazówek. Bransoletka nie otoczyła całkowicie nadgarstka. Celowo, aby nosząca ją kobieta nie mogła poczuć się więźniem czasu. W początkowej wersji zegarek miał wyłącznie wskazówki sekundowe. Później, na potrzeby produkcji dodano zarówno te godzinowe, jak i minutowe. Obecnie Georg Jensen rozszerzył ofertę modeli Vivianna Bangle 326. Poza klasyczną wersją dostępne są z czarną powłoką PVD, jak również, co mogłoby wzbudzić niesmak w autorce projektu, z tarczą wysadzaną diamentami. Jedno jest pewne: zgodnie z innowacją wpisaną w DNA marki dla której pracowała, wynalazła nową koncepcję czasu.
W stronę spokoju
Relacja z duńską firmą pozwoliła Torun oddać się sztuce i rozwojowi duchowemu. Już pod koniec lat 60., gdy przeżyła kryzys życiowy, związała się z ruchem Subud. Aby być bliżej tej społeczności, przeprowadziła się najpierw do Wolfsburga, a następnie do Wendhausen. Lata spędzone w Niemczech były niezwykle produktywne. Podejmowała się wielu nowych dla siebie projektów, takich jak tworzenie tekstyliów, koszy, a nawet lamp, wciąż jednak tworząc także biżuterię. Wreszcie zdecydowała się na wyjazd do Indonezji, pragnęła zamieszkać w miejscu narodzin duchowej wspólnoty. Tam zaangażowała się w akcje społeczne i pracowała w swoim warsztacie. Niestety ten spokojny okres w życiu przerwała zdiagnozowana u niej białaczka. Artystka przeprowadziła się do Kopenhagi, gdzie zmarła w 2004 roku. Jak na ironię, największą sławę przyniósł jej zegarek, którego funkcji prywatnie tak bardzo nie ceniła. Vivianna Torun Bülow-Hübe stanęła w szranki z czasem. Pokonała go. Jej biżuteria jest ponadczasowa.
/tekst: Ada Parzymies/
Polecane

Nightwatch – kolekcja biżuterii inspirowana z jednej strony Rembrandtem, a z drugiej Alexandrem McQueenem

Na zawsze w duecie. Sesja zdjęciowa „Falling at Her Feet” z motywem sióstr bliźniaczek

Świeżość i kobiecość, czyli dużo dobra od młodych projektantek w sesji modowej Olki Van

Artificial Attributes. Przedstawiamy sesję modową, której tematem jest wolność, także od płci kulturowej
Polecane

Nightwatch – kolekcja biżuterii inspirowana z jednej strony Rembrandtem, a z drugiej Alexandrem McQueenem

Na zawsze w duecie. Sesja zdjęciowa „Falling at Her Feet” z motywem sióstr bliźniaczek

Świeżość i kobiecość, czyli dużo dobra od młodych projektantek w sesji modowej Olki Van


![Z Better Personem, autorem prawdopodobnie najlepszej płyty tego roku, rozmawiamy nie tylko o popie [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5f9b0042524e1906008daaca/SOMETHING%20TO%20LOSE%20ALBUM%20COVER0159.jpg)
![Jakub Gierszał: „Czasami mam wrażenie, że wciąż nie znalazłem własnej drogi” [wywiad]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5f6ca0b150592d78d607c99c/IMG_3775gm.jpg)

