Najnowsze dane satelitarne NASA pokazują, że dziura ozonowa nad Antarktydą skurczyła się, osiągając najmniejsze rozmiary od 1988 roku, co jest przede wszystkim zasługą Protokołu Montrealskiego, międzynarodowego porozumienia podpisanego w 1987 roku, które zakazywało produkcji substancji niszczących warstwę ozonową. Nie zmienia to jednak faktu, że chemikalia bardzo długo utrzymują się w atmosferze, w związku z czym na efekty trzeba było poczekać, a do pełnego wyzdrowienia warstwy potrzeba jeszcze kilku dziesięcioleci. Banerjee wraz z kolegami wykorzystała dane z satelitów oraz symulacje klimatyczne do stworzenia prognoz zmieniających się wiatrów w kontekście odbudowy warstwy ozonowej, a także określenia, jak prawdopodobnie będzie przebiegała jej odnowa: w przypadku średnich szerokości geograficznych na półkuli północnej przewiduje się, że warstwa ozonowa osiągnie swój stan z lat 80-tych po 2030 roku, a w przypadku średnich szerokości na półkuli południowej – po 2050. Jeśli chodzi o Antarktydę, prawdopodobnie nastąpi to dopiero po 2060 roku.
Ozon stratosferyczny pochłania część promieniowania ultrafioletowego, które dociera do Ziemi ze Słońca, przeciwdziałając tym samym szkodliwemu działaniu promieni UV, które mogą m.in. uszkadzać DNA organizmów żywych i wywoływać nowotwory zarówno u ludzi, jak i u zwierząt. O ile to dobrze, że warstwa ozonowa zaczyna wracać do zdrowia, o tyle przyczyną jest podwyższenie się temperatury w wirze polarnym. Wyższe temperatury spowodowały ograniczenie tworzenia się polarnych chmur stratosferycznych, które wpływają na niszczenie ozonu. To zahamowało wzrost dziury ozonowej, ale jak wiemy, rosnące temperatury w ostatnich latach spowodowały szereg innych katastrof w środowisku naturalnym.