Wszystko zaczyna się od tego, że główna bohaterka zjada jabłko i sięga po pokusę, podobnie jak współczesna Ewa. Czy ten czyn rzeczywiście oznacza upadek mężczyzn? Trudno jednak powiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny. Alex Garland w swoim nowym filmie „Men” ostatecznie zdecydował, po czyjej stronie stanąć przy tej dyskusji.
Doskonałym osiągnięciem gatunku filmowego, jakim jest horror, jest umiejętność przypomnienia nam, że niektóre z najbardziej powszechnych lęków są bardzo subiektywne. Nawet jeśli wszyscy potrafimy je rozpoznać, nie jesteśmy w stanie odczuwać ich w ten sam sposób. Jednak dostrzegając i reagując na lęki innych ludzi, jesteśmy zmuszeni uznać, że są one prawdziwe, a czasami nawet uzasadnione. Tak właśnie jest w filmie „Men”. Gdy widzimy bohaterkę filmu Harper (Jessie Buckley), samotnie spacerującą nocą po opustoszałych ulicach angielskiej wsi, wśród cmentarza i gęstych drzew. Albo gdy interakcje z mężczyznami przybierają różne formy przemocy: niechciana ręka na kolanie, destrukcyjny sceptycyzm mężczyzny, który nie wierzy, że ona jest prześladowana lub uderzenie prosto w twarz.
"Men" to film o kobiecie, która próbuje odciąć się od rzeczywistości, zajmując się swoimi zwykłymi obowiązkami. Harper postanawia uciec od swojego życia na dwa tygodnie i wyjechać daleko na wieś. Kobieta wynajmuje ogromny, stary wiejski dom, położony praktycznie na odludziu, do którego sprowadziła ją tragedia. Jej mąż, James (Paapa Essiedu), odszedł. Jest to pierwsza rzecz, o której dowiadujemy się podczas oglądania filmu. Aby ujawnić zawiłości tej śmierci (która mogła być także samobójstwem ich małżeństwa, które już i tak było w poważnych tarapatach), potrzebna będzie seria retrospekcji rozrzuconych po całej fabule. Można odnieść wrażenie, że wyjeżdżając z miasta, Harper częściowo próbuje pozbyć się poczucia winy. Ale to nie odnosi skutku.
Film jest bardzo bogaty w symbolikę, ale reżyser gubi się w niej, co doskonale widać w trzecim akcie filmu. Można odnieść wrażenie, że sam autor nie wie, o czym jest ta historia. Mimo wspaniałej wizualizacji, ogólne wrażenie było takie, że Garland nie wiedział, jak przekazać to, co miał na myśli. Wszystko wydawało się mieć sens, ale pod koniec filmu pozostaje poczucie, że wiele kwestii pozostało nierozwiązanych. Dwa pierwsze akty w pełni oddają ważne przesłanie społeczne. Jednak później pojawiają się pytania.
Ale może celem jest właśnie pytania bez odpowiedzi? Kina na całym świecie będą pełne ludzi, którzy będą wychodzić z sali w oszołomieniu, zastanawiając się, czego właśnie byli świadkami i próbując nadać temu sens. Świetne aktorstwo i walory produkcyjne mieszają się z bardzo indywidualną wizją reżysera, nad którą trudno zapanować.