W internecie przeczytałem kiedyś, że na żywo bujna fryzura najsłynniejszej polskiej restauratorki nie wygląda równie okazale co na planie zdjęciowym, ale to nieprawda. Gdy siada naprzeciwko mnie, rzeczywiście przypomina królową z burzą złotych loków, przez które przebija ciepłe światło letniego popołudnia. „Otacza panią prawdziwa świta”, rzucam, gdy Gessler rozstaje się z asystentami. „Teraz jest w sam raz. Lubię być z kimś sam na sam, spojrzeć mu w oczy, wysłuchać, zbudować relację, znaleźć się z dala od zgiełku i pośpiechu, które towarzyszą mi non stop. Coraz trudniej o spokój, ale zabiegam o niego. Świta, o której mówisz, to kilka najbardziej zaufanych osób. Potrzebuję ich i jestem wdzięczna, że jesteśmy ze sobą tyle lat”, opowiada. Ceni swoją prywatność i choć w domu ma jej pod dostatkiem, to gdy tylko wychodzi, od razu pojawiają się kamery, paparazzi i ciekawscy dziennikarze. Ona jednak woli sama sterować opiniami o sobie i robi to na własnych zasadach. Niedawno wrzuciła na Instagram trzy jednakowe zdjęcia z kolacji w jej domu. Pierwsza fotka zdobyła sześć, następna pięć, a ostatnia piętnaście tysięcy lajków. Gessler spogląda na telefon i mówi: „To będzie twój najszybszy wywiad, bo muszę się zbierać”, ostrzega, zanim rozpoczniemy rozmowę na dobre. Powtórzy to zresztą jeszcze kilka razy, ale jakimś cudem uda nam się rozciągnąć czas.
Afrodyzjak i lekcje Magdy Gessler
Pierwsze skojarzenie z Magdą Gessler to kuchnia, drugie – perypetie miłosne. „Każde jedzenie może być afrodyzjakiem. Wystarczy zjeść je z głową. Nawet kawior nie pomoże, jeśli nie czujesz się atrakcyjny w środku. Trzeba w siebie wierzyć, trzeba się kochać”, mówi, gdy pytam o głośną sprawę polityka, który stwierdził niedawno, że ogon bobra jest jak afrodyzjak. Magda Gessler w takie bujdy nie wierzy. „W kuchni liczy się naturalność, a naturalność to coś, co się czuje – wyjaśnia swoją filozofię. – Czasem wystarczy awokado, trochę sosu, ziół. Dobra kuchnia to coś, co wynika z natury, z drzewa, z ziemi, regionu. W kuchni trzeba być świadomym, znać grunt, z którego się wyrosło i mieć serce do gotowania”. Tę wiedzę wyniosła z domu, podobnie jak znajomość literatury oraz miłość i wiarę w siebie. „Mój dom był pełen intelektualistów, malarzy, ludzi z pasją”, wspomina. Jej ojcem chrzestnym był Ryszard Kapuściński, rodzony zaś miał tytuł doktora nauk politycznych. Gdy w ich mieszkaniu w Hiszpanii przyjmował najważniejszych dziennikarzy świata, ona gotowała. „Wiedziałam, że poprzez kuchnię mogę wpływać na ludzkie emocje. Wystarczy odpowiednio dobrać dania, wiedzieć, kiedy otworzyć butelkę wina”, wyjaśnia. W Hiszpanii studiowała na Akademii Sztuk Pięknych, choć malować nauczyła się już wcześniej. Studia dały jej coś znacznie ważniejszego: „Na Akademii uczyłam się, co znaczy demokracja. Wówczas Hiszpania odradzała się po latach reżimu – wspomina spokojnym głosem, żeby po chwili dodać z błyskiem w oku: – My tej demokracji sami się pozbawiamy. Martwię się o Polaków. To naród, który nie daje sobie szansy na normalność, idzie drogą, na której liczą się tylko pieniądze. Nie mamy poczucia, że dziadek lub babcia nam pomogą, dlatego traktujemy starszych ludzi jak odpad. To droga do samobójstwa”.

Sama stawia na rodzinę, choć nie zawsze tak było. „Najbardziej lubię rozmawiać ze swoimi dziećmi”, opowiada. Z córką Larą tańczyła na nagraniu z wakacji w Kanadzie, syn Tadeusz zainicjował własny program, by podobnie jak matka pokazywać, co może nas spotkać w kuchni. Podczas naszej rozmowy Magda Gessler prosi mnie o pomoc w przeniesieniu kilku dywanów. Dziećmi raczej nie dyryguje: „Moje dzieci to mój największy skarb. Uformowały się same, nie miały łatwo, ale ich mądrość, charaktery i silne osobowości, to coś, na co patrzę z dumą – mówi, gdy przechadzamy się po domu. – Nigdy nie byłam matką, która przychodzi na wywiadówki, ale może właśnie to sprawiło, że oboje są dzisiaj niezależni i wiedzą, czego chcą”. Dodaje też, że wiele im zawdzięcza: „Gdy kilka lat temu znalazłam się na zakręcie, to one nauczyły mnie na nowo komunikować się ze światem zewnętrznym i z samą sobą”, mówi. „Jest pani surowa dla samej siebie?”, pytam zaciekawiony. „Bywam, ale staram się wybaczać błędy”, odpowiada. „Nawet te najtrudniejsze do przetrawienia, na przykład zdradę?”, dopytuję. „Zdrada to błąd, ale czasem dzika miłość przychodzi i nie ma na nią siły. Ludzie mówią jedynie o narodzinach i śmierci, ale dla mnie miłość to stan, który jest ponad nami”.
Oto lekcja Magdy Gessler. Prezenterka ma ich jeszcze kilka w zanadrzu.
Magda Gessler może wydawać się panią z telewizji albo postacią z Księżyca, ale jeśli wsłuchamy się w to, co mówi, prędko zrozumiemy, że doskonale czuje, rozumie, a przede wszystkim obserwuje ludzi. „Przerażają mnie osoby, które milczą. Tacy ludzie nie są dla mnie partnerami. Są osobami, które się mnie boją lub chcą zrobić mi krzywdę – tłumaczy i dodaje: – Jeśli ja milczę, to znaczy, że jest źle”. Całe szczęście teraz Magda Gessler mówi.
Według niej wielu ludzi zachowuje się jak żołnierze – poddaje się kredytom i systemowi, który paraliżuje wolność. „Żyjemy w takim świecie, że wystarczy choroba i stajemy się całkowicie bezradni. Nie ma służby zdrowia, która zapewniłaby nam ochronę i poczucie bezpieczeństwa, a także godziwą walkę nastawioną na zwycięstwo”, mówi, odbierając telefon. Dzwonią z przychodni weterynaryjnej, w której znajduje się jeden z jej psów. Trzeba operować. Decyzja: „Operujcie, cena nie gra roli”, mówi i kontynuuje rozmowę ze mną: „Staram się, żeby rzeczy ze mną niezwiązane nie miały na mnie wpływu. Nie dzwonię do szefów TVN-u i o nic nie proszę. Oni wiedzą, czego chcę i odwrotnie. Po tylu latach łączy nas szczególna nić porozumienia”.
Komu należy się besos?
Powiadomienia na ekranie jej telefonu błyszczą jak błyskawice w burzową noc. „Dużo czasu spędza pani na Instagramie?”, pytam. „Nie da się ukryć, że dowodzenie światem zajmuje sporo czasu – mówi z uśmiechem na twarzy. – Sama prowadzę swoje konta. To mój azyl i coś co kocham, ponieważ kocham ludzi”. Gessler nie czuje się influencerką, chociaż na Facebooku zgromadziła wokół siebie ponad milion trzysta tysięcy fanów, na Instagramie śledzi ją ponad siedemset tysięcy osób, a powiedzenia „Besos” czy „Dzień dobry, kochani” to dzisiaj memy, hasztagi i element języka. Ale po co jej w ogóle social media? „Widzę, że mam wpływ na ludzi. Piszę i mówię to, co czuję”, mówi, przewracając w dłoni telefon, jakby był talią kart, z której zaraz wyciągnie jokera.
Gdy jest wkurzona, wcale tego nie ukrywa. „Co z hejterami?”, pytam, bo widziałem niedawno, że wśród wielu fanów znalazła się osoba, która zasugerowała Magdzie Gessler coś nieprzyjemnego, na co odpisała krótko: „Spadaj”. Odpowiada mi: „Hejterzy niech się bujają. Gdy jedna osoba zasieje ziarno nienawiści, rozprzestrzenia się to jak epidemia hiszpanki. Nie można pozwolić, by ktoś pojawiał się w twojej przestrzeni – również w internecie – i siał nienawiść. Robi to, by cię zniszczyć. Takiej osobie mam do powiedzenia: »Spadaj«. Bez besos”. Na besos trzeba sobie zasłużyć.
„Kuchenne Rewolucje” odmieniły nasze kulinarne obyczaje w większym stopniu niż burgery, hipsterskie rameny czy kawa na mleku sojowym. Teraz Gessler zagłębia się w internecie, bo czuje, że z jego pomocą też może zmieniać świat. Przesłanie, które ze sobą niesie, jest proste: „Mierz siły na zamiary, naucz się czegoś dobrze. Jeśli umiesz robić ziemniaki, to je rób. Nie inwestuj, jeśli nie masz podstawowych zdolności. Nie podkładaj się, nie bierz kredytów, a jak już się podłożyłeś, to nie płacz, nie mścij się”, wymienia jednym tchem. To litania lekcji, które można wyciągnąć z jej programu o gotowaniu. „Kuchenne Rewolucje” już nas odmieniły. Przyszedł czas na internet.
materiał pochodzi z K MAG 98 IRONIC ISSUE