Zalewski: „Nie ustawiajmy świata wobec jednego wzorca, ale i nie anulujmy przy okazji wszystkich, które znamy z przeszłości” [WYWIAD I SESJA]
07-09-2024
![Zalewski: „Nie ustawiajmy świata wobec jednego wzorca, ale i nie anulujmy przy okazji wszystkich, które znamy z przeszłości” [WYWIAD I SESJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66dc4d65865f844eb638ed05/BW_KMAG_ZALEWSKI_%20%289%29_OK.jpg)
![Zalewski: „Nie ustawiajmy świata wobec jednego wzorca, ale i nie anulujmy przy okazji wszystkich, które znamy z przeszłości” [WYWIAD I SESJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66dc4d65865f844eb638ed05/BW_KMAG_ZALEWSKI_%20%289%29_OK.jpg)
Ogolił włosy, zmienił styl, zyskał pewność siebie i jest gotów na kolejne wyzwania. Już jesienią ukaże się jego nowa płyta zatytułowana „Zgłowy”, którą od ostatniego albumu studyjnego dzielą cztery lata. To wystarczająco dużo czasu, by w życiu jednego człowieka zmieniło się właściwie wszystko. Choć u Krzysztofa Zalewskiego tektonicznych zmian nie było, to jako artysta ewoluował. Przekonajcie się, w jaki sposób.
Materiał pochodzi z najnowszego numeru K MAG 119 Paris, Texas 2024, tekst: Radosław Pulkowski.
W klipie do utworu „Zgłowy”, który zapowiada twoją nową płytę, golisz włosy na głowie. To znaczący gest, dobrze znany z kultury i popkultury – symbolizuje nowy początek, zakończenie pewnego etapu w życiu i rozpoczęcie następnego. Co kończysz, a co zaczynasz?
Musisz pamiętać, że wszystko, co robię jako artysta, to także pewnego rodzaju teatr. Nie można brać tego śmiertelnie poważnie. Ale rzeczywiście piosenka „Zgłowy” jest w moim dorobku dosyć niezwykła. Po pierwsze jest zarapowana. Na wcześniejszych płytach też miałem takie okołorapowe numery, ale ten jest prawilny, rapuję w nim od A do Z. Po wtóre „Zgłowy” to utwór autobiograficzny – nigdy wcześniej nie odsłaniałem się w piosenkach do tego stopnia. Pomyślałem, że już dosyć ukrywania się za mniej lub bardziej udanymi metaforami. To pewnie przez tę magiczną granicę czterdziestki, którą za moment przekroczę…
Zasłaniasz się porównaniami do teatru, ale w twojej twórczości zachodzą zmiany.
Rzeczywiście chciałem grubą kreską oddzielić nową płytę od mojej dotychczasowej twórczości. Na poprzednim albumie pojawiło się dużo klawiszy, których obecnie zrobiło się za dużo w muzyce. Wszędzie te pady klawiszowe – lubię je, no ale ile można? Postanowiłem wrócić do gitarowych brzmień, które zawsze były mojemu sercu najbliższe. Będzie bardziej surowo, szczególnie że sporo materiału nagraliśmy na setkę. Wiele piosenek, które napisałem na nową płytę, to utwory bardzo szczere. Rezygnuję też z makijażu i cekinowych marynarek – wracam do glanów i rock’n’rollowego sznytu. Potrzebowałem jakiegoś gestu, który by to wszystko podkreślił. Szukałem, myślałem o zmywaniu z siebie makijażu i zdejmowaniu wymyślnych ciuchów, ale to wszystko okazywało się za słabe. Ogolenie głowy to z kolei wizualnie mocny gest, więc dlaczego by z niego nie skorzystać? Poza tym już kiedyś ogoliłem łeb na łyso, kilkanaście lat temu. Miałem wtedy włosy do pasa, więc to było dużo większe poświęcenie niż teraz.
Podobno tych kilkanaście lat temu ogoliła cię nieprzypadkowa osoba.
Tak, wtedy włosy obciął mi świętej pamięci Budyń z Pogodno razem ze znakomitym gitarzystą Damianem Pielką. I rzeczywiście był to symboliczny gest. Budyń był moim mentorem, w pewnym sensie idolem i przede wszystkim przyjacielem. Chociaż jeszcze wtedy się nie przyjaźniliśmy, po prostu się znaliśmy, a ja byłem w niego wpatrzony.
Tamto obcięcie włosów traktowałeś jako wejście w artystyczną dorosłość? A może wchodzisz w nią dopiero teraz?
Myślę, że artystycznej dorosłości i artystycznego wyrazu będę szukał do końca życia. Gdybym ją raz na zawsze znalazł, mógłbym tylko położyć się i umrzeć. Nigdy nie jestem zadowolony za swoich płyt, nie lubię ich. To znaczy oczywiście podobają mi się niektóre rzeczy, ale nigdy nie nagrałem niczego tak, żebym później pomyślał, że jest idealnie i lepiej nie potrafię. Całe szczęście, bo to daje mi impuls do dalszego tworzenia. Dzięki temu mogę się przekonywać, że wciąż potrafię wymyślać coś lepszego, innego. Tamto obcięcie włosów było związane z poszukiwaniem artystycznej tożsamości. Miałem już dość łatki „polskiego Bruce’a Dickinsona”, która przylgnęła do mnie po wygraniu „Idola”. Szukałem siebie i to, że po obcięciu włosów ludzie przestali mnie rozpoznawać i zaczepiać na ulicy, było oczyszczające. Niestety również wtedy rozpoczął się mocno wyboisty okres w moim życiu, przytruty substancjami, więc to poszukiwanie siebie trochę trwało. A teraz? Jestem w różnych terapiach i powoli zaczynam być w stanie identyfikować swoje demony, jakoś się z nimi rozliczać. Jak przystało na czterdziestoletniego faceta.
A może ta czterdziestka to także okazja, żeby wrócić do młodości? Czyli do tego, kim byłeś, zanim wziąłeś na siebie wszystkie późniejsze role.
Czterdzieste urodziny to dobry moment, żeby się na chwilę zatrzymać, obejrzeć za siebie i zastanowić nad swoimi dotychczasowymi wyborami. Uderzyć się w pierś tam, gdzie trzeba, a przede wszystkim stanąć twardo na ziemi i nie uciekać, tylko spróbować zmierzyć się z dziurami w duszy. To taka chwila w życiu, kiedy jeszcze wszystko mi się chce, a jednocześnie już coś potrafię. Wciąż mam ochotę się rozwijać, ale powoli godzę się ze swoimi ograniczeniami i zaczynam akceptować siebie. Jestem, jaki jestem, i to jest w porządku.

fot. Bartek Wieczorek / Visual Crafters
To daje pewność siebie?
Tak, czuję, że mam więcej pewności siebie. Nie muszę już ukrywać się na scenie za makijażem, moje ciuchy są dużo mniej „fancy”. Ten cały kostium przestał być niezbędny.
Czyli ten wizerunek, od którego odchodzisz, był ci do czegoś potrzebny?
Już po nagraniu „Zeliga” mówiłem, że maluję oczy, żeby oddzielić swoją prywatną postać od tej scenicznej. Niby to nic nieznaczący, mały gest, ale pozwalał mi założyć na siebie kostium gwiazdy rocka. Dodawał pewności siebie, żebym mógł łatwiej wejść w tę rolę. Teraz już nie potrzebuję takich gadżetów. Po prostu wchodzę na scenę i robię to, co potrafię najlepiej.
Do tej pory zaprezentowałeś dwa single z nadchodzącej płyty. Oprócz „Zgłowy” jest jeszcze ballada „Kochaj”. Te utwory bardzo się od siebie różnią.
To prawda, ale zauważ, że „Kochaj” to jednak rockowa ballada. Starałem się nawiązać do klasyki, do ballad Fleetwood Mac czy Led Zeppelin. Z nowszych artystów – do Michaela Kiwanuki, którego bardzo podziwiam.
„Kochaj” to ballada, a w „Zgłowy” rapujesz. Jak czujesz się z rapem? Nagranie tego utworu sprawiło ci trudności?
Było dosyć trudne, szczególnie pierwsze podejścia. Musiałem wykminić, jak dysponować oddechem, żeby mi go wystarczyło. Na koncertach ten numer też jest dla mnie raczej wymagający, ale jakoś sobie z nim radzę. Inna sprawa, że kiedy pokazałem kolegom „Zgłowy”, puścili mi pierwszą płytę Nasa. Poleciało „N.Y. State of Mind”, a ja zacząłem się zastanawiać: „Co ja robię? Czy to w ogóle można nazwać rapem?”. Zresztą jakiś czas temu wysłałem „Zgłowy” Quebo. Niby mówił, że fajnie, ale trochę przyczepił się do technikaliów. Powiedział, żebym w wolnym czasie do niego wpadł, to wytłumaczy mi, o co w tym całym rapie chodzi… Mówię to trochę z przekąsem, ale i trochę na serio. Skoro nie znam się na rapie, to może dobrze zrobiłoby mi przyjęcie rad od kogoś, kto się zna?

fot. Bartek Wieczorek / Visual Crafters
„Zgłowy” to utwór zabarwiony gniewem.
Trochę tego gniewu w nim jest, oczywiście, ale z drugiej strony to bardzo pozytywna piosenka. Podnosząca na duchu. Ostatecznie jej przesłanie jest przecież takie, że podróż jest zajebista i kocham każdy oddech. Trzeba walnąć twarzą o żwir, żeby zorientować się, że życie jest piękne i je docenić. Ale oczywiście te wnioski biorą się właśnie z rozliczenia z gniewem. Punktem wyjścia do napisania tej piosenki była niezgoda na rzeczywistość.
Udzieliłeś już kilku wywiadów skupiających się wokół tematu męskości. W dużym skrócie mówiłeś w nich, że toksyczna męskość to relikt przeszłości, którego trzeba się pozbyć, a współczesny mężczyzna musi być otwarty, uważny, dobry dla siebie i innych. Trudno się nie zgodzić, tylko czy rzeczywiście to wszystko jest dla ciebie takie proste?
Oczywiście, że nie jest proste! Żyjemy w czasach, w których zbyt często trzeba gryźć się w język, żeby przypadkiem ktoś nie przypiął nam nieprzyjemnej łatki. Na poziomie intelektualnym i uczuciowym oczywiście zgadzam się z prądami promującymi nowoczesną męskość i ze wszystkim, co w tamtych wywiadach mówiłem, ale też czuję, że obecnie wahadło nieco za bardzo przechyla się w drugą stronę. Wiem, że to naturalny proces. Jeżeli przez dziesiątki, setki i tysiące lat dominował patriarchat, to teraz kontra, która następuje, musi być gwałtowna. Niestety, ma to również negatywne konsekwencje. Widziałem w sieci taki żartobliwy filmik, w którym grupa znajomych prosi przejeżdżającego rowerzystę, żeby zrobił im zdjęcie na tle morza. Rowerzysta bierze telefon, przymierza się do zdjęcia i mówi: „Say cheese”, na co odzywa się oburzona dziewczyna – nie może być „cheese”, bo jest weganką. Rowerzysta próbuje więc inaczej, ale okazuje się, że każdemu z członków grupy coś nie pasuje… I wcale nie chodzi mi o dziaderską tęsknotę za wymyśloną sielanką w stylu „kiedyś to było”. Wiadomo, że świat, w którym twardy mężczyzna chodził do roboty, a uległa kobieta zajmowała się domem, był światem do zmiany. Jednak dziś coraz trudniej przyznać się choćby do tego, że lubi się „męskie” sporty, że kręci cię cokolwiek stereotypowo męskiego. Według mnie nie powinniśmy być zmuszani do wychodzenia poza role płciowe. Jeśli ktoś naturalnie wychodzi poza schematy, to spoko, ma do tego pełne prawo, bo chodzi o to, żeby wszyscy czuli się bezpieczni i akceptowani. Jednak większość z nas wciąż wpisuje się w klasyczne role przypisane płciom i nie ma w tym nic złego. Nie ustawiajmy świata wobec jednego wzorca, ale i nie anulujmy przy okazji wszystkich wzorców, które znamy z przeszłości. Pamiętajmy też, że „klasyczna” męskość to nie to samo co „toksyczna” męskość. Każde zachowanie, które wspomaga nierówne traktowanie kobiet, jest czymś niedopuszczalnym.
Kiedy mówiłeś o stereotypowo męskim zestawie zainteresowań, wspomniałeś o sporcie. Sam trenujesz boks. Czego w nim dla siebie szukasz?
Kilka lat temu poszedłem na pierwszy trening, bo jestem cholerykiem i pomyślałem, że to może być sposób na wyrzucenie z siebie złych emocji. Nie mam wybitnego talentu do boksu, podczas sparingów raczej dostaję w łeb. Okazało się natomiast, że boks to sport angażujący wszystkie grupy mięśniowe i zajebiste cardio. Już po samej rozgrzewce jesteś zmęczony. To się przekłada na scenę. Mimo że niestety wciąż jaram szlugi, dzięki treningom mam niezłą kondycję. Poza tym paradoksalnie boks uczy regulowania emocji. Podstawowa zasada, którą wpaja mi trener, brzmi: „Nie daj się ponieść emocjom”. Kiedy dostajesz w twarz, naturalną reakcją jest agresja. Bokser nie może w to iść. Musi poradzić sobie z przyjęciem ciosu, bo jeśli na wariata rzuci się do kontrataku, szybko straci oddech i prawdopodobnie jeszcze nadzieje się na lewy prosty.
Co jeszcze masz w sobie ze stereotypowego mężczyzny?
Dużo przebywam z chłopakami w busie, więc jakkolwiek bym nie pozował na intelektualistę i jak wiele książek bym w tym busie nie przeczytał, to jednak czasami poziom rozmowy schodzi do koszar. I trochę tych koszar w busie musi być, nawet jeśli staramy się nie przekraczać pewnych granic. Poza tym lubię kobiety. Bez nich świat byłby brzydki i niefajny.
Naszą rozmowę rozpocząłeś od stwierdzenia, że w twojej twórczości jest coś z teatru. Kiedy jesteś na scenie, czujesz się aktorem?
Chwilami tak. Przeżywam na scenie autentyczne emocje, staram się utrzymać skupienie, ale niektóre sceniczne gesty z założenia muszą być trochę na wyrost. Na scenie trzeba zamienić się w gwiazdę rocka, bo to po prostu jest ciekawsze dla widza. Na scenie odgrywa się pewien spektakl – nawet jeśli masz gorszy dzień, musisz grać pewnego siebie. Dam ci przykład. Niedawno grałem w Żywcu na Męskim Graniu. Piotr Stelmach policzył, że to był chyba mój pięćdziesiąty ósmy występ w ramach Męskiego Grania, i rzeczywiście czułem się jak u siebie w domu, mimo że pod sceną stało dziesięć tysięcy ludzi. Z drugiej strony na początku lipca grałem na Open’erze, gdzie musiałem zmierzyć się z publicznością, która niekoniecznie przyjechała tam, żeby zobaczyć Zalewskiego, bo woli oglądać zagraniczne gwiazdy, takie jak Dua Lipa. Występ na Open’erze był dużo bardziej stresujący, byłem mniej wyluzowany niż w Żywcu, ale w obu miejscach wszedłem w swoją sceniczną rolę i odegrałem ten sam spektakl.
W prawdziwym teatrze nigdy nie grałeś, ale zdarza ci się występować w filmach i serialach. Ostatnio w serialu „Prosta sprawa”.
Uczę się tego, chodzę na lekcje aktorstwa. Nawet dziś byłem, bo przygotowuję się do kolejnej roli. Aktorstwo to dla mnie niezbadany teren. Brakuje mi rzemiosła, więc staram się go w przyspieszonym trybie nauczyć. Mówiłem o odgrywaniu spektaklu na scenie – z graniem w filmach jest podobnie, przynajmniej pod tym względem, że aktor musi potrafić na pstryknięcie palców przywołać określone emocje. Warsztatowo to jednak zupełnie co innego: muzyk gra przede wszystkim na dźwiękach, a aktor na emocjach. Ale skoro David Bowie grał w filmach, to ja też chcę to robić [śmiech].

fot. Bartek Wieczorek / Visual Crafters
We wcześniejszych wywiadach wypowiadałeś się o aktorstwie bardziej zachowawczo.
Dopiero grając w „Prostej sprawie”, poczułem, że naprawdę mogę mieć z tego frajdę. Różnica jest taka, że przed „Prostą sprawą” poszedłem na lekcje i po raz pierwszy poważnie przygotowywałem się do roli. Dzięki temu mogłem w tym serialu wejść w buty postaci, która jest zupełnie inna niż ja. To oczywiście dopiero początek drogi, ale czuję progres. Skoro już gram, chciałbym się tego nauczyć, nawet jeśli traktuję aktorstwo jako hobby.
Grałeś też wtedy, kiedy kilka lat temu nagrywałeś płytę z utworami Czesława Niemena?
W pewnym sensie. Nie starałem się oczywiście kopiować Niemena, ale jego charakterystyczny sposób śpiewania sam narzuca wejście w pewną rolę. Niemen był wybitnym wokalistą, jego pomniki stoją w całym kraju, więc porywając się na jego piosenki, można łatwo sprowadzić na siebie gniew ludu. Myślę, że wyszedłem z tego obronną ręką tylko dlatego, że zdecydowałem się zaśpiewać te piosenki po swojemu.
A gdybyś miał jeszcze kiedyś nagrać album z cudzymi piosenkami, jakiego artystę byś wybrał?
Wiem tylko tyle, że to byłaby artystka, nie artysta.
Krzysztof Zalewski (ur. 1984) – polski wokalista, muzyk, kompozytor i autor tekstów. Nagrał pięć albumów studyjnych i jeden koncertowy. W wieku osiemnastu lat wygrał drugą edycję programu „Idol”, po czym nagrał debiutancką płytę i na wiele lat zniknął jako artysta solowy. W tym czasie jako instrumentalista grywał między innymi z Brodką i zespołem Hey, przez dwa lata był członkiem zespołu Muchy. W 2013 roku ukazał się jego drugi album, „Zelig”, który wyznaczył początek jego właściwej kariery solowej, a kolejne płyty – „Złoto” (2016), „Zalewski śpiewa Niemena” (2018) i „Zabawa” (2020) – oraz występy w ramach Orkiestry Męskiego Grania przyniosły mu upragniony sukces. Jego najnowszy album, „Zgłowy”, ukaże się jesienią. Okazjonalnie jest także aktorem – występował w filmach „Bo we mnie jest seks” i „Piosenki o miłości”, a ostatnio w serialu „Prosta sprawa”.
scenografia Anna Siemiątkowska
asystent stylistki Max Pawełek
podziękowania za udostępnienie przestrzeni dla ART FACES (ul. Kwiatowa 1/3/5, Warszawa)
Polecane
10 powodów, dla których warto kupić 119. numer K MAG-a „Paris, Texas”
![Martyna Byczkowska: „Gorsze od fizycznego obnażenia się jest obnażenie się emocjonalne” [WYWIAD I SESJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66d1e4de7c0748232c8a7495/_E7A7658.jpg)
Martyna Byczkowska: „Gorsze od fizycznego obnażenia się jest obnażenie się emocjonalne” [WYWIAD I SESJA]
![[Z archiwum K MAG] Od Cousteau po współczesnych ratowników życia innego niż ludzkie – zamieszkującego oceany](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66dc3dea865f844eb638ecdf/mdagff-2021%20-%20Playing%20WIth%20Sharks%20-%20Stills%20%5B1271816%5D.jpg)
[Z archiwum K MAG] Od Cousteau po współczesnych ratowników życia innego niż ludzkie – zamieszkującego oceany

Linkin Park wracają na scenę z nową wokalistką
![Krew, pot, łzy i namiętność. Tomasz Włosok jako legendarny bokser Jerzy Kulej [ZWIASTUN]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66d6e5467c0748232c8a7695/Kulej.%20Dwie%20strony%20medalu_T.W%C3%85%C2%82osok_fot.Grzegorz%20Press_Watchout%20Studio.jpg)
Krew, pot, łzy i namiętność. Tomasz Włosok jako legendarny bokser Jerzy Kulej [ZWIASTUN]
Wojtek Mazolewski Quintet – zapowiada nową płytę i ogłasza trasę na dwóch kontynentach
Polecane
10 powodów, dla których warto kupić 119. numer K MAG-a „Paris, Texas”
![Martyna Byczkowska: „Gorsze od fizycznego obnażenia się jest obnażenie się emocjonalne” [WYWIAD I SESJA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66d1e4de7c0748232c8a7495/_E7A7658.jpg)
Martyna Byczkowska: „Gorsze od fizycznego obnażenia się jest obnażenie się emocjonalne” [WYWIAD I SESJA]
![[Z archiwum K MAG] Od Cousteau po współczesnych ratowników życia innego niż ludzkie – zamieszkującego oceany](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66dc3dea865f844eb638ecdf/mdagff-2021%20-%20Playing%20WIth%20Sharks%20-%20Stills%20%5B1271816%5D.jpg)
[Z archiwum K MAG] Od Cousteau po współczesnych ratowników życia innego niż ludzkie – zamieszkującego oceany

Linkin Park wracają na scenę z nową wokalistką
![Krew, pot, łzy i namiętność. Tomasz Włosok jako legendarny bokser Jerzy Kulej [ZWIASTUN]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66d6e5467c0748232c8a7695/Kulej.%20Dwie%20strony%20medalu_T.W%C3%85%C2%82osok_fot.Grzegorz%20Press_Watchout%20Studio.jpg)

