Advertisement

"Jesteśmy pierwszym eksperymentalnym pokoleniem, które YouTube formował". I dał zarobić, bo youtuber to dzisiaj zawód

Autor: Karol Owczarek
20-01-2019
"Jesteśmy pierwszym eksperymentalnym pokoleniem, które YouTube formował". I dał zarobić, bo youtuber to dzisiaj zawód

Przeczytaj takze

/materiał pochodzi z K MAG 94 CELEBRITY ISSUE 2018/
Są idolami młodego pokolenia, mają setki tysięcy, a nawet miliony obserwatorów i subskrybentów, jednak duża część społeczeństwa nigdy o nich nie słyszała. O pełnym paradoksów zajęciu youtubera rozmawiamy z osobami, które w Polsce przecierały szlaki, zaczynając od amatorskiego publikowania wideo. Dziś mają swoje własne medialne imperia i imperiątka.
K MAG: Kim jest youtuber? Twórcą treści wideo? Showmanem? Prowadzącym?
Ewa Grzelakowska-Kostoglu (Red Lipstick Monster – RLM): Youtuber to osoba, która przy swoim kanale potrafi zrobić wszystko, ale nie musi, bo może mieć od tego ludzi.
Paulina Mikuła (Mówiąc Inaczej – MI): Dla mnie youtuber ma kanał na YouTube i regularnie publikuje tam filmy. A czy sam się nagrywa i to montuje, czy ma od tego ekipę, to raczej nie ma znaczenia.
Rafał Masny (RM): Youtuber to za szerokie pojęcie. To tak jakby mówić o osobie z telewizji telewizjer, a z radia – radier. Wszyscy publikujący na YouTube są nazywani youtuberami, a przecież zwykle robią zupełnie inne rzeczy. Nie umiem montować, nigdy tego nie robiłem, odpowiadał za to Czarek Jóźwik – więc co? Nie jestem youtuberem? Powinno się wprowadzić jakieś podkategorie, podział na przykład na youtuberów autonomicznych, biznesowych, podróżniczych.
Karol Paciorek (KP): Youtuber z definicji potrafi poradzić sobie z techniczną stroną tworzenia i publikowania wideo, zwłaszcza ten, który zaczynał tak dawno jak my, gdy wszystko było mocno amatorskie. Youtuberem jest się jednak przede wszystkim, gdy koncepcja materiałów na kanale pochodzi od występującej osoby. To go różni od prezentera, który przychodzi na plan i dostaje gotowy scenariusz napisany przez kogoś innego. Youtuber oczywiście może mieć do pomocy wiele osób. Już słynni renesansowi malarze mieli przecież uczniów i współpracowników, którzy pomagali im w tworzeniu dzieła.
Paulina Lis (Lisie Piekło – LP): Jesteśmy niczym malarze renesansowi?
KP: Wybieram Rembrandta.
RM: To akurat malarz barokowy.
Jesteście pionierami. Zaczynaliście tworzyć kanały, gdy w Polsce YouTube dopiero się rozkręcał. Skąd czerpaliście inspirację?
RLM: YouTube’a można się nauczyć z YouTube’a.
KP: YouTube wystarczy do nauki. Są na nim tutoriale, jak nagrywać i montować wideo, można podglądać, co robią inni youtuberzy. Niektórzy kopiują wprost formaty, inni jedynie się inspirują. Z pewnością nie inspirujemy się zbytnio starymi mediami.
MI: Cały sprzęt do nagrywania polecali mi profesjonaliści, znajomi operatorzy – również tacy, którzy na co dzień nie funkcjonują na YouTube.
LP: Dla mnie dużą frajdą było właśnie to, że kompletnie nie wiedziałam, jakiego sprzętu używać, stosowałam metodę prób i błędów. Podobnie było z montażem. Fascynowało mnie tworzenie czegoś od zera, nie miałam nic poza zwykłym komputerem i tanią kamerą. Na początku potrafiłam montować długie godziny, bo eksperymentowałam i się uczyłam.
Wciąż chyba działasz dość spontanicznie. Twoje nagrania mają spory rozrzut tematyczny – trochę kultury, trochę kosmetyków, sporo żartów…
LP: Jest u mnie miszmasz, ale takie jest po prostu moje spojrzenie na rzeczywistość. Mam nadzieję, że spójne.
RM: Spoiwem jest osoba prowadząca kanał.
LP: Ta platforma daje nieskończone możliwości, jeśli chodzi o tematy i formy. Mamy swoją internetową personę, którą widzowie kojarzą i śledzą niezależnie od tego, co akurat robimy.
RM: Chyba że robisz coś głupiego.
LP: Ale to też przygoda.
MI: Mój mały błąd strategiczny polegał na tym, że zaczęłam występować w sieci pod nazwą Mówiąc Inaczej, gdyż myślałam, że ludzie będą zainteresowani tylko tym, o czym mówię, czyli językiem polskim. Szybko się okazało, że widzowie chcą też mnie, Paulinę Mikułę, ponieważ udało mi się zyskać ich sympatię. Obie odsłony okazały się równie istotne dla odbiorców. Dobrze, że mój kanał ma swoją nazwę, ale w mediach społecznościowych wolałabym funkcjonować jako Paulina Mikuła, by móc z imienia i nazwiska dzielić się przemyśleniami i żartami. Nie mogłam jednak przewidzieć, jak wszystko się potoczy, i dziś jakoś szczególnie nie żałuję początkowych decyzji. Gdybym zakładała kanał, oczekując, że będę nie wiadomo jaką gwiazdą, pewnie nic by z tego nie wyszło.
RM: Nie ma ludzi na YouTube, którzy nie popełniali błędów. Tu uczysz się na bieżąco. Nie da się uniknąć wywrotek i głupich decyzji. W moich działaniach mogę się doliczyć wielu. Nie ma instrukcji obsługi, jaki nowy kanał warto zakładać, a jaki nie, o czym warto mówić, a czego unikać.
Jako youtuberzy sami jesteście swoimi cenzorami.
KP: Nie jest do końca tak, że sami o wszystkim decydujemy. Teoretycznie można powiedzieć, że niepodzielnie rządzimy swoim kanałem, ale prawda jest taka, że większość z nas obserwuje, co jest atrakcyjne na rynku, co może przyciągnąć widzów. W redakcji czy telewizji redaktor naczelny może powiedzieć, że jakiś temat trzeba wziąć bez względu na cenę i oczekiwania. Na YouTube jeśli ktoś za bardzo zagalopuje się w swojej wizji, która ma się nijak do tego, co jest pożądane przez masy, może tworzyć właściwie tylko dla siebie i garstki widzów. Nie ma mowy o stuprocentowej autonomii.
RM: Kieruje nami niewidzialna ręka trendu.
KP: Niewidzialna ręka kucy, którzy oglądają masowo niezbyt ambitne rzeczy.
Można uznać, że youtuberzy świadomie oddają się na usługi widzów, gdy mówią coś w rodzaju: „piszcie w komentarzach, co byście chcieli w kolejnym wideo / co wam się podobało, a co nie”.
MI: Trochę tak, trochę nie. Trzeba znaleźć złoty środek, bo gdybym chciała brać pod uwagę komentarze wszystkich widzów, to bym oszalała.
KP: Musiałbym być wyższy i niższy jednocześnie.
MI: A ja musiałabym sobie przywiązać ręce, żeby nie gestykulować, i zmienić głos. Gdy mam rozpuszczone włosy, niektórzy piszą, żebym je związała, a gdy mam związane, pojawiają się sugestie, bym je rozpuściła. Należy oczywiście uwzględniać sugestie widzów, ale trzeba je filtrować i trzymać się swojego wewnętrznego głosu.
RM: W tej kwestii różnica między nowymi mediami a starymi jest taka, że my mamy bezpośredni feedback od razu, a oni robią badania fokusowe, których wyniki dostają po dwóch miesiącach z zerową dokładnością.
Pamiętacie jakiś głos w komentarzach, który bardzo na was wpłynął?
MI: Mnie najbardziej dotykają komentarze, w których ktoś mi zarzuca, że nie potrafię przyznać się do błędu i negatywnie reaguję na krytykę, że czekam wyłącznie na słowa pochwały, choć nie raz pokazałam, że potrafię radzić sobie ze swoimi słabościami. Publikowałam filmy o swoich wpadkach, a w razie potrzeby przypinam swój komentarz będący sprostowaniem jakiejś nieścisłości.
Jak psychicznie znosicie negatywne komentarze?
MI: Teraz się z nich śmieję, ale na początku było mi trudno.
LP: Nigdy się nie przyznawałam, że mnie dotknęły. Teraz też się z tego śmieję i bawi mnie, że ktoś może być tak silnie rozemocjonowany czymś, co robisz w internecie, że chce cię zniszczyć.
RM: Warto brać pod uwagę komentarze, które mają dużo łapek w górę, bo wtedy wiadomo, że to nie jest odosobniony głos. Można zresztą wyczuć, który komentarz jest merytoryczny, a w którym ktoś po prostu chce cię obrazić.
Jak reagują na was ludzie na ulicy?
RM: Jeśli chcesz spokojnie zjeść w miejscu publicznym, to nie jest to łatwa sprawa.
MI: Choć zdarzyło się kiedyś, że dwie dziewczyny w restauracji poczekały, aż zjem, i dopiero wtedy podeszły.
KP: Często piję z napotkanymi widzami alkohol. Może nie jest to najbardziej odpowiedzialne, ale wydaje mi się ludzkie.
MI: Występowałam przez pewien czas w telewizji, więc gdy wracam do rodzinnego domu w mniejszej miejscowości, ludzie mnie zaczepiają i pytają, kiedy będzie można mnie znów zobaczyć. Nie biorą w ogóle pod uwagę, że działam w internecie, bo z niego nie korzystają lub robią to w niewielkim zakresie. W Polsce wciąż jeszcze jest tak, że kto inny ogląda YouTube’a, a kto inny telewizję.
Jaki jest wasz stosunek do mediów tradycyjnych?
RM: Nikomu nie mówiłem, ale od zawsze oglądam Polsat… Prawda jest taka, że od wielu lat nie mam telewizora, ale sprawdziłem format programu, do którego niedawno wszedłem, i można go oglądać w TV.
LP: Lubię czasem pooglądać reklamy w telewizji. Czuję się wtedy jakbym odbierała intergalaktyczną telewizję z serialu „Rick & Morty”.
MI: Są w telewizji reklamy, w których bohaterki wcielają się w rolę vlogerek (lub nimi są) i odtwarzają stereotypowy styl vlogów na zasadzie: „Heeej, dziś pokażę wam nowy produkt, który odkryłam, zobaczcie…”. Przeniesiono w ten sposób konwencję znaną z internetu do telewizji.
RLM: Telewizję oglądam dwa, trzy razy w roku, gdy jadę na święta do rodziny. To dziwne, hipnotyzujące doświadczenie.
MI: Czytam drukowaną prasę, oglądam programy informacyjne. Nie jest tak, że żyjemy wyłącznie w internecie.
Trwa walka o uwagę widzów. Wam, youtuberom, dobrze w niej idzie – macie zasięgi i wiernych widzów. Czujecie się częścią fali, która może zatopić tradycyjne media, zwłaszcza telewizję?
RLM: Moim zdaniem zaspokajamy inne potrzeby. Nie ma czegoś takiego jak wygryzanie.
KP: Bardzo dużą przewagę na YouTube daje to, czego nie ma w telewizji, czyli wolność twórcza. Jeśli w telewizji masz wymyślony przez kogoś format, musisz trzymać się ram. Natomiast na swoim kanale możesz zrobić wideo-esej, wywiad, reportaż, vlog podróżniczy, paradokument. Sięgasz po formę, która wydaje ci się odpowiednia do tego, co chcesz powiedzieć.
Istnieje stereotyp, że wśród youtuberów przeważają krzyczący gamerzy i młode dziewczyny opowiadające o zakupach. Wy próbujecie przemycać merytoryczną wartość.
KP: Mój plan jest prosty. Wymyślić najtrudniejszą do wymówienia i zapamiętania nazwę kanału („Imponderabilia”) i publikować dwugodzinne materiały. Przeczytałem to w podręczniku „Jak osiągnąć sukces w dwa tygodnie?”.
RM: Każde środowisko odpowiada za najbardziej skrajne przykłady. Są na YouTube patologiczne treści, ale nie można generalizować. To tak, jak mówienie, że wszystkie blondynki są głupie albo czarnoskórzy to przestępcy, co – wiadomo – nie jest prawdą. YouTube ogląda według oficjalnych danych Megapanelu dwadzieścia, dwadzieścia jeden milionów Polaków miesięcznie (czyli co najmniej raz w miesiącu wchodzą na serwis), co oznacza, że to jeden z czołowych nadawców w kraju. I wcale nie wchodzą na niego głównie nastolatkowie – przykładowo na kanale Abstrachuje mamy teraz więcej odbiorców w grupie 35-44 niż 13-17, a pięćdziesiąt procent widzów jest wieku studenckim, czyli 18-24. Przez sześć lat istnienia kanału nasi widzowie podrośli i wciąż nas oglądają.
MI: Widownia YouTube’a rośnie i zostaje, a nie odchodzi, co nas cieszy.
YouTube spłaszcza hierarchię materiałów. Na przykład na stronie głównej obok siebie na równi pojawiają się śmieszne kotki, patostreamerzy i wykłady o filozofii.
MI: Mam kłopot z tym, że polski YouTube nie ma twarzy, przez co łatwo nam przykleić jakąś gębę. Gdy wypływa na wierzch sprawa patostreamerów, społeczeństwo myśli, że każdy youtuber to patostreamer. Gdyby YouTube kojarzył się powszechnie z konkretnymi postaciami, które tworzą coś wartościowego, trudniej byłoby robić takie afery. Może być tak, że mediom tradycyjnym jest na rękę, gdy większość ludzi postrzega YouTube jako siedlisko patologii.
Reklamodawcy kiedyś patrzyli na was podejrzliwie, dzisiaj pewnie jesteście przez nich pożądani.
RLM: Tak, dziś nasze relacje wyglądają dużo lepiej, ale to wymagało bardzo dużo pracy. Tłumaczyliśmy klientom, na czym polega nasza działalność, ucząc się jednocześnie współpracy z nimi.
LP: Nie było wypracowanych standardów, przecieraliśmy szlaki.
RM: Nie jest tak, że dziś jest wspaniale. Cały czas jest walka. Kiedyś było prościej – kręciłeś reklamę w studiu, a następnie wykupowałeś czas w telewizji, by tam leciała przed określony czas. Teraz jest tak, że my jesteśmy ośrodkiem kreatywnym i agencja też nim jest. Pojawiają się spięcia, nasze wizje się zderzają. Czasem trudno przekonać agencję, że wideo jest przeznaczone przede wszystkim dla naszej widowni, czyli to musi być nasz przekaz, ale zgodny z briefem.
Czyli wasze dochody pochodzą przede wszystkim z reklam?
MI: Tak, współpraca bezpośrednia z reklamodawcami jest najbardziej dochodowa.
Są instagramerzy czy youtuberzy, których profile są tablicami ogłoszeniowymi; niemal każde zdjęcie czy nagranie zawiera lokowanie produktu. Was ten problem zdaje się nie dotyczyć. Mocno filtrujecie to, co macie zareklamować?
MI: Ja na przykład nie piję alkoholu, więc dzień, w którym zacznę go reklamować, będzie oznaczał, że stało mi się coś poważnego w głowę albo jestem w głębokiej desperacji. Mam swoje przekonania, których nie jestem w stanie złamać. Dostałam kiedyś do testowania jakiś produkt, który w moim przypadku się nie sprawdził, więc go nie zareklamowałam.
RM: Ja zawsze mówię, że nie liczy się produkt, tylko podejście klienta. Nie znaczy to, że reklamowałbym wibratory.
MI: Akurat wibratory są super. Tak przypuszczam.
RM: Ale nie wyglądałby najlepiej przy mojej twarzy. Wszystko da się zareklamować, o ile ktoś nie wchodzi do twojego formatu z butami. Gdy klient mi mówi, że ten żart nie, taka scenka nie, to sorry. Przychodziły do nas łatwe do zareklamowania produkty, na przykład napoje, które wystarczyło po prostu trzymać w ręce, ale przedstawiano takie wymagania wobec scenariusza, że musieliśmy odmówić. Widzowie by nas znienawidzili, gdybyśmy poszli na zbyt daleki kompromis.
Co wam dał YouTube?
LP: Spełnienie.
MI: U mnie wszystko się zmieniło, w głowie i na głowie. Poznałam mnóstwo ludzi, z którymi współpracowałam. Gdy miałam dwadzieścia siedem lat, pierwszy raz pojechałam za granicę właśnie dzięki YouTube’owi.
Staliście się osobami publicznymi w młodym wieku.
MI: Ważne jest w jakim wieku się zaczyna. Zaczynałam jako dwudziestopięciolatka, w momencie, gdy kończy się studia i trochę się miota, ale jest też w pewnym stopniu dojrzałym.
RM: Ja miałem dziewiętnaście lat. Cieszę się, że nie wcześniej, bo może inaczej by się to wszystko potoczyło. Nie udało mi się skończyć studiów, ale nawet babcia, gdy zobaczyła mnie na kanapie w TVN24, powiedziała, że może to dobrze, że ich nie skończyłem. YouTube zmienił wszystko – mam pracę, firmę, a do tego jestem rozpoznawalny. Na pewno wpłynęło to na moją pewność siebie i to, że potrafię odmówić, co nie jest łatwe. Zwłaszcza że mnóstwo ludzi prosi mnie o jakieś dziwne przysługi. Jesteśmy pierwszym eksperymentalnym pokoleniem, które YouTube formował.
MI: YouTube nas formował, ale też my jego.
KP: Nie patrzę na YouTube’a i karierę na nim jako drogę, która ma mnie dokądś zaprowadzić. Nie wiem, co będzie za trzy czy pięć lat. Ta wielka niewiadoma jest dla mnie najbardziej kusząca. Gdybym wykonywał tak zwany klasyczny zawód, wiedziałbym, że za pięć lat mogę ewentualnie zmienić firmę, w której pracuję, ale raczej będę robił z grubsza to samo, poruszał się w pewnych wypracowanych schematach.
LP: To, że nie wiemy, co będzie za pięć lat, nas nie przeraża, tylko ekscytuje, bo dzięki temu możemy wciąż się rozwijać i eksperymentować.
KP: Ciekawym trendem jest pojawianie się znanych ludzi z telewizji na YouTube z własnym kanałem, co zapoczątkował chyba Szymon Majewski. Różnie im to wychodzi, ale swoje kanały mają i sensownie prowadzą między innymi Cezary Pazura i Michał Żebrowski. To pokazuje, co jest dziś nęcące. Gdy pierwszy raz zaproszono mnie do telewizji, chyba w 2011 roku do „Dzień Dobry TVN” czy czegoś w tym stylu, myślałem: „O mój Boże, to jest to, to już jest szczyt”. Obecnie telewizja nie jest już takim kuszącym cukierkiem, mógłbym obejść się bez niej. Sensowna i wyczerpująca rozmowa, nagrywana i pokazywana w mediach, możliwa jest już tylko w internecie. W telewizji szatkuje się i przemontowuje godzinną rozmowę w piętnastominutowe widowisko. A w internecie bez problemu można przeprowadzać nawet dwugodzinne dyskusje.
Czy teraz dzieci pytane o to, kim chcą zostać, gdy dorosną, odpowiadają, że youtuberami?
RLM: Podobno o tym marzą. Nie chcą już być aktorami czy muzykami, ale właśnie youtuberami.
RM: W rankingach youtuber jest na jednym z czołowych miejsc, jeśli chodzi o zawody marzeń według dzieci.
RLM: Problem jest taki, że dzieci zwykle wskazują to zajęcie, bo wydaje im się, że to najprostsza droga do sławy i sukcesu. Wystarczy usiąść przed kamerą, mówić to, na co się ma ochotę – potem dostajesz za to pieniądze, a ludzie cię kochają.
RM: Jest trochę osób, które tak właśnie robią…
Co się stanie, gdy upadnie YouTube?
RLM: Pojawi się coś nowego, to nie będzie dla nas żaden problem. Mamy swoich wiernych fanów, którzy są przy nas i pójdą tam, gdzie będziemy, niezależnie od nazwy platformy.
Paulina Mikuła - prowadząca kanał „Mówiąc Inaczej”, na którym w przystępny sposób omawia zawiłości języka polskiego.
Ewa Grzelakowska-Kostoglu – wizażystka i kosmetolog, tworzy pod pseudonimem Red Lipstick Monster najpopularniejszy w Polsce kanał beauty, wydała trzy książki poradnikowe.
Paulina Lis – autorka jednego z najbardziej kreatywnych kanałów lifestyle’owo-komediowych na polskim YouTube – „Lisie Piekło”. Razem z Karolem Paciorkiem współprowadzi kanał „Nienasyceni”.
Karol Paciorek – fotograf, od 2010 roku prowadzi kanały na YouTube, najpierw „Lekko Stronniczy” (razem z Włodkiem Markowiczem), a obecnie solowy „Imponderabilia” i razem z Pauliną Lis „Nienasyceni”. Wykładowca Collegium Civitas.
Rafał Masny – współtwórca kanału AbstrachujeTV mającego ponad trzy miliony subskrypcji i współwłaściciel grupy Abstra.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement