Teraz po zakończeniu programu odbudowy populacji gatunku żółwi słoniowych, Diego powrócił na wyspę Españolę, z której został zabrany za młodu. Oprócz Diega przetransportowano także 14 innych żółwi, a władze wyspy nie kryją radości z powodu nowych mieszkańców.
Zanim żółwie zabrano łodziami na niezamieszkaną wyspę Españolę, musiały przejść kwarantannę, aby uniknąć przeniesienia nasion z roślin, które na niej nie występują. Transport nie był wcale taki prosty, bo sam Diego waży ok. 80 kilogramów, ma ok. 90 centymetrów długości, a gdy rozłoży nogi i wyciągnie kark ma nawet 1,5 metra wysokości. Stuletni żółw został gwiazdą programu odbudowy populacji gatunku, ponieważ odpowiada za 40% całej populacji żółwi słoniowych w Parku Narodowym Galapagos, w którym znajduje łącznie ok. 2 tysięcy osobników.
Dawno temu Diego został zabrany z wyspy Española do Stanów Zjednoczonych, gdzie umieszczono go w ZOO. W 1940 roku przebywał w San Diego ZOO w Kalifornii, choć wtedy jeszcze nikt nie wiedział, do jakiego gatunku należy. W latach 60. na wyspie Española mieszkało tylko 14 żółwi słoniowych (dwa samce i 12 samiczek), ale były zbyt rozproszone, żeby się rozmnażać. Właśnie dlatego rozpoczęto program odbudowy populacji gatunku na wyspie Santa Cruz w archipelagu wysp Galapagos, a w 1976 roku Diego przetransportowano z San Diego ZOO Santa Cruz.
Teraz, gdy żółwie spełniły już swoją misję i odbudowały gatunek, zostały odesłane na swoją rodzinną wyspę Española, a 15 czerwca oficjalnie rozpoczęła się ich emerytura. Przezornie wyposażono je w lokalizatory, ale władze Parku Narodowego Galapagos są przekonane, że świetnie odnajdą się na wolności.