Advertisement

„IO": Cierpienia młodego osiołka i przypadkowe okrucieństwo współczesnego świata [recenzja]

Autor: Monika Kurek
30-09-2022
„IO": Cierpienia młodego osiołka i przypadkowe okrucieństwo współczesnego świata [recenzja]
Film mistrza Jerzego Skolimowskiego zdobył Nagrodę Jury na 75. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes i jest polskim kandydatem do Oscara . „To film stworzony z miłości do zwierząt” – informuje napis na końcu „IO”.
Poznajemy go w cyrku, gdy bierze udział w przedstawieniu. Jest ważnym elementem spektaklu, ale nie ma zbyt dużego wpływu na jego kształt i formę. Mowa o osiołku, głównym bohaterze polskiego kandydata do Oscara. Onomatopeiczny tytuł „IO” to po prostu nazwa odgłosu wydawanego przez osła, ale można go także potraktować jako metaforę przypadkowości losu. To także imię tytułowego osiołka, lecz umówmy się – nazwać osiołka „IO”, to tak jak nazwać kota „Miau” lub nazwać psa „Pies”. Wybór takiego imienia siłą rzeczy odziera bohatera z jakiejkolwiek tożsamości i nie jest wyborem przypadkowym.
Film Skolimowskiego jest hołdem dla kultowego „Na los szczęścia, Baltazarze!” z 1966 roku. W dziele Bressona śledzimy perypetie osiołka o imieniu Baltazar oraz Marie – dziewczyny, dla której został niegdyś kupiony. Jak wyznał Skolimowski, ogromny fan Bressona, był tylko jeden film, któremu udało się wzruszyć go do łez i był to właśnie „Na los szczęścia, Baltazarze!”.

Jego oczami

Historia „IO” rozpoczyna się w cyrku, gdzie nasz główny bohater, grany przez sześć różnych osiołków, występuje u boku Kasandry (zjawiskowa Sandra Drzymalska). Na skutek ingerencji obrońców zwierząt zostaje on skonfiskowany i trafia do... stadniny koni. Tak rozpoczyna się podróż, w trakcie której oglądamy świat oczami tytułowego Io. Poznajemy cały wachlarz różnych bohaterów, obserwujemy, jak traktowane są inne zwierzęta i dostajemy wisienkę na torcie w postaci komediowego spojrzenia na polską prowincję.
Jest to podróż surrealistyczna i zaskakująca przypadkowym okrucieństwem współczesnego świata. Bo choć niektórym ludzkim bohaterom wydaje się nawet trochę zależeć na Io, to nikomu nie zależy na nim wystarczająco. I nawet Kasandra, której udało się nawiązać z Io jakaś relację i za którą Io ucieka ze stadniny koni, nie wkłada zbyt wiele wysiłku w walkę o jego dobrobyt. Ale czy mamy prawo czegokolwiek od niej oczekiwać? Przeciętny człowiek nie ma możliwości przyjęcia pod swój dach osła, a poza tym od tego powinien być system. Problem polega na tym, że go nie ma. To znaczy jest, ale nie działa i na pewno nie zależy mu na dobrobycie zwierząt.
To zresztą jeden z najbardziej przykrych wniosków, jakie nasuwają się podczas seansu. Zbudowaliśmy system, który nie działa i w którym mało komu zależy na zwierzętach czy nawet na planecie, której jesteśmy gospodarzami. Pokazuje, ile wciąż jest przed nami pracy i sugeruje, że każdy z nas powinien zrobić sobie rachunek sumienia. Skłania do refleksji i paradoksalnie daje nadzieję na lepsze jutro. Bo skoro rynek wege zamienników kwitnie w najlepsze, a właściciel Patagonii przekazuje firmę fundacji walczącej z kryzysem klimatycznym, to komuś jednak zależy. Bo skoro ktoś robi film taki jak "IO", to komuś jednak zależy.
Przekaz filmu idzie w parze z mistrzowskim wykonaniem oraz świetną grą aktorską. Oczywiście przypadku osiołków trudno mówić o jakiejkolwiek grze aktorskiej, ale dzięki znakomitemu montażowi wypadają ujmująco i przekonująco. Sandra Drzymalska jest absolutnie cudowna, a charyzma duetu Lorenzo Zurzola i Isabelle Huppert skradnie niejedno serce. Efektu dopełniają znakomite zdjęcia i trzymająca w napięciu muzyka. I choć nie jest to łatwe kino, zdecydowanie warto dać mu szansę.
Film „IO" jest w kinach od 30 września.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement