Advertisement

[Z archiwum K MAG] Czym byłaby polska muzyka bez Beaty Kozidrak? Przypominamy wywiad i sesję okładkową z artystką

28-06-2025
[Z archiwum K MAG] Czym byłaby polska muzyka bez Beaty Kozidrak? Przypominamy wywiad i sesję okładkową z artystką
Z Beatą Kozidrak spotkaliśmy się w jej warszawskim domu, tym prawdziwym. To nie pałac, zamek ani luksusowa dekoracja. W dodatku roztacza się w nim takie światło, że nawet w pochmurny dzień jest przyjemnie. I choć Beata wydaje się osobą bardzo ostrożną, rozważającą każde pytanie i ważącą słowa, rozmowa płynie wartko. Beata i Bajm to kawał historii polskiej muzyki, dlatego skoro fani wiedzą o niej wszystko, postanowiliśmy nie tyle wypytywać artystkę, ile po prostu porozmawiać.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 112 The Pirates 2023, tekst: Janusz Noniewicz.
„4B”, czyli czwarta płyta Beaty Kozidrak. Jestem zaskoczony, że dopiero czwarta.
Czwarta solowa. Z Bajmem nagrałam o wiele więcej.
Niemniej sądziłem, że solowych płyt musi być więcej. Szczególnie, że twój pierwszy solowy album ukazał się w połowie lat dziewięćdziesiątych.
Na Bajmową rocznicę. Nie wiedziałam, jak ją uczcić, więc pomyślałam, że zrobię coś dla siebie.
Solowy debiut zrealizowałaś z Adamem Abramkiem i Pawlem Sotem, a więc z ludźmi z Bajmu, którzy nie tylko w nim grali, ale też skomponowali materiał na „Białą armię”, płytę, która przyniosła zespołowi ogromny sukces.
Tak, choć to niejako przypadek. Wiesz, przypadki rządzą życiem, więc fajnie, kiedy są szczęśliwe. Adam i Paweł przynieśli materiał, który stylistycznie nie za bardzo nadawał się do Bajmu. Jak na tamte czasy, była to bardzo nowoczesna muzyka, a szkoda byłoby tak dobrego materiału, więc pomyślałam, że zrobię płytę solową. Reakcje na ten pomysł były różne; mówiono, że fani się odwrócą, uznają, że zdradziłam Bajm. Na szczęście nic takiego się nie stało, bo mam fanów, którzy są ciekawi tego, co robię, i lubią być zaskakiwani. Dają mi, mogę powiedzieć, carte blanche.
Fani czekają na twoje nowe piosenki bez względu na to, czy robisz je z Bajmem, sama, czy w jeszcze innej konfiguracji. Zastanawiałem się, czy sam potrafiłbym odróżnić piosenkę Beaty od Bajmu.
Powinieneś, bo moja droga solowa wynika z zainteresowań innymi stylami muzycznymi, wykorzystuję inne możliwości wokalne. Chciałam się sprawdzić, zrobić coś po swojemu. Wtedy po raz pierwszy zaangażowałam się w produkcję płyty, teren dla mnie niemal dziewiczy. To było niezwykłe doświadczenie, które zaprocentowało. Zrobiłam to w świetnym studiu muzycznym, PUK studio w Danii, ze świetnymi, światowymi realizatorami nagrań. Wymyśliliśmy z Andrzejem, że skoro już robimy płytę solową, to wypróbujemy jak najwięcej nowości. Zaprosiliśmy do współpracy nowych muzyków, aby nie dublować brzmień Bajmu. Zrozumiałam wtedy, jak wielką odpowiedzialność bierzesz na siebie, produkując płytę, ale też zauważyłam, że sprawia mi to przyjemność. Poczułam się w tym niezła. Nie wstydzę się otwarcie powiedzieć, że ta płyta wciąż brzmi nowocześnie. No i zobacz, ile na niej jest hitów…
„Widziałam ją”, „Siedzę i myślę”, „Taka Warszawa”, „Żal mi tamtych nocy i dni”, „Olek”, „Dakota”. Na płytach Bajmu nie miałaś wpływu na produkcję?
Pierwszy raz się w nią zaangażowałam przy okazji albumu „Płomień z nieba”. Rozstawaliśmy się wtedy ze starym składem, a Jarek, mój brat, akurat stworzył kilka fajnych kompozycji, takich jak tytułowy „Płomień z nieba” czy „Belle Ami”. Postanowiliśmy nagrać je już z nowymi muzykami. Wówczas trzeba było podjąć kilka innych ważnych decyzji, takich jak kierunek muzyczny, w którym chcemy zmierzać. Choć wokalnie i tekstowo trzymałam się wypracowanej ścieżki, to zaangażowałam się w zmiany brzmieniowe. Wiesz, lubię takie wyzwania. Sprawiają, że cały czas się uczę, jak nasz prezydent.
To pozwala ci przetrwać kolejne kadencje w muzycznych wyborach Polaków. Jesteś obecna na scenie nieprzerwanie od czterdziestu pięciu lat, a liczba twoich fanów rośnie o kolejne pokolenia. Nie jesteś gwiazdą lat osiemdziesiątych, lecz od tamtych czasów.
Zdarza mi się nagrywać z młodymi muzykami, od których wręcz oczekuję, że czegoś mnie nauczą. Zachęcam, aby nie patrzyli na mnie jak na TĘ BEATĘ, lecz by kierowali się swoimi artystycznymi potrzebami i wykorzystali moją skalę głosu, możliwości techniczne, fakt, że mogę zaśpiewać i mocniej, i bardziej zmysłowo, i sexy. Czekam na ich opinie, propozycje, sugestie, a gdy dostrzegam jakąś nową szansę, wykorzystuję ją. To wynika z pasji oraz tego, że mam możliwość realizowania swoich artystycznych marzeń. Najpierw była muzyka i śpiewanie, potem przyszło pisanie tekstów, następnie nagrania solowe i zaangażowanie się w produkcję, w całościową wizję albumu.
Czemu pisanie tekstów? Gdy zaczynaliście z Bajmem, w Polsce było mnóstwo profesjonalnych autorów i autorek tekstów, którzy pisali dla największych gwiazd.
Wtedy to nie byłabym ja, a zawsze zależało mi na autentyczności – w tym, co mówię i o czym śpiewam. Zawsze lubiłam pisać; jeszcze w liceum, a nawet podstawówce, miałam zeszyty pełne wierszy napisanych w różnych ważnych momentach życia.
Moim zdaniem masz coś, co można nazwać łatwością pisania. Wiesz, gdzie wstawić takie słowo, jak „pamiętam”, a gdzie „serce”. Nie chodzi mi jedynie o treść, lecz przede wszystkim o emocje.
To jest intuicyjne. Piosenka składa się z tekstu i muzyki, które muszą być ze sobą nierozerwalnie połączone. Tak, byś nie mógł sobie wyobrazić, że dana melodia może zawierać inne słowa.
A po co w 2023 roku wydawać płytę, skoro na platformach streamingowych…
…można wrzucać singiel za singlem.
Każdy mógłby ułożyć własną płytę Beaty. Gdy niedawno dostałem w prezencie płytę mojego ulubionego młodego polskiego rapera, nie bardzo wiedziałem, co z nią zrobić.
Świat się zmienia, ale to chyba nie tradycjonalizm, że jestem przywiązana do myślenia o materiale muzycznym jak o płycie, skoro, jak widzisz, młodzi ludzie też wydają albumy. Myślę, że moi fani potrzebują płyty, opakowania, książeczki – przedmiotu, który mogą trzymać pod ręką lub postawić na półce wśród innych płyt. Wiedzą, że ją mają.
fot. Kasia Bielska
Chodzi o coś, co można wziąć do ręki, dotknąć…
Tak. O rzecz, choć nie tylko. Liczy się również ciąg myślenia artysty. Płyta to jednak spójna wypowiedź.
Czyli traktujesz płytę jako całość?
I to zarówno w warstwie literackiej, jak i muzycznej. Skoro nagrywałam płytę, powiedzmy, półtora roku, to chciałabym, aby moi słuchacze wiedzieli, że o coś tej kobiecie jednak chodzi. Płyta to takie źródło, które jest zawsze przy tobie. Nawet jeśli w pewnym momencie zaniechasz słuchania, później pomyślisz sobie: „A posłuchałbym tej Kozidrak, ona ma tam takie dwa teksty, który kiedyś do mnie przemawiały”. Potem znowu: „O, odkryłem kolejny, wcześniej jakoś tego nie słyszałem”. Są albumy, do których się nieustannie wraca. Mam nadzieję, że wśród nich znajdują się te Bajmu i Beaty.
„4B”, czyli „cztery be” lub „for B”, też jest taką pełną wypowiedzią? Mówisz, że to być może twoja najbardziej osobista płyta. Nie jest to reklamowy chwyt, który uruchomi w odbiorcy plotkarski odruch: „Zobaczę, co tam jest o rozwodzie, o prywatnych kłopotach, o rozliczeniu z incydentem prowadzenia samochodu po alkoholu”?
Rozliczeniu? Zauważyłeś, że ja się z niczego nie rozliczam? Żeby się rozliczać i na wszystko reagować, musiałabym zacząć o wiele wcześniej, kiedy pisano o mnie bzdury i kłamstwa.
Nie jesteś na tyle lubiana, że ci tego oszczędzono? Jakie bzdury i kłamstwa?
Na przykład, ile mam domów i czego w nich nie ma. Ileż ja kolejnych swoich domów widziałam na zdjęciach! Nawet już niby przeze mnie umeblowanych. Albo o rozwodzie: ile mojemu byłemu mężowi dostało się głupot, aż musiał skierować sprawę do sądu, którą dopiero teraz, po tylu latach, rozstrzygnięto. Albo sprawa dofinansowania w trakcie pandemii. Przeraziła mnie ilość wylanego wówczas hejtu, że Kozidrak dostała dofinansowanie. Nie napisano, że mam firmę i zatrudniam ludzi, którzy stracili możliwość zarabiania pieniędzy i że dzięki dofinansowaniu mogłam im płacić pensje. Co złego zrobiłam? Do ludzi dochodzą często kłamliwe informacje. Teraz trochę mniej się tym przejmuje, ponieważ wiem, że często produkują to boty. Kiedyś przyszedł do mnie znajomy i powiedział: „Beata, czym ty się przejmujesz? Zobacz, tu napisali, że dofinansowanie dostali bracia Kozidrakowie”. Dziś mam grubszą skórę, jestem dorosłą dziewczynką i wiem, że moje nazwisko może zwiększać klikalność. Wiem też, że nie ma jak się przed tym bronić. Jestem aktywna zawodowo, mam potrzebę tworzenia, pisania, koncertowania. Mogłabym nic nie robić, wtedy nie pisano by tych bzdur.
To boli?
Teraz się śmieję z „braci Kozidraków”, ale kiedy o mnie piszą, to mnie dotyka. Nie ma drugiej Beaty Kozidrak, która mogłaby to na siebie wziąć. Dzięki mediom ludzie mają mnie na wyciągnięcie ręki, patrzą na metki ubrań, nowy tatuaż, oceniają fryzurę czy, nie wiem, stan uzębienia. To tak, jakby ktoś cię nieustannie dotykał, szarpał. Trudno, żeby czasem nie zabolało.
Jesteś osobą, która nie sprzedaje swojej prywatności.
Czy ja cię pytam o twoją prywatność? Nie. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to proszę bardzo. Fajnie nam się rozmawia, chętnie posłucham. Jest jednak tak, że gdy ja nic nie mówię, inni coś wymyślają. Potrzebują klikalnego tematu, więc piszą: „Czy Beata Kozidrak wyszła za mąż?”, i to pytanie żyje dalej swoim życiem. Potem ktoś mnie pyta po koncercie: „Pani Beato, kim jest ten wybrany?”.
Więc kiedy mówisz, że „4B” to najbardziej osobista płyta, nie oznacza to, że jest pełna prywatności i pożywki dla plotek.
Proszę, abyście posłuchali piosenki „Ogień w moim sercu”. Posłuchajcie tego tekstu. W żadnej innej piosence nie pokazałam tak dużo siebie. Nawet podczas nagrywania zastanawiałam się, czy nie za bardzo się obnażam. Stwierdziłam jednak, że jestem na to gotowa. Sporo jest tam o mnie, mojej pracy oraz o tym, jak los odwdzięczył mi się za to, że chciałam być perfekcyjna.
fot. Kasia Bielska
No, wydaje mi się, że zawodowo los cię nie skrzywdził. Nie wiem, jak prywatnie. Sparafrazuję słowa twojej piosenki: „Czasem myślę, że dostałaś wszystko”.
Wiesz, po incydencie z policją i sądem było mi bardzo ciężko, nie ukrywam. Czułam jednak, że problem tkwi we mnie. Fani czekali, aż wyjdę na scenę i zaśpiewam.
Bo to nie oni hejtowali.
No właśnie, nie oni. Mam swoich odbiorców, dla których ważne są moje piosenki, moja muzyka i koncerty. Kiedy stoję na scenie i czuję ich miłość, wiem, że nic nie jest w stanie mnie skrzywdzić. Myślę sobie: „To oni są ważni, nie ci, co opluwają”.
To porozmawiajmy o miłości.
Ile ja piosenek napisałam o miłości… Miłość jest cudowna. Doznałam jej w różnych odcieniach. Byłam zakochana, czułam, że to uczucie jest odwzajemnione, scena dała mi miłość, a dzięki niej także pewność siebie, szczególnie, że kiedyś miałam straszne kompleksy… Potem przyszły dzieci – kolejna miłość i to na całe życie. Pisałam o kryzysach i rozstaniach – to też oblicza miłości i jej dynamika.
Świat w twoich piosenkach jest nieco bardziej skomplikowany. Są w nich określone typy bohaterów, a jednym z nich jest kobieta, która musi rzucić dotychczasowe życie i zaryzykować, hmm… jak to powiedzieć?
Podaj przykład.
Przychodzi mi do głowy: „OK, OK, nic nie wiem, nic nie wiem”. Ze starej piosenki, ale wydaje mi się, że to powracający motyw, dziś można by powiedzieć – sexworkingu. Niby motywowany ekonomicznie, ale nie tylko. Jest w tym i wyzwolenie, i podążanie własną drogą, i siła, która nie pozwala wstydzić się tego, co się robi, jeśli robi się to w imię własnej wolności. Jednocześnie nie dzieje się to w świecie upiększonym i pozbawionym niebezpieczeństw oraz pułapek. Moim zdaniem to jeden z tematów współczesnego dyskursu feministycznego, a nigdy bym nie pomyślał, że Beata Kozidrak jest feministką.
Nie chodzi o poglądy. To wynika z mojego zainteresowania światem. Nie wymyśliłam tego, ale spotkałam takie kobiety i rozmawiałam z nimi. Może widziałam w nich siebie i swoje pragnienie wolności, niezależności. Interesują mnie sprawy społeczne. Uwielbiam obserwować ludzi i pisać o tym. Pisząc piosenki takie jak „Szklanka wody”, mówię nie tylko o chłopaku, którego naprawdę poznałam, ale również o sobie i o tobie.
No właśnie, to kolejny powracający motyw – uzależnienia i ocalenia.
I znów, jeśli myślisz, że to nie dotyczy ciebie czy twoich najbliższych, to się mylisz. Nie chodzi o konkretne uzależnienie, lecz pewien niezmienny mechanizm życia: oczekiwań i rozczarowań oraz tego, że często nie jesteś na nie przygotowany. Nie byliśmy przygotowani my i nie są przygotowani dzisiejsi młodzi ludzie. Źródła i środki uzależnienia mogą być różne.
Dlatego kiedy czytam, że twoja nowa płyta jest najbardziej osobista, to sobie myślę…
…osobiste nie znaczy prywatne. Właśnie o tym mówię. Słysząc historie innych, często bardzo mocno je przeżywasz, bo coś w tobie poruszają.
Śpiewając o swoich bohaterach, stajesz się trochę nimi.
Piszę i śpiewam o sytuacjach, które dotyczą ludzi. Mogą na mnie wpłynąć, dotknąć we mnie czegoś, z czego może nie zdawałam sobie wcześniej sprawy. Ponadto poznając historie innych, uświadamiasz sobie, jak niepewne jest twoje życie oraz to, co masz. Jak wszystko może nieoczekiwanie zmienić się w jednej chwili. Kiedy przed pandemią ktoś mnie pytał o plany, potrafiłam odpowiedzieć bardzo szczegółowo. Teraz mówię: „Nie wiem”. Bo co mogę powiedzieć? Tak wiele nam zabrano. W pandemii zaczęłam pisać książkę, ponieważ nie mogłam sobie wyobrazić, że nie będę nic robić.
Zaplanowałaś jednak trasę na czterdziestopięciolecie Bajmu „Piramidy na niby”. Cieszę się, że ma taki tytuł, bo to jedna z moich ulubionych piosenek, w dodatku z jednej z najważniejszych płyt polskiego rocka – „Martwa woda”.
A wiesz, że ta płyta słabo się sprzedawała.
fot. Kasia Bielska
To dość wymagający concept album, na którym stworzyłaś dystopijny świat i wyśpiewałaś go dosyć radykalnymi jak na tamte czasy środkami.
Byłam wtedy pod wpływem Niny Hagen i postanowiłam wprowadzić efekty improwizacji wokalnej. Wykrzyczeć strach i ból związany z ekstremalnymi doświadczeniami tamtych dni – stanu wojennego, niepewności, aresztowań, strachu, że będą strzelać do ludzi. Przeżywałam to z małym dzieckiem na rękach, przekonana, że moje życie legło w gruzach. Powtarzano mi, że to koniec śpiewania, że muszę zająć się czymś innym. A byłam młoda i dopiero zaczęłam. Wewnętrznie buntowałam się przeciwko temu.
Może fani nie chcieli od ciebie obrazu tonących w martwej wodzie resztek świata po zagładzie. Rok 1984 to też nie był już czas buntu, a raczej okres biernego trwania. Myślę, że na podstawie „Martwej wody” można by dziś stworzyć wspaniały scenariusz serialu dla którejś ze światowych platform, o wiele mądrzejszy od niejednej polskiej produkcji, jakie można tam znaleźć.
Widocznie wtedy nasi fani nie byli gotowi na tę płytę.
Jak dziś wygląda twoja wizja świata?
Dziś poszukuję równowagi. Chyba jak każdy. Myślę czasem o lekarzach, o tym, jak sobie radzą, kiedy ich pacjenci umierają w szpitalu. Ja bym sobie nie poradziła z takim emocjami. Znam wielu lekarzy i widzę, że muszą to odreagowywać. Nie mogą wrócić do domu i bez końca myśleć, że człowiek umarł im niemal dosłownie na rękach. Wiesz, co zauważyłam? Często mają ekscentryczne hobby.
Jak wspinaczka na wulkany?
Różne. W każdym razie takie, które pozwalają im odzyskać równowagę i wrócić do pracy do szpitala. Czym są moje problemy w porównaniu z ich! Niemniej też szukam równowagi, by nie zgubić siebie, móc ponownie stanąć na scenie albo wejść do studia i śpiewać. O tym śpiewam w „Panamie”, do której odniosłeś się w pytaniu. Raz mówią, że jesteś potworem, innym razem, że aniołem, a tak naprawdę jesteś tylko człowiekiem. Musisz znaleźć jakieś miejsce, zajęcie, widok czy hobby, dzięki któremu utrzymasz swoje człowieczeństwo.
Mówimy o tym tak, jakbyś napisała smutną płytę, tymczasem słyszałem pięć piosenek i wszystkie są taneczne.
Od takich zaczęliśmy prezentację albumu. Ktoś mi niedawno powiedział, że u jego dzieci na domówkach leci Bajm, i to nie tylko nowe piosenki, ale też te stare. Nie mogę o tym zapominać. Ludzie nie tylko chcą słuchać moich piosenek, lecz także bawić się przy nich.
Czasem, szczególnie w branży, pojawiają się zarzuty, że to, co robisz, bywa w złym guście, że słuchanie Bajmu czy Beaty niby jest OK, ale to trochę „guilty pleasure”. Recenzenci często, nawet jak chwalą twoje płyty, zaczynają od słów: „Nawet jeśli nie jestem fanem Beaty Kozidrak, to muszę przyznać…”. Pamiętam recenzje albumu „B3”, gdzie dziennikarz z niedowierzaniem pisał: „Muzycznie działa i to wcale nieźle”, ale znęcał się nad tekstami, że nie w najlepszym guście. Pamiętam też słynny felieton Doroty Masłowskiej…
Przecież jej się podobało.
Tak, „Martwa woda”. Natomiast o „B3” napisała, że to „jałowa muzyka gospodarcza”, choć oczywiście wychwalała siłę i znaczenie twojej twórczości oraz Bajmu. To właśnie przykład, że można cię chwalić w tak zwanym środowisku, ale trzeba zaznaczyć dystans, mieć „ale”…
Namawiam wszystkich do przyjścia na koncert, chociażby po to, aby zobaczyć, jak inni to odbierają. Powiem ci, że cokolwiek napiszą o mojej nowej płycie, ja i tak wiem, że jest piękna. I to nie dlatego, że jestem…
…zarozumiała?
…zarozumiała, tylko dlatego, że właśnie taką płytę chciałam wydać. Z Arkiem Koperą i Mateuszem Obijalskim pracowaliśmy nad każdym szczegółem, ale jeśli komuś się nie spodoba, trudno. Ja wiem, że przez te wszystkie lata napisałam piosenki, które bardzo ludziom pomogły, a nawet – mam na to dowody – uratowały. I to jest cudowne, daje mi poczucie wartości. Dlatego jeśli ktoś napisze, że coś jest nie tak z gustem Beaty, to ja to wiesz… Jako zodiakalny byk przechodzę przez to, nie biorąc na siebie. Mam dla kogo tworzyć.
Beata Kozidrak jest aktywna na scenie muzycznej od lat siedemdziesiątych. W 1978 roku wraz z bratem Jarosławem założyła zespół Bajm, który podbił serca słuchaczy piosenką „Piechotą do lata”. Od tamtego czasu nieustannie utrzymuje się na szczycie popularności. Jest jedną z najbardziej znanych polskich wokalistek. Z Bajmem śpiewa już czterdzieści pięć lat, a od 1998 roku nagrywa i koncertuje także solowo. Urodziła się i wychowała na lubelskiej starówce, przez większość życia mieszkała w Lublinie. Dopiero niedawno rozpoczęła nowy, warszawski okres życia. Z Bajmem nagrała dziesięć albumów studyjnych i jeden koncertowy. Jako Beata wydała właśnie czwartą płytę „4B”. Jest muzycznym samoukiem, za to natura obdarzyła ją czterooktawową skalą głosu, a osiągany przez nią rejestr gwizdkowy, który słychać w piosence Bajmu „Różowa kula”, stał się już legendarny.
asystent fotografki Bartłomiej Kuś / Daylight Studio
asystentka stylisty Julia Marczewska
podziękowania dla Galerii Raster (rastergallery.com) & Daylight Studio (daylightstudio.pl)
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement