Advertisement

[Z archiwum K MAG] Sokół o początkach: „Wszyscy myśleli, że to tylko zabawa”. Co dzisiaj mówi jeden z ojców polskiego rapu?

26-04-2025
[Z archiwum K MAG] Sokół o początkach: „Wszyscy myśleli, że to tylko zabawa”. Co dzisiaj mówi jeden z ojców polskiego rapu?
Co odziedziczył po ojcu i dla kogo jest ojcem? Sokół opowiada o rapie Young Leosi, komercji i o tym, czy zdecyduje się napisać autobiografię. Rzecz dzieje się na warszawskim Żoliborzu. Wieczorem, w siedzibie PROSTO. Sokół kończy przymiarki nowej kolekcji ubrań, do jego nóg łasi się pies, pokaźny owczarek niemiecki, jednocześnie do sieci wpada właśnie pierwszy odcinek „Sukcesji”. I od niej zaczynamy!
Materiał pochodzi z numeru K MAG 107 Sukcesja 2021, tekst: Aleksander Hudzik.
Oglądałeś „Sukcesję”?
Tak i jest zajebista. Niesamowicie zagrana, ze świetnymi intrygami.
Z czym jeszcze ci się kojarzy?
Z knuciem i brakiem zasad.
Mnie z pieniędzmi i niemożliwością uwolnienia się od własnej rodziny.
Ciekawe. Ta rodzina jest strasznie skurwiała.
Sukcesja to dosłownie następstwo, jak sukcesja tronu. Jako artysta mogłeś przejąć jakieś rodzinne tradycje?
Jeśli sukcesja, to rozumiem, że po ojcu? Mój ojciec pisał teksty piosenek, głównie dla Papa Dance. Zdawał sobie sprawę z konwencji, bawił się tym, co robi. Pamiętam, jak przychodził do mnie i powtarzał, że zawsze trzeba wymyślić słowo, którego ludzie nie będą rozumieć, bo jak nie zrozumieją, będą je powtarzać. Stąd takie kwiatki jak „In flagranti”. Dla niego tekściarstwo było zabawą, z której przychodziły realne pieniądze i ogromna popularność tego zespołu. Myślę, że ich siła rażenia w latach osiemdziesiątych była porównywalna do tej, jaką dziś ma Mata.
Papa Dance ma złą sławę, choć ich teksty były naprawdę niezłe. „Szary wiruje pył, tylko on mnie nie opuszcza”.
„Skąd mam wziąć tyle sił, abym mógł miejsce odnaleźć swe”. Wiesz, że mam ten fragment przygotowany już z bitem, żeby na jego bazie zrobić kawałek? Zbieram się i ciągle nie mogę tego zrobić. Co ciekawe, akurat „Oceanu wspomnień” nie napisał mój ojciec.
W domu mogłeś się przekonać, co oznacza sukces komercyjny.
Pewnie. Pamiętam, że Papa Dance mieli takie hasło „Milion fanek nie może się mylić”. Sztos! Ciągle myślę, że powinienem je ukraść. Pamiętam różne rzeczy, na przykład jak do domu przychodził znany fotograf, który robił dla nich plakat. Nazywał się Czudowski. To była postać, a oni się otaczali topowymi postaciami. Pamiętam muzyków, reżyserów, różnych ciekawych ludzi, którzy biesiadowali u nas w domu. W tamtym czasie Papa Dance mieli na koncie najdroższy teledysk w historii polskiej rozrywki. Występowali w nim przebrani za kowbojów. Komedia straszna, ale to był top popu. Gdyby istniał wtedy McDonald’s, tworzyliby w nim zestawy Papa Dance.
fot. Natalia Klimza
Nie poszedłeś tą drogą. Nie chciałeś robić popu, przynajmniej na początku.
Po pierwsze nie dało się, nawet gdybym chciał, bo wtedy rap stanowił totalną niszę. Bez wsparcia radia, bez Internetu i zasięgów, jakie daje. Po drugie pop był wtedy straszny, chcieliśmy być jak najdalej od niego. Pop kojarzył nam się ze sztucznie wykreowanym obrazem, a my chcieliśmy mówić o tym, co naprawdę dzieje się na osiedlu. Ale widzę dużo podobieństw między tym, co robią dzisiejsi raperzy, a Papa Dance. Rap jest dzisiaj tak bardzo komercyjny, że bardziej chyba się nie da.
Myślę jeszcze o jednej sukcesji. Twoje teksty są wyjątkowe pod względem literackim.
Rozumiem, że teraz chodzi o mojego prapradziadka [Stanisława Wyspiańskiego – przyp. red.]? Nigdy nie czuję, że na miejscu jest porównywanie się do niego, stąd raczej unikam tematu. Powiedzmy po prostu, że jako dziesięciolatek czytałem rocznie więcej książek niż teraz. Chłonąłem wszystko i to nie była literatura dziecięca, tylko to, co leżało na półce u ojca i babci. „Zabić drozda” Harpera Lee, „Idiota” Dostojewskiego, „Martwe Dusze” Gogola. Sporo rosyjskiej literatury. Uważam zresztą, że rosyjska literatura jest najlepsza na świecie. „Mistrza i Małgorzatę” czytałem w oryginale, bo jako dzieciak mieszkałem chwilę z mamą w krajach rosyjskojęzycznych i całkiem sprawnie operowałem cyrylicą. Poza tym moja babcia była bardzo elokwentna, a spędzałem z nią mnóstwo czasu. Babcia miała też maszynę do pisania. Siadałem przy niej i pisałem opowiadania. Miałem wtedy jakieś dziesięć, jedenaście lat. To były przygody chłopaka, który w domyśle był kimś takim jak ja, ale ratował dziewczęta z opresji, trochę rozrabiał, po dachach skakał, śmietniki podpalał. Ostatnio sobie przypomniałem, że w podstawówce „otworzyłem” wypożyczalnię komiksów, ale że komiksy były ze Szwecji bądź Holandii, nikt nie rozumiał, o co w nich chodzi. To ja te dymki zamazywałem korektorem i wymyślałem swoje historie. Ludzie myśleli, że to tłumaczenie, a ja po prostu zmyślałem.
Dobrze się uczyłeś?
Byłem fatalnym uczniem. Przede wszystkim dlatego, że prawie wcale nie chodziłem do szkoły. Mieszkałem ze schorowaną babcią, która mnie specjalnie nie pilnowała. Na pięć wyjść do szkoły docierałem raz. Na koniec roku babcia zawsze musiała iść do dyrektorki i błagać, żeby mnie przepchnęli do kolejnej klasy. Pamiętam, że na koniec pisałem wypracowanie, nawet jeśli tego w szkole nie chcieli. Pisałem, żeby dostać szóstkę i jakoś przejść dalej. Najgorsze było wkuwanie przedmiotów ścisłych, nie umiem się uczyć na pamięć.
Serio? A jak z zapamiętywaniem tekstów?
Też nie jest łatwo. To nie tak, że napiszę coś i od razu pamiętam. Muszę się uczyć, zajmuje mi to czas, chodzę na próby. Masakra.
Zastanawiam się, czy rodzina jakoś reagowała na to, że chcesz zostać raperem?
Wszyscy myśleli, że to taka zabawa, ale ja chyba za wiele im o tym nie mówiłem. W tym czasie już nie mieszkałem z rodzicami. Sam nie podchodziłem do tego na poważnie. Nie myślałem, że rapując z ZIP Składem, zapewnię sobie sławę i bogactwo. Tak zupełnie szczerze, nie wiem, po chuj my to robiliśmy. Chyba tylko dlatego, że bardzo chcieliśmy robić coś razem i lubiliśmy taką muzykę. Potem nagle stało się ważne, że ukaże się płyta, która wyląduje w Empiku, gdzie będziemy mogli ją oglądać na półce. Potem, że teledysk pokażą w Vivie czy MTV. Nagrywasz coś na dyktafon, kolega przegrywa to koledze, a ten posyła to dalej i nagle idę ulicą w śródmieściu, słysząc, że te nasze amatorskie nagrania lecą u kogoś w samochodzie.
Piękne uczucie.
Dziś tak myślę. Wtedy raczej byłem w melanżu i niewiele mnie dotykało. Na pewno robienie muzyki i bycie docenionym przez rynek dało nam poczucie, że to, co robimy, ma jakąś wartość, że to nasze spisywane na straty pokolenie, uboczny produkt transformacji, ma coś do powiedzenia.
Ostatnio słuchałem twojej wypowiedzi z 2005 roku. Mówiłeś, że w hip-hopie jest dramat. Na koncertach garstka ludzi, płyty nie sprzedają się dobrze. Miałeś kiedyś wrażenie, że z hip-hopem to tylko tak na moment, że ta muzyka nie przetrwa?
Chyba nie kreśliłem aż tak czarnych scenariuszy w głowie. Miałem pewne przeczucia i choć nie chcę być czarnowidzem, odnoszę wrażenie, że teraz obserwujemy podobną sytuację. Dobrobyt przed klęską. Wróćmy do tego 2005; mniej więcej wtedy pojawiły się te wszystkie zespoły określane mianem hip-hopolo. Nagle się okazało, że chujowy rap przebija popularnością wszystkich. Z WWO byliśmy na szczycie, a oni stali się od nas popularniejsi. Goście nie wiadomo skąd, robiący beznadziejne kawałki. Przekraczali granicę, której my nie chcieliśmy przekraczać. Tą granicą była popowa estetyka, ale tak pokracznie wyprodukowana. Na krótką metę to się bardzo opłacało, jednak szybko się okazało, że ludzie zalani tym czymś odwrócili się od hip-hopu. Wydaje mi się, że jesteśmy w podobnym momencie.
Poważnie?
Z tym, że dzisiejsi popowi raperzy, bo tak trzeba ich nazwać, są bez porównania lepsi. Dzisiaj, żeby robić popowy rap, trzeba mieć osobowość, styl. I ja tych popowych raperów totalnie szanuję. Nie jestem zgredem mówiącym, że ta młodzież jest chujowa, że się nie nadaje. Wręcz przeciwnie. Podoba mi się, że chcą być inni, bardziej komercyjni. I tyle.
Ty też jesteś dziś bardziej komercyjny niż dwadzieścia lat temu.
Z wielu powodów. Po pierwsze, wcale nie chcę robić płyty, która będzie niszowa. Nie mam ochoty na tworzenie muzyki, którą usłyszy sto osób i powie: „OK, średnio”. Po drugie, mamy zupełnie inne możliwości i świadomość tworzenia, znamy się na tym o wiele lepiej, dlatego produkcja muzyki jest bardziej profesjonalna. Zdarzają się sugestie managementu czy wydawcy, żeby coś zmienić, bo to poprawi odbiór lub zwiększy komercyjne szanse kawałka, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia. Czasami, jeśli nie ma to wpływu na artystyczny zamysł, zdarza się, że się zgadzam, ale często mówię: „Ni chuja, nie ma mowy”.
fot. Natalia Klimza
Podaj przykład.
Na nowej płycie znajduje się kawałek ze Szpakiem, w którym w połowie zmienia się bit. W zasadzie można to odebrać jako dwa niezależne kawałki o tej samej tematyce. Pojawiło się więc pytanie, czy możemy podzielić ten utwór, rozbić na dwa kawałki, bo będą lepiej przyswajalne i sprawdzą się na Spotify. Powiedziałem, że nie ma takiej opcji, bo utwór ma mieć taką konstrukcję i tworzy całość, czym zapewne znacznie zmniejszyłem hitowy potencjał w cyfrze.
A czy wymienianie ksywek innych raperów w kawałku to sposób na zwiększenie zasięgu?
Pijesz do „Cześć”. Ten utwór napisałem pod wpływem impulsu. Usłyszałem kawałek PRO8L3M-u, w którym Oskar nawinął o mnie „dziadek”. Myślę: „OK, ciekawe”. Zacząłem sobie przypominać, jak mówią o mnie inni raperzy. Ras mówi do mnie „ojciec” i tak dalej. Więc to nie tak, że śpiewałem o tym, co myśli o mnie Czesia i Władzio, a potem menedżer przyszedł i mówi: „Słuchaj, może byśmy zmienili to na jakieś znane nazwiska, bo się lepiej sprzeda?”. Nie było to absolutnie pisane z intencją żerowania na znanych ksywkach. To impuls, bo nigdy nie słyszałem takiego kawałka.
Pogadajmy o tych raperach, którzy mówią o tobie per ojciec i dziadek. Jesteś dla nich takim dziadkiem, do którego przychodzi się po radę?
Nie, no bez przesady. Ja nie jestem wujek Wojtek dobra rada, do którego się przychodzi i pyta, jak to w tym rapie wygląda. Ale zwyczajnie, po koleżeńsku zdarza się, że ktoś zapyta, co sądzę o ich muzyce, teledyskach, a ja czasem coś podpowiem. Cieszę się, że młodsi o pokolenie raperzy potrafią mi wysłać kawałek czy klip przed premierą, żebym je sobie obczaił, ja też im czasem wysyłam swoje rzeczy. Tak to działa.
Młodzi są dla ciebie punktem odniesienia?
Oczywiście, ale nie chcę robić tego, co oni, bo wyglądałbym jak stary dziadek, co się ubrał w strój do gimnastyki z klas 1-3. Często zachowuję się nieadekwatnie do swojego wieku, mam młodą duszę, ale nie mogę i nie chcę udawać małolata. Jeśli na siłę ciągle chcesz się odmładzać, w końcu przekraczasz granicę i stajesz się śmieszny. Mogę być cyniczny, zabawny, ironiczny, mogę się wygłupiać, ale nie chcę być śmieszny.
Porozmawiajmy o tym, czego w „Sukcesji” jest najwięcej, czyli o pieniądzach. Tych w rapie jest teraz sporo.
A kiedyś było inaczej. Porównaj sobie sytuację WWO, gdy naprawdę byliśmy topowi, a pieniądze z tej popularności nie były ani dziesięć ani pięćdziesiąt razy mniejsze niż te, które teraz się zarabia na szczycie. Były stosunkowo małe.
Pieniądze nie przychodzą tylko z grania. Wspomniałeś o Macie w McDonald’s, sam angażujesz się w komercyjne działania.
Zarabiam na reklamach z moim udziałem. Samsung, Wyborowa – to marki, które ostatnio reklamowałem. Przez to, że byłem dość aktywny reklamowo, mogłem zrezygnować z product placementu w klipach. Wolałem, żeby ludzie wiedzieli, że przynajmniej pierwsze teledyski do moich kawałków z nadchodzącej płyty powstały niezależnie, za własne pieniądze. Chciałem dać ludziom poczucie, że wchodzimy na inny grunt, że to coś pozbawionego lokowania zewnętrznych marek.
Już dawno zdarzyło ci się przecież lokować produkty w teledyskach.
Tak, niejednokrotnie, byliśmy pod tym względem pionierami. W 2002 roku kręciliśmy z WWO teledysk do kawałka „Sen”. Wtedy sieć Heyah dała nam pieniądze na realizację. Dwa dni zdjęciowe, teledysk na taśmie, zamknięta ulica, czuliśmy się jak w Hollywood. Potem zrobiłem kilka pionierskich jak na tamte czasy współprac na tym gruncie, tym bardziej teraz chciałem zrealizować czyste klipy. Trzeba wiedzieć, kiedy nie przedobrzyć. Czasami warto wycofać się na chwilę i myśleć strategicznie, a nie o szybkiej korzyści.
W hip-hopie zarabia się najwięcej na muzyce?
Nie zaglądam ludziom w portfele. Mata na pewno zarobił dobre pieniądze na współpracy z McDonald’s, ale jestem pewien, że zarobił też olbrzymie pieniądze na koncercie na Bemowie. Nie da się robić dużej kasy w reklamie bez fundamentu, czyli dobrej, popularnej muzyki, której ludzie chcą słuchać.
A jak jest u ciebie?
Zarabiam więcej poza muzyką niż na muzyce, ale nie jest to jedno konkretne źródło.
Założyłeś wydawnictwo literackie Wydałem. To cudowna inicjatywa, choć chyba nie jest to najlepszy pomysł na biznes. Opowiesz o nim?
Impulsem była powieść Wojtka Friedmana, króciutka „Baśka”. Przeczytałem ją i pomyślałem, że to trzeba wydać. Już kiedyś w PROSTO. zastanawialiśmy się, czy nie warto wydawać książek. W końcu stwierdziłem, że zrobię to sam. Myślę o tym długofalowo, od początku nie zakładam, że przez pierwszych kilka lat wydawnictwo będzie zarabiać, ale robiąc to, czuję sporą zajawkę i satysfakcję. PROSTO. też zaczynaliśmy z poczuciem, że to dla zajawki. Jak widać, przy okazji się opłaciło.
Mamy coraz mniej czasu, wszystko jest krótsze i szybsze, a na książki potrzeba czasu. Nie przyspieszysz czytania.
Sam częściej dzisiaj słucham audiobooków w aucie czy przed snem, niż czytam książki. Masz rację, książki potrzebują czasu. Może właśnie dlatego założenie wydawnictwa zbiegło się z pandemią? Bo sam miałem więcej czasu na czytanie, myślenie. No i dopadła mnie totalna pandemiczna nuda. Stwierdziłem, że to doskonały czas.
To bardzo niszowe przedsięwzięcie.
Zgadza się. Póki co nie weszliśmy do dużej sieci dystrybucji i chyba tak już zostanie. Myślę, że sami musimy ją sobie zbudować. Zakładając wydawnictwo, przekonałem się, że warunki sprzedaży książki w dużych sieciach w Polsce są bardzo złe. Nie chcemy w tym uczestniczyć, dlatego sprzedajemy książki tylko online i w zaprzyjaźnionych, małych księgarniach.
A sam nigdy nie myślałeś o tym, żeby napisać książkę?
Od dawna o tym myślę, ale może zostawię to na późniejsze lata, gdy już mi się nie będzie chciało skakać po scenie. Ktoś mnie ostatnio spytał, czy napisałbym autobiografię. No nie, to nie jest jeszcze ten moment, żeby podsumowywać życie. Dajmy sobie chwilę.
Pytam o fikcję. Odnoszę wrażenie, że twoje teksty same układają się w opowieść jak z książki. „Ryszard taryfiarz niezrzeszony w korporacji i Marysia, lat temu trzy poznali się podczas wakacji” – przecież to jak początek opowiadania.
Faktycznie jakoś przylgnęło do mnie, że jestem specjalistą od opowiadania historii i okraszania ich obrazkami. Może sprawdziłoby się to w dłuższej formie, ale powiem ci szczerze, że mnie ta myśl przeraża. Kawałek najdłużej pisałem w ekstremalnym przypadku dwa miesiące, a zdarzało się, że w piętnaście minut. Wyobrażam sobie, że książkę pisałbym przez trzy lata.
Czyli nie znalazłbyś czasu na pisanie?
Może gdybym nieco ograniczył inną pracę, podróże i melanże, to udałoby się wygospodarować czas, ale w tym problem, że nie chcę. Jeszcze mnie nie nudzi takie życie.
Ciekawe. Young Leosia jest młodsza, a śpiewa: „Już mnie męczą te melanże”.
Znaliśmy się prywatnie, jeszcze nim stała się popularna. To bardzo fajna dziewczyna, ale trochę jej współczuję, że już się zmęczyła melanżami.
Pozostając przy Leosi; śpiewa: „Będzie trzeba, to pójdę na wojnę. Na ulicę w świecącej kurtce Moncler. Będę walczyć o zwrot moich wspomnień”. Nietrudno się domyślić, że chodzi o protesty w obronie praw kobiet. Młodzi raperzy chętnie komentują to, co dzieje się w polityce. Ty się zawsze dystansowałeś.
Ładny cytat, szczerze! Ja staram się komentować inaczej. Nie lubię opowiadać o warsztacie, ale najprościej mówiąc, staram się pisać kawałki, które się nie zestarzeją. Nie komentuję bieżącej sytuacji w proporcjach jeden do jednego, nie przenoszę tego na teksty. Wolę używać metafor, które będą aktualne dłużej niż newsy w wiadomościach, tak się przynajmniej łudzę. Ale w tekstach z każdego okresu, w metaforach i odniesieniach znajdziesz to, co mnie otacza, bo po prostu chłonę świat.
fot. Natalia Klimza
Wojtek Sokół – jeden z najbardziej znanych artystów w Polsce. W ciągu dwudziestu lat kariery jego płyty wielokrotnie osiągały status Platynowych i Złotych. W 1999 roku zaczął budować markę PROSTO., pod którą od 2001 roku działa wydawnictwo muzyczne Prosto Label, a od 2003 roku brand odzieżowy Prosto Wear, których był odpowiednio dyrektorem artystycznym i kreatywnym. Dziś Wojtek Sokół jest współwłaścicielem spółki Prosto SP. z o.o. i zasiada w jej radzie nadzorczej. Założył niezależną literacką oficynę wydawniczą Wydałem, jest partnerem agencji kreatywnej Extra Ball oraz udziałowcem i członkiem rady nadzorczej spółki True Games tworzącej gry komputerowe.
foto Natalia Klimza
stylizacja Linda Golińska & Wero Rita
makijaż Agata Sadowska
włosy Łukasz Suchecki
scenografia Joanna Maciejewska
produkcja Natalia Klimza, Klementyna Dulak, Karolina Bordo
wideo Klementyna Dulak
asystenci fotografki Kuba Niewiński, Jakub Marciniak
asystent scenografki Filip Borkowski
asystent wideo Patryk Kaczmarczyk
podziękowania dla Studia Praga
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement