Wszystko zaczęło się od wywiadu udzielonego dziennikowi „Corriere della Serra", w którym Tokarczuk powiedziała, że „na Białorusi i w Polsce koronawirus pomógł władzy w nałożeniu kagańca na uliczną opozycję". Według Tokarczuk nagonka ma społeczność LGBT+ wymyka się spod kontroli, a działania podejmowane wobec Polski są niewystarczające.
Wywiad zatytułowano „La Bielorussia come la Polonia: pagano la lentezza dell'Europa", co można przetłumaczyć jako „Białoruś jak Polska: płaci za opieszałość Europy".
Wywiad nie umknął uwadze prawicowców, którzy jednogłośnie stwierdzili, że Noblistka porównuje Polskę do Białorusi, szkaluje Polskę oraz pluje w twarz więźniom reżimowi Łukaszenki. Podobną wersję przedstawili Adrian Borecki i Paweł Szmagliński, autorzy materiału wyemitowanego w „Wiadomościach" TVP.
W międzyczasie ktoś zaproponował, aby odesłać Tokarczuk jej książki i tak narodziła się akcja #OdeślijOldzeksiążkę. Fundacja noblistki zareagowała błyskawicznie i zapowiedziała, że nadesłane egzemplarze przekaże na aukcję charytatywną na rzecz organizacji walczących o prawa osób LGBT+.
Chociaż wszystko wskazywało na to, że na obietnicach się skończy, wczoraj Fundacja Olgi Tokarczuk poinformowała, że w ramach akcji nadesłano 31 egzemplarzy. Zdjęcia książek zniszczonych przez „Prawdziwych Polaków" opatrzono przejmującym wpisem. „Wstydźcie się" – grzmi fundacja noblistki.
„- Tymczasem trzydziestu jeden Prawdziwych Polaków postanowiło odpowiedzieć na apel. Nie jest to liczba zatrważająca, jeśli porówna się ją do milionów sprzedanych w Polsce egzemplarzy książek Olgi Tokarczuk. Zatrważające jest coś innego. Nienawiść znalazła ujście w okrutnej przemocy wobec słów, myśli i wolności drugiego człowieka. W pogańskim rytuale unicestwienia książek – zbrukania idei, której ludzkość zawdzięcza tak wiele. Nieprzypadkowo jednym z najczarniejszych dni w historii początku państwowej polityki nazistowskiej był 10 maja 1933 roku, kiedy studenci największych niemieckich uczelni, inspirowani i wspierani przez wielu partyjnych notabli i profesorów palili na ogromnych stosach tysiące książek autorów znienawidzonych przez dyktaturę. Przerażający realizm symboliczny niszczenia pamięci zbiorowej i dewastacji podstawowych wartości wolnych społeczeństw, ten chory obrzęd nienawiści, był ostatnim krokiem przed masową eksterminacją milionów ludzi. Mamy dla was złą wiadomość – za takie czyny idzie się do piekła. Wstydźcie się”, możemy przeczytać na fanpejdżu fundacji.
Zniszczone ksiażki trafią na aukcję charytatywną, z której dochód zostanie przeznaczony dla organizacji wspierających spoóleczność LGB+. Chęć kupna zadeklarowali już m.in. Dorota Zawadzka czy Mariusz Szczygieł. Jak Szczygieł zdradził w komentarzu, wierzy, że w przyszłości noblistka będzie miała swoje muzeum i jeśli uda mu się wygrać licytację, to on lub jego spadkobiercy przekażą „te dowody nienawiści i głupoty do tegóż muzeum".
Poniżej znajdziecie zdjęcia zniszczonych ksiażek: