Zgodnie z zarządzanym przez Komisję Europejską programem Copernicus Climate Change Service, ubiegły rok był o 0,6 st. C cieplejszy od średniej temperatury z lat 1981-2010, oraz o 1,25 st. C od wyniku z lat 1850-1900. Tylko w Europie było cieplej o 1,6 st. C od średniej z lat 1981-2010, a także o 0,4 st. niż w roku 2019. Niektóre rejony zostały dotknięte szczególnym ociepleniem – największe zmiany odnotowano na Arktyce oraz Syberii północnej, gdzie średnia temperatura wzrosła o dramatyczne 6 st. C w porównaniu do lat 1981-2020. Również w Ameryce Północnej zmiany klimatyczne przyczyniły się do powstania rozległej suszy – a w jej wyniku do dramatycznych pożarów, które spustoszyły Kolorado i Kalifornię, zwłaszcza park narodowy Joshua Tree.
Na początku pandemii mieliśmy nadzieję, że związane z lockdownem ograniczenia ruchu czy przerwy w produkcji pozwolą Ziemi odetchnąć. Wydawało się, że kryzysowa sytuacja wywoła w ludziach refleksję nad niepewną przyszłością – nie tylko ich samych, ale i całej planety. Nic bardziej mylnego. 2020 rok to bowiem nie tylko wzrost temperatury, ale także emisji CO2. Roczna stopa emisji dwutlenku węgla podniosła się o 2.3 ppm. W roku 2019 stopa wzrostu wynosiła mniej, bo 2.5 ppm. –jednak wciąż nie stanowi to powodu do dumy. Według Vincenta-Henri’ego Peucha, dyrektora Copernicus Atmosphere Monitoring Service (CAMS), jedynym sposobem na zatrzymanie, lub choćby spowolnienie zmian klimatycznych, jest spadek emisji CO2 do zera. W innym wypadku dwutlenek węgla wciąż będzie gromadzić się w atmosferze.
W naszym kraju zmiany postępują równie dynamicznie. Przykładowo, w woj. dolnośląskim w ostatnich 30 latach temperatura wzrosła o 2 st. C – klimat jest tam więc taki jak w północnych Włoszech 30 lat temu. Niech nie zmyli was także nadciągający rzekomo wyż syberyjski, zwany też „bestią ze wschodu”, który rzekomo może obniżyć temperaturę w Polsce nawet do -17 st. C. Przymrozki w żadnym stopniu nie świadczą o ochłodzeniu klimatu. Są raczej jak dmuchanie na sparzone palce.
/tekst: Dominika Trębacz/