Advertisement

„Lubię podniecać i być podniecona”. Anna Bloda w mocnej sesji Mikołaja Komara prosto z Nowego Jorku

Autor: Radosław Pulkowski
08-01-2021
„Lubię podniecać i być podniecona”. Anna Bloda w mocnej sesji Mikołaja Komara prosto z Nowego Jorku

Przeczytaj takze

Są rzeczy, które w trudnym 2020 roku nie mogły się udać. Są jednak też takie, które udały się w nim zdumiewająco dobrze. Należy do nich sesja zdjęciowa, którą nasz naczelny Mikołaj Komar zrobił podczas zeszłorocznej wizyty w Nowym Jorku. Oczywiście ogromna w tym zasługa jej bohaterki, czyli Anny Blody, na co dzień żyjącej w Wielkim Jabłku polskiej fotografki, prowokatorki i artystycznej duszy. Znacie ją? Jeśli nie – czas nadrobić zaległości.
Anna Bloda ma 45 lat, a o swoim wieku i związanym z nim zadowoleniu głośno i wyraźnie mówi. Jakąś dekadę temu postanowiła wyjechać z Polski na podbój Nowego Jorku, mimo że w Warszawie układało jej się świetnie – miała przyjaciół, karierę i wygodne życie. Czuła jednak, że bardziej niż tego wszystkiego, potrzebuje wyjechać w nieznane i spróbować swoich sił w stolicy świata. Jak widać, z powodzeniem.
Przedstawia się głównie jako fotografka. Jej odważne, skupiające się na ludziach prace były publikowane w magazynach zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jednak na robieniu zdjęć jej działalność się nie kończy. By utrzymać się w niesamowicie drogim Nowym Jorku, prowadzi też biznes, polegający na wyszukiwaniu i sprzedawaniu vintage'owych ubrań modnym mieszkańcom stolicy świata. Oprócz tego Bloda prowadzi popularnego Instagrama i pozuje do zdjęć – często nago, zwykle wyzywająco, czasem z przymrużeniem oka.
Ważne jest dla niej swobodne podejście do erotyki i cielesności. Jak sama mówi, lubi podniecać i prowokować. A także udowadniać, że jej 45 lat wcale nie sprawia, iż nie może robić rzeczy, które wydają się zarezerwowane dla osób o dwie dekady młodszych. Robi je, zresztą najbardziej lubi obracać się właśnie w towarzystwie ludzi młodszych od siebie – zgodnie z prawdą uważa ich za bardziej otwartych.
Z Anną Blodą porozmawialiśmy nie tylko o seksie, erotyce, nagich zdjęciach, miłości i pornografii, a z naszej pogawędki wybraliśmy dwanaście soczystych cytatów. Przeczytajcie je, kiedy tylko skończycie oglądać ostre zdjęcia Mikołaja Komara prosto z Nowego Jorku!
Wyjechałam z Polski, bo zaczęła mnie nudzić. Najbardziej jej jednokulturowość, słowiańskość. Chciałam przebywać w bardziej multikulturowym społeczeństwie. Tym bardziej że polska jednokulturowość przekłada się na sztywność, skłonność do kategoryzowania i krytyki. W Stanach kocham wolność! Mogę wejść do Subwaya z nieogolonymi nogami i niewydepilowanym wąsem, a i tak czuję się piękna.
Pierwszą kobietą, którą widziałam nago, była moja babcia. Miała wtedy może 45, a może 50 lat. Pamiętam, że brała przy mnie prysznic, a ja byłam tym niesamowicie podniecona. Własna babcia tak mnie podkręciła! Miała piękne sterczące cycki, wspaniałą talię, obfite biodra, zupełnie w typie Marilyn Monroe. Babcia miała swobodny stosunek do nagości, całkowicie inny niż moja mama, która do dziś powtarza, że najchętniej obcięłaby sobie cycki. Konserwatywna mama i pięknie pachnąca, dużo bardziej liberalna babcia – to oczywiste, że podążyłam drogą wyznaczoną przez tą drugą.
Wbrew pozorom nigdy nie byłam przesadnie rozwiązła. Myślę, że kompensuję sobie konserwatywne wychowanie, tworząc swoje artystyczne alter ego, które eksploruje tematy seksu i cielesności. W życiu prywatnym nie jestem nimfomanką, mam zasady i wcale nie myślę przez cały czas o seksie. Myślę, że za pomocą swoich zdjęć badam granice tego, co oburza ludzi. Lubię podniecać ludzi i sama być podniecona, ale na zdjęciach to nie jestem w stu procentach ja.
Pierwszy film porno obejrzałam w wieku czternastu lat. Pamiętam, że grała w nim Teresa Orlowski. Dla mojej psychiki to był szok! Wcale nie byłam już kompletnie zielona i nie myślałam, że dzieci przynosi bocian, ale nie spodziewałam się, że seksualność może być tak zwierzęca, bezpruderyjna, wyzwolona... Kiedy to obejrzałam, zaprosiłam do domu wszystkie dzieciaki z ulicy, żeby też mogły to zobaczyć. Dziś myślę jednak, że pewne obrazy nie powinny być oglądane zbyt wcześnie.
Kocham swoje ciało! Kocham, kocham, kocham! Kiedy miałam dwadzieścia lat, ciągle przeglądałam się w lustrze, sprawdzałam czy dobrze wyglądam i jakoś nie mogłam w pełni zaakceptować tego, jaka jestem. A teraz? Im jestem starsza, im bardziej mi wszystko obwisa, tym bardziej uwielbiam swoje ciało. To najpiękniejszy uniform! Nigdy nie czułam się tak samoświadoma i piękna jak teraz. Chciałabym, żeby to się zatrzymało, bo myślę, że mogę mieć pewien problem z zaakceptowaniem starości.
Miłość to przepiękny stan umysłu. A już najpiękniejsza jest miłość, która wynika z duchowego przebudzenia. Nie miłość macierzyńska ani miłość do partnera, ale miłość i empatia odczuwane w stosunku do każdej istoty żywej. Bardzo trudno jest ją w sobie wskrzesić, ale wydaje mi się, że ten rodzaj miłości jest w każdym z nas. Niektórzy doświadczają jej pod wpływem grzybów halucynogennych albo innych psychodelików, ale można do niej dotrzeć także poprzez medytację i inne techniki duchowe.
Lubię w ludziach życzliwość, uśmiech i otwartość. Nie cierpię, kiedy mają przekonania, których nie da się zmienić. Kiedy wierzą w jedną rzecz i nie dają sobie szansy, żeby zmodyfikować swoje zdanie. Chyba dlatego bardzo lubię młodych chłopaków i to głównie z nimi miewałam romanse. Oni nie wiedzą, jak jest, dopiero się uczą, poznają życie. I dzięki temu są otwarci.
Dobry seks nie może być przedmiotowy. Wymaga intymności, a nie instrumentalnego traktowania ciała partnera. To łączenie się dwóch energii, z którego uczyniliśmy profanum. Do seksu trzeba dojrzeć. Oczywiście nie raz miałam seks pozbawiony intymności, więc wiem, co mówię. Poza tym podczas seksu nie można myśleć i analizować – trzeba się wyluzować, odblokować. I jeszcze jedna rada: jeśli już idziesz z kimś do łóżka, postaraj się zaangażować w to całym sobą!
Mam ekshibicjonistyczne ciągoty. Dotyczy to zarówno emocji, o których mogę mówić bez skrępowania, jak i cielesności. Lubię pokazywać ciało, eksplorować seksualność. Może pozowanie nago pomaga mi w zaakceptowaniu siebie? Może właśnie w ten sposób daję sobie przyzwolenie na bycie w tej sferze w pełni sobą? Poza tym pozowanie nago do zdjęć jest też zabawą konwencją. Ciągłe zadawanie pytania, czy naprawdę jestem taka, jaką przedstawiają mnie zdjęcia?
Ludzie bez ubrań są pozbawieni maski. Ubrania zawsze coś przykrywają, grają rolę. Myślę, że właśnie dlatego uwielbiam fotografować nagich ludzi. Kontakt fotografa i osoby fotografowanej nago wytwarza między nimi specjalną więź, która jest oparta na zaufaniu. Fotografowanie kogoś nago pozwala na bardziej autentyczny kontakt z drugą osobą.
Świetnie pracowało mi się z Mikołajem. On mnie zna, czuje mnie. Bawiliśmy się świetnie i nie było między nami nic do ukrycia, jak między siostrą i bratem. Poza tym Mikołaj, kiedy fotografuje, daje świetne wskazówki. Co prawda nie podobam się sobie na dwóch czy trzech zdjęciach z tej sesji, ale stwierdziłam, że nie sztuką jest pokazywać tylko to, co piękne i atrakcyjne. Sztuką jest pokazywanie także tych aspektów w nas, których sami do końca nie akceptujemy.
Nie mam żadnego problemu z publicznym pokazywaniem się nago. Ostatnio pozowałam na przykład w zakładzie mechanicznym – panowie zmieniali sobie koła, a ja biegłam wokół nich w skąpej haleczce. W pewnym momencie otworzył się zawór w hydrancie, cała przemokłam i oczywiście wszystko było przez tę haleczkę widać. Panom wypadały z rąk opony, a ja byłam szczęśliwa, roześmiana i wyzwolona. Kręci mnie to – spójrzcie na moje ciało, spójrzcie na moją pełnię kobiecości!
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement