Advertisement

Alex Warren: „5 czy 6 lat temu byłem bezdomny”. Dziś śpiewa z Jonasem, koncertuje po świecie i podbija TikToka [WYWIAD]

Autor: Monika Kurek
03-05-2025
Alex Warren: „5 czy 6 lat temu byłem bezdomny”. Dziś śpiewa z Jonasem, koncertuje po świecie i podbija TikToka [WYWIAD]
Zazwyczaj tego typu success story widzimy w filmach. Historia Alexa Warrena jednak zdarzyła się naprawdę. Rozmawiamy z muzykiem przy okazji wyprzedanego koncertu w Niebie w ramach trasy Cheaper Than Therapy Global Tour.
Jego piosenki takie jak „Carry You Home”, „Before You Leave”, „Ordinary” zgromadziły setki milionów streamów. Jego utwór „Burning Down”, w nowej wersji nagrany z Joe Jonasem, stał się jego pierwszym hitem na liście Billboard Hot 100. Obecnie jest w międzynarodowej trasie koncertowej Cheaper Than Therapy Global Tour, promującej debiutancki album „You'll Be Alright, Kid (Chapter 1)”.
Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilkanaście lat temu był bezdomny. Ojciec Alexa umarł w wieku 9 lat, a jego matka popadła w alkoholizm, często wyładowując na nim swoje frustracje. Gdy miał 18 lat, wyrzuciła go z domu, więc Alex zamieszkał w aucie ze swoją dziewczyną Kouvr. Z czasem ich wspólne filmy na TikToku zaczęły zdobywać popularność. Szło mu tak dobrze, że współtworzył kolektyw Hype House, czyli wspólny projekt twórców TikTokorów, w ramach którego nagrywali kontent na media społecznościowe. Netflix stworzył nawet reality show, którego akcja toczyła się w Hype House. Pomimo dobrej passy w mediach społecznościowych, minęło sporo czasu, zanim Alex odważył się pokazać światu swoją muzykę.
Fani pokochali Alexa za czarny humor, osobiste teksty i piękne melodie. My mieliśmy okazję spotkać się z nim tuż przed wyprzedanym koncercie w Niebie. Przy okazji nauczyliśmy go również kilku polskich słów…

„Wierzę, że robię to, do czego jestem przeznaczony. Zostałem pobłogosławiony przez Boga głosem i czuję się z tym naprawdę dobrze”

Na jakiej muzyce się wychowałeś?
Nie jestem ze specjalnie muzykalnego domu. Co zabawne, uwielbiałem Shawna Mendesa i Justina Biebera, czyli najbardziej basic muzykę, jaką jesteś w stanie sobie wyobrazić. Kiedy dorastałem, codziennie słuchaliśmy muzyki w drodze do szkoły. Zakochałem się w Imagine Dragons, Bruno Marsie i różnych tego typu dźwiękach. Gdy zaczynałem robić muzykę, chciałem zanurzyć się w tym, co kochałem jako dziecko.
Twój ojciec również pokazywał ci muzykę, prawdę?
Miał obsesję na punkcie Train i Rascal Flatts. Zawsze bardzo emocjonalnie reaguję na kawałek „Life is a Highway”. Mój tata puszczał to cały czas. Cały czas również grał. To on podarował mi gitarę Fendera. Udawaliśmy przed nim, że jesteśmy w programach typu talent show. Byliśmy okropni, ale jakoś wyszliśmy na prostą (śmiech).
„Swoją pierwszą piosenkę napisałem, kiedy…”
Miałem 13 lat. Byłem właśnie świadkiem, jak moja siostra wykonuje pierwszy taniec bez swojego ojca. Myślę, że dopiero wtedy mnie to uderzyło. Kiedy straciłem ojca, nie od razu udało mi się przeprocesować to, co mnie spotkało. Zobaczyłem moją siostrę. Zacząłem myśleć o moim życiu i uświadomiłem sobie, że rozdanie, które mi przypadło, było nie do końca sprawiedliwe. Napisałem o tym piosenkę „Walmart, I Love You”, która była moją pierwszą piosenką w życiu.
Jak na przestrzeni lat zmienił się twój proces pisania?
Kiedyś pisałem piosenki o rzeczach, które mi się przydarzały na bieżąco. Teraz piszę o wydarzeniach z pewnej perspektywy. Więc to całkiem cool, że ten album opowiada o wszystkim, co mnie dotychczas spotkało. Może kolejny będzie o tym, co dzieje się teraz.
Czy jest to mały spoiler? W końcu niedługo dostaniemy rozdział drugi.
Rozdział drugi będzie różnił się pod kątem melodii. Oczywiście mamy „Ordinary” i różne tego typu piosenki, ale będzie w tym dużo refleksji na temat tego, kim teraz jestem. Będzie mniej o moich rodzicach, mojej przeszłości, a bardziej o mnie samym. No może będzie jedna lub dwie piosenki o moich rodzicach. Jest w tym dużo siły.
Jak patrzysz na swoje doświadczenia z perspektywy czasu?
Nie mam czasu zwolnić na tyle, aby się nad tym zastanowić. Zawsze jest coś do zrobienia. Na tym etapie widziałem wielu ludzi, którzy ponieśli porażkę. To, co ich łączyło to poczucie komfortu. Przypomina się cytat z filmu „Wolny dzień Ferrisa Buellera”. Widziałaś go? „Życie mija szybko. Jeśli czasem nie zatrzymasz się, aby się nim ponapawać, łatwo je przegapić”. Dlatego konieczny jest balans. I muszę go znaleźć, bo zdecydowanie nie jest mi dane usiąść i pomyśleć sobie: „Wow, ale to wszystko jest super”. Staram się jakoś tym wszystkim żonglować, ale jestem przerażony tym, że niedługo nie będzie śladu po dzieciaku, którym kiedyś byłem.
Często powtarzasz, że kariera muzyczna była planem A i nigdy nie brałeś pod uwagę, że może się nie udać. Czujesz w związku z tym presję, aby robić więcej i więcej?
Totalnie. Wiesz, byłem na dnie. Jeszcze 5 czy 6 lat temu byłem bezdomny i już nigdy więcej nie chcę znaleźć się w takiej sytuacji. Dziś jestem w takim miejscu, że dalej próbuję odkryć, kim właściwie jestem, co mi się podoba i co powinienem dalej robić. I jest to naprawdę super, ponieważ wierzę, że robię to, do czego jestem przeznaczony. Zostałem pobłogosławiony przez Boga głosem i czuję się z tym naprawdę dobrze.
Twoje piosenki są bardzo osobiste i wiele osób się z nimi identyfikuje. Jak wygląda twoja relacja z fanami? Jakie to uczcie być częścią ich historii?
Często jest tak, że ktoś jest fanem danego artysty, bo ma chwytliwe piosenki. Mam wrażenie, że w tym przypadku jest to wyjątkowe, ponieważ wiele moich piosenek pomogło innym. To najfajniejsze uczucie na świecie, bo właśnie tym jest dla mnie muzyka. Czasem ktoś mnie pyta, czy słuchałem czegoś nowego, a ja nie mam pojęcia, co to jest. To dlatego, że miałem zwyczaj słuchania muzyki, gdy byłem smutny lub gdy potrzebowałem motywacji. Musiałem wiedzieć, że nie jestem sam. Fakt, że teraz ja pełnię tę funkcję w życiu innych ludzi, jest naprawdę niesamowity.
To duża odpowiedzialność. Może nawet duży ciężar.
Nie odbieram tego w ten sposób, bo piszę piosenki dla siebie, ale często myśle o tym, w jaki sposób mogą się z nimi utożsamiać inni ludzie. To jest w porządku, bo te piosenki dalej mi pomagają. Pisanie piosenek jest dla mnie jak terapia. Nie czuję w związku z tym żadnego ciężaru, bo wiem, że kiedy je piszę, to wiem, że ktoś ich słucha, dzięki czemu czuję specjalną więź z moimi odbiorcami.
Jaka piosenka z tego albumu była dla ciebie najtrudniejsza?
Dużym wyzwaniem było napisanie kawałka „Save You a Seat”. Piszę cały czas z tymi samymi ludźmi i mieliśmy naprawdę dobrą passę. Napisaliśmy 23 piosenki i wykorzystaliśmy 20. Ciężko znaleźć takich ludzi. Zazwyczaj pisanie albumu zajmuje dużo czasu, czasem nawet lata. A drugą część albumu napisałem w 14 dni. Więc jest to całkiem cool.
Ostatnio współpracowałeś z Joe. Jak było? Kto jeszcze znajduje się na twojej liście wymarzonych współprac?
Uwielbiam pracować z Joe, jest fantastyczny. Bardzo chciałbym jeszcze kiedyś z nim współpracować. Dalej często rozmawiamy, jest niesamowitą osobą. To prawdziwe błogosławieństwo, że mogłem dzielić z nim to doświadczenie i nagrać z nim piosenkę. Jest wiele ludzi, z którymi chciałbym współpracować: Miley Cyrus, Ed Sheeran, Post Malone. Współpraca z Lewisem Capaldim też byłaby naprawdę zabawna. Rozmarzyłem się, ale myślę, że sky is the limit.
Wiem, że podczas bycia w trasie lubisz zwiedzać miasta, które odwiedzasz. Widziałeś już coś ciekawego w Polsce?
Dużo spacerowałem po mieście. Poszliśmy na obiad w La Cantinie, która jest tuż za rogiem. Jechałem metrem. Bardzo tu pięknie, bardzo mi się podoba.
A co dalej?
W tym roku dużo czasu spędzam w trasie. Jakieś 8 na 12 miesięcy. Gram jakieś 100 koncertów. Jest tego sporo, ale jest to niesamowicie ekscytujące. Na szczęście mogę grać wspaniałe koncerty z ludźmi, których kocham, co jest świetne.
Dalej odczuwasz niepokój przed koncertami?
Na szczęście nie. Jedynie oczekiwanie. To naprawdę ekscytujące. Bycie na scenie to ogromna zabawa. To wspaniałe uczucie widzieć, jak wszyscy śpiewają wszystkie piosenki. To ogromnie pomocne. Jest naprawdę głośno. Kocham to.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement