Kropla w morzu
W sierpniu 2019 roku duża część świata dowiedziała się, co dzieje się w Amazonii, chociaż nie jest to problem, który zaistniał z dnia na dzień. Dziś, według różnych szacunków, straciliśmy już ponad 25 proc. lasów deszczowych Ameryki Południowej. Co gorsza, amazońskie pożary to tak na prawdę podpalenia – odpowiadają za nie inwestorzy, którzy „czyszczą” ziemię pod pola uprawne i tereny wypaśne dla bydła. Jak ocalić Amazonię?
Puszcza Amazońska pochłania 2 miliardy ton dwutlenku węgla rocznie. To znaczy, że ogranicza całość emisji aż o 5 proc. Ten rozciągający się na terenie należącym do 9 różnych państw pierwotny las jest dla międzynarodowych inwestorów jednym z bardziej łakomych kąsków. Chętnych do kupienia ziemi i ropy nie brakuje, a rządy słabo rozwiniętych krajów muszą ważyć zyski i straty. Co kilka lat pojawia się kolejny aktor polityczny głoszący, że Ameryka Południowa i Środkowa jest biedakiem siedzącym na worku złota. Eksploatacja lasu pozwoliłaby nakarmić głodnych, posłać więcej dzieci do szkoły, usprawnić opiekę medyczną...
Tak łatwo jest zapomnieć, że nie jest to worek bez dna. Dziś działalność przemysłowa zakłóca działanie ekosystemu lasów tropikalnych do tego stopnia, że nawet tereny wyznaczone na rezerwaty są głęboko zaburzone – struktura, dynamika i funkcjonowanie lasów deszczowych wystawione są na niebezpieczeństwo jak nigdy przedtem. Wszystko przez fragmentaryzacje terenów pozostających pod ograniczonym wpływem człowieka i depopulację zwierząt. Skutkuje to poważnym naruszeniem bioróżnorodności lasów i zmianami w funkcjonowaniu okaleczonego ekosystemu.
Nawet nasadzanie nowego lasu i restauracja eksploatowanych obszarów nie jest rozwiązaniem – powinniśmy za wszelką cenę chronić to, co pozostało z lasu pierwotnego. Zarówno selektywna wycinka, jak i zupełne oczyszczenie w celach agroturystycznych pozostawia ślad, którego nie są w stanie zatrzeć nawet ponowne zalesianie i lata rehabilitacji.
Strażnicy dżungli
Wiedzą o tym Waorani (inaczej: Huaorani). Do lat 50. XX w. żyli w całkowitej izolacji, w niedostępnych zakamarkach Amazonii. W 1937 roku na zamieszkiwanych przez nich terenach odkryto złoża ropy naftowej, których wielkość oszacowano na 900 mln baryłek. Wydobycie czarnego złota stało się priorytetem ekwadorskiego rządu – wśród ogromnych drzew amazońskiej puszczy wyrosły szyby naftowe i przepompownie.
Niegdyś Waorani swobodnie wędrowali po liczącym prawie 10 tys. km kwadratowych Parku Narodowym Yasuni. Dziś mają do dyspozycji jedną trzecią tego obszaru. Mieszkają w okolicznych miejscowościach i zajmują się handlem. Mimo to nieprzerwanie walczą z największym wrogiem – zachodnim kapitalizmem.
Ich proces sądowy, który rozpoczął się w 2012 roku i zakończył po 7 latach był godny uwagi już ze względu na fakt, że rdzenne amazońskie plemiona rzadko kiedy doczekują się prawnej reprezentacji w sądzie.
Tym razem jednak było inaczej – chociaż ekwadorski rząd poparł korporacje olejowe, Waorani postanowili walczyć o swoją ziemię w sądzie okręgowym w Pastazie, a ten przychylił się do ich roszczeń.
„Rząd próbował sprzedać naszą ziemie firmom olejowym bez naszej zgody. Nasze lasy deszczowe dają nam życie. To my decydujemy, co się stanie z naszymi ziemiami. Nigdy nie sprzedamy ich firmom olejowym. Dziś sąd uznał, że nasze prawa, a tym samym prawa wszystkich Indian do ich ziemi muszą być respektowane. Rządowe plany dotyczące oleju nie są warte więcej, niż nasze prawa, nasze lasy, nasze życie” –”, mówiła po zwycięstwie Nemonte Nenquimo, prezeska Waorani Pastaza Organization.
Każda pomoc się liczy
Kropla drąży skałę. Bo choć heroiczne, zwycięstwo w sądzie w 2019 roku było tylko kroplą w morzu. Choć nie słychać o tym w międzynarodowych mediach, walka między ekwadorskim rządem a Indianami nadal trwa.
Ministerstwo Energii i Zasobów Nieodnawialnych nadal próbuje wykupić ich ziemię. Plemię Waorani zjednoczyło się z innymi: Kofan, Kichwa, Shuar, Shiwiar i Sapara. Protestują pod siedzibami rządu, organizują kampanie edukacyjne i walczą o to, co im się prawnie należy.