Zatytułowałeś album swoim pseudonimem. To albo manifest suwerenności, albo spalanie mostów.
Pełna wersja nazywa się „Always Seek The Highest Mind Alive”, żeby było wrażenie przejścia od self-titled do czegoś większego. Pamiętam wywiad w radiu Nowy Świat, w którym powiedziałem, że dla mnie ten album jest o wierze. Nie w sensie tezy teologicznej, tylko o tym, jak pod kątem doświadczeń i bytowania ten obraz ewoluuje – i ja jako człowiek i twórca na jej przestrzeni. Cała płyta jest o wyjściu z mroku.
Ostrzegam cię – z mojego doświadczenia dziennikarskiego wynika, że wyjście z mroku powoduje pewną artystyczną bezpłodność.
(śmiech) Nie zauważyłem. Świetnie mi się pracuje, chyba nawet lepiej, jeśli mam być szczery. Aktualnie eksperymentujemy z różnymi rzeczami, zastanawiamy się, co robić dalej. Ale też dlatego, że pomysły przychodzą niewymuszone. Jest trochę za późno i za dobrze, żeby robić przypadkowo rzeczy, które są bezpieczne. Nie zrobiłem żadnej płyty z taką myślą i czwartej również nie zamierzam.
Zmiana życiowa, otoczenia – ta dobra zmiana – przełożyła się na jakość tego, co tworzę.
Wspomniałeś o narracji społeczno-politycznej. Mam wrażenie, że trochę od tego odszedłeś na rzecz bardziej osobistych opowieści. Jakie masz zdanie na temat artysty i jego odpowiedzialności za to, co na świecie?
Świat, w którym żyjemy, staje się coraz bardziej niebezpieczny, dziwny, przemocowy. Pełen agresji, śmierci i destrukcji. Przeżywam to bardzo często. Nie tylko w aspekcie politycznym, administracyjnym potrzebujemy zmian, ale również zmian w myśleniu i działaniu jako cywilizacja.
Tym bardziej w tak ciężkich czasach coś, co jest blisko ludzi i przekazuje sztuką emocje, jest w stanie zbudować bliższe połączenie między naszymi doświadczeniami. Potrzebujemy sztuki, z którą się utożsamiamy, która niesie refleksję i pomaga nam się połączyć. Jednocześnie potrzebujemy działań ze strony polityków, organizacji, na administracyjnym poziomie. Ale wiem, że rzetelnie mogę zająć się jako 25-letni człowiek jedną z tych rzeczy. Jak najbardziej wspierać wszystkie inne tam, gdzie osoby niosące największą zmianę powinny być przez nas najgłośniej wspierane.
Absolutnie podpisuję się pod każdy statement polityczny, który kiedykolwiek powiedziałem. To samo w dalszym ciągu uważam o tym, jak opresyjna jest rzeczywistość – mam na myśli nie tylko Polskę, ale cały świat.
Poza muzyką działasz performatywnie – projekty z Katarzyną Bałką. Jakie są różnice między pisaniem płyty a tymi działaniami?
To wszystko bardzo służy rozwojowi – intelektualnemu i wrażliwości. Praca z Kasią nad trzema projektami, które razem zrealizowaliśmy, fascynuje mnie najbardziej przez to, jak ona potrafi dostrzegać koneksje, aspekty i kontrasty życia, które często umykają innym. Ilość płaszczyzn, które Kasia łączy w swojej pracy – tradycje społeczne, naturę, rośliny, problemy społeczne – tworzy doświadczenie świata, który pojawia się tylko na moment tego spotkania, ale zostaje w człowieku na długo.W Japonii świetne było dla mnie to, że mogłem zbudować partyturę w oparciu o japońskie nazwy kwiatów, choć nie mówię po japońsku. Zostało to tak zbudowane, że czułem, że byłem w stanie się skomunikować na drugim końcu świata z tyloma osobami – w ich języku, w dziele odnoszącym się do ich kultury. Dla mnie sztuka finalnie zawsze jest o dzieleniu się.
16 stycznia premiera pełnej wersji albumu. Co jeszcze możesz powiedzieć o przyszłości?
Zaraz po niej pojawią się bardzo ciekawe gościnne występy na projekcie osoby, z którą pracowałem przy tej płycie (śmiech).
To rebus?
Kto chce, niech pogłówkuje. Mamy też wiele innych rzeczy zaplanowanych, ale nie chcę niszczyć strategii. W przyszłym roku koncerty, projekty w sztukach wizualnych w wielu miastach Polski i galeriach.
Jedyne, co mogę powiedzieć: należy śledzić każdy ruch, który wykonujemy. Tak jak każdy kwiat rozkwita, kiedy na to czas, tak samo my ogłaszamy wszystko wtedy, kiedy jest na to czas.