Advertisement

Biznes jest kobietą? Udowadniają to nasze rozmówczynie, które postawiły na realizację swoich ambicji

07-01-2022
Biznes jest kobietą? Udowadniają to nasze rozmówczynie, które postawiły na realizację swoich ambicji

Przeczytaj takze

Materiał pochodzi z najnowszego numeru K MAG 107 Sukcesja 2021/22, tekst: Marta Gruszecka.
Zaczęły od pomysłu. Na siebie i markę, której chcą się poświęcić. Czy było warto? Karolina Kuklińska-Kosowicz, Ewa Wysocka, Magdalena Ostoja-Chyżyńska, Zuzanna Kuczyńska i Paula Pul od kilku lat prowadzą świetnie prosperujące własne firmy i udowadniają, że w biznesie rządzi „girl power”.
Kobiety w biznesie radzą sobie świetnie. Dowodem niech będą statystyki: wyniki badań Grant Thornton „Woman in Business 2020” z 8 marca 2020 roku pokazują, że trzydzieści osiem procent wyższej kadry kierowniczej w polskich firmach stanowią kobiety. Spośród ekspertów wypowiadających się w mediach dwadzieścia pięć procent jest płci żeńskiej, a wśród prelegentów zaproszonych na najważniejsze konferencje biznesowe statystyki mówią o dwudziestu jeden procent pań. Co więcej, firm, które nie zatrudniają specjalistek na najwyższych stanowiskach, jest zaledwie dziewięć procent. Przykłady naszych bohaterek pokazują, że biznes może być dobrze zarządzany kobiecą ręką.

Marka na wyciągnięcie ręki

Karolina Kuklińska-Kosowicz jest pomysłodawczynią i współzałożycielką marki YOPE. To polskie kosmetyki i produkty naturalne, które od sześciu lat towarzyszą nam w codziennym życiu. Na Facebooku marka ma prawie sześćdziesiąt pięć tysięcy followerów, na Instagramie ponad sześćdziesiąt siedem tysięcy. Czym Karolina zajmowała się przed YOPE?
Byłam stylistką, kreatywną i twórczą osobą związaną ze światem wielkiej mody. Żyłam szybko, chłonęłam świat, który mnie inspirował, ale jednocześnie wiedziałam, że trudno będzie mi w nim zaistnieć i zrobić coś swojego. A chciałam czegoś więcej. Dlatego w wieku trzydziestu czterech lat zdecydowałam, że będę pracować na siebie i poświęcę się swoim pomysłom. Razem z mężem postanowiliśmy założyć YOPE – naturalną markę kosmetyków, która wypełni dom i zawsze będzie blisko, na wyciągnięcie ręki. Rozstanie z modą było bolesne, ale już po trzech miesiącach wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję i jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam. I nareszcie mogę sama o sobie decydować!, wspomina Kuklińska-Kosowicz.
Początki YOPE to biuro przy ulicy Wiśniowej i dwie osoby z pomysłem na własną markę: Karolina orazjej mąż. Obecnie zespół liczy siedemdziesięciu pracowników i zajmuje całą kamienicę przy tej samej ulicy.
Doświadczenie, które zdobyłam przez sześć lat własnej działalności, jest nieporównywalne z pracą na rachunek innych. Gdy stawiałam pierwsze kroki, byłam Zosią Samosią, wszystkiego musiałam nauczyć się sama. Nie przestałam się uczyć – cały czas zdobywam nową wiedzę, jeżdżę na szkolenia, rozwijam się w roli liderki. W biznesie pomaga mi jednak przede wszystkim kobieca intuicja. To wulkan energii iwewnętrzna siła, dzięki której wiem, co i jak chcę robić, podkreśla Karolina.
YOPE ma w ofercie ponad sto produktów. To między innymi kosmetyki do pielęgnacji ciała, włosów, twarzy (od tego roku), dla dzieci, środki czystości, linia zapachów, produkty do kuchni. Tegoroczną nowością jest linia Soul – seria pielęgnujących balsamów do ciała i kremów do rąk inspirowana ajurwedą i mocą trzech żywiołów: wody, wiatru oraz Ziemi. Każdy, kto kiedykolwiek kupił produkt YOPE, może potwierdzić, że proponowane przez markę zapachy pachną obłędnie. Nad wszystkimi czuwa Karolina. Produkty YOPE są sprzedawane na całym świecie. „Jesteśmy obecni w dwudziestu krajach Europy, między innymi w Hiszpanii, Niemczech, Holandii, Czechach, na Słowacji oraz we Włoszech. Prężnie działamy na rynku rosyjskim, w Hongkongu, Japonii. Nasze kosmetyki i produkty można znaleźć w sieciówkach takich jak Rossmann, Super-Pharm, Hebe czy Lidl, w sklepach internetowych i tradycyjnych drogeriach. Staramy się być wszędzie”, uśmiecha się Kuklińska-Kosowicz. Przyznaje też, że pokochała biznes:
„Jest dynamiczny, daje szansę rozwoju i możliwość satysfakcjonującej obserwacji tego, jak dojrzewa mój pomysł. Wierzę w to, co robimy. W swoją markę, swój produkt. To moje dziecko. Rozmawiamy w dniu moich czterdziestych urodzin. Miałam zrobić sobie wolne, ale kobieta prowadząca własny biznes nie ma urlopu. Kiedy sześć lat temu powstawało YOPE, zastanawiałam się, jak będę w wyglądać w oczach moich dzieci, które wówczas już miałam, gdy skończę czterdzieści lat. Dzisiaj mam czterdziestkę i wiem, że lepszego samopoczucia w tym momencie życia nie mogłam sobie wymarzyć”.

Joga dla wszystkich

Ewa Wysocka, bizneswoman związana z rozwojem osobistym i marketingiem internetowym, jest założycielką dwóch firm: PortalYogi oraz agencji Tribe47, pod skrzydłami której wyrosły dwa kolejne projekty – Talent47 i Academy47. Jak doszło do ich powstania? W 2008 roku, jeszcze podczas studiów z zarządzania i marketingu na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, Ewa wyjechała do Kuala Lumpur w Malezji na praktyki studenckie. Została tam dłużej, bo aż na sześć lat. „Dostałam pracę w Mindvalley, znanej na całym świecie firmie zajmującej się rozwojem osobistym, między innymi sprzedażą kursów, eventów i aplikacji. Uczyłam się wielu nowych rzeczy związanych z SEO, płatnymi kampaniami, reklamami czy Facebookiem. To był czas intensywnego zdobywania wiedzy i doświadczenia”, wspomina Wysocka.
Ewa Wysocka, fot. Łukasz Dziewic
Dzięki Ewie firma Mindvalley miała swój epizod w Polsce jako Mindvalley Poland.
Niestety, z próby globalizacji marki nic nie wyszło. Moja głowa była jednak pełna pomysłów. Wróciłam do Polski i zaczęłam myśleć nad założeniem własnej firmy. Poza marketingiem zawsze bliska była mi joga, która wpisywała się w nurt rozwoju osobistego. W 2013 roku, po likwidacji Mindvalley Poland, wspólnicy zgodzili się, żebym dalej rozwijała powstały w jej ramach PortalYogi. Blog, fanpage i kilka pierwszych nagranych kursów jogi postanowiłam przekształcić w platformę subskrypcyjną, w ramach której płaci się określoną stawkę za miesięczny dostęp do sporej bazy ćwiczeń. Było tylko jedno »ale«: pomysł wiązał się z kosztami, na sfinansowanie których moje oszczędności nie wystarczyły, opowiada Wysocka.
By zebrać pieniądze na rozwój PortalYogi, zaczęła udzielać konsultacji z zakresu marketingu internetowego. Chętnych na usługi Ewy było coraz więcej: „Dobrze mi szło, zgłaszały się do mnie nowe osoby. Zaczęłam się zastanawiać: skoro w tej branży jest luka, może warto pójść o krok dalej? Założyć firmę pomagającą różnym biznesom w rozwoju za pomocą marketingu internetowego?”. Tak w 2016 roku z poszukiwania środków na rozwój PortalYogi zrodził się pomysł na agencję Tribe47. „Do nazwy zainspirował mnie Seth Godin, amerykański specjalista od marketingu oraz autor licznych książek i bloga na ten temat. W publikacji »Tribes« wspomina o marketingu poprzez budowanie społeczności i nawiązywanie relacji, a ta teoria zawsze była mi bliska”, wyjaśnia Wysocka. Czy zajmuje się Tribe47? „Nie jesteśmy tradycyjną agencją świadczącą usługi SEO czy inne związane z marketingiem internetowym. Doradzamy firmom, w jaki sposób powinny prowadzić swoje działania digital marketingowe, by osiągać wzrosty sprzedaży. Pomagamy też klientom bezpośrednio – często nasi specjaliści dołączają do zespołów szukających u nas pomocy firm i razem z nimi wdrażają strategie marketingowe”, tłumaczy bizneswoman.
Tribe47 liczy dziś ponad czterdziestu pracowników. Co więcej, pod jej skrzydłami wyrosły kolejne dwa projekty: Talent47 oraz Academy47. „Rekrutacja odpowiednich specjalistów często była dla nas wyzwaniem. Marketerów, którzy rozumieją od podstaw całą ścieżkę marketingową, jest niewielu. Wybrane przez nas osoby i tak najczęściej musieliśmy doszkalać. Przez te kilka lat nauczyliśmy się, jak to robić, zbudowaliśmy dział HR i jako Talent47 zaczęliśmy pomagać innym firmom w poszukiwaniu najlepszych pracowników. W listopadzie rusza też Academy47 z kursami dla specjalistów od marketingu internetowego”, mówi Wysocka. Oba jej biznesy cały czas się rozwijają. Ponad czterysta sesji i medytacji z PortalYogi wypróbowały dotychczas ponad czterdzieści trzy tysiące internautek i internautów. Szefową platformy jest obecnie Marzena Jaworska, pasjonatka jogi i rozwoju osobistego. Ewa skupiła się na Tribe47. Agencja zaczynała od współpracy z firmami średniego rozmiaru, które sprzedawały kursy internetowe, subskrypcje czy produkty w Internecie. Dziś wśród klientów Wysockiej są między innymi BeActive czy BeDiet Ewy Chodakowskiej, Biżuteria YES, Maczfit i Wolt Polska. Plany na przyszłość? „Zależy mi na rozwoju Academy47. Wiem, że jesteśmy w stanie zapewnić solidną bazę specjalistycznej wiedzy i uczyć marketingu w holistyczny sposób. Z pewnością rozwinie się też PortalYogi. Właśnie wdrażamy nową aplikację mającą ułatwić praktykę naszym użytkownikom. W przyszłości mamy zamiar poszerzyć ofertę o medytacje, jeszcze więcej stylów jogi oraz pilates”.

Ekspertka interakcji człowiek-komputer

W zdominowanym przez mężczyzn świecie informatyki własny biznes – studio dizajnu UX Girl – założyła Magdalena Ostoja-Chyżyńska. Zrobiła to wbrew stereotypom i komentarzom w stylu „Kobieta i zna się na komputerach?”. Dziś jest mistrzynią programowania.
Magdalena Ostoja-Chyżyńska, fot. Łukasz Dziewic
„Już podczas studiów na Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych zainteresowała mnie interakcja człowiek-komputer. Zaczynałam od kodowania, ale szybko przekonałam się również do projektowania stron internetowych czy interfejsów użytkownika. Odbyłam wiele staży, przygotowywałam projekty między innymi dla firmy Comarch, 10Clouds czy Miinto. Po dziesięciu latach pracy na rachunek innych postanowiłam, że najwyższy czas założyć coś swojego. Na początku myślałam o start-upie kryptowalutowym, ale po długich przemyśleniach wybrałam branżę związaną z dizajnem internetowym”, opowiada informatyczka.
Firmę otworzyła w 2020 roku, a zatem odważnie, bo w czasie pandemii. UX Girl to butikowe studio dizajnu zajmujące się projektowaniem skomplikowanych interfejsów użytkownika.
„Zaczynałam kameralnie, od jednego projektu. Potem chętnych na moje usługi było tak wielu, że sama nie dawałam rady, musiałam zatrudnić kogoś do pomocy. Po ponad roku pod szyldem studia pracuje pięcioosobowy zespół, a do niedawna tworzyły go wyłącznie kobiety. Czuję w mojej firmie girl power. Najpierw założyłam UX Girl, a dziś pracuję razem z Pauliną, Kamilą i Martą. Podczas rekrutacji do zespołu otrzymałam wiele różnych CV i śmiało mogę ocenić, że kobiety wypadły najlepiej. Uwielbiam pracę w żeńskim gronie – szybko się komunikujemy, nie ma tematów tabu, rozmowy są bardziej swobodne”, podkreśla Ostoja-Chyżyńska. I z uśmiechem dodaje: „Przed nami nowa sytuacja – niedawno dołączył do nas mężczyzna. Na pewno się dogadamy, to świetny specjalista”.
Klientami UX Girl są przede wszystkim zagraniczne firmy. „Z zaprojektowanego dla nas interfejsu korzystamy na co dzień. Muszę przyznać, że działa bardzo dobrze. Wielkie dzięki za włożoną pracę!”, komentuje współpracę ze studiem Jasper Honig, product manager firmy Videobeat. Ostoja-Chyżyńska zapewnia, że choć zespół UX Girl się rozrasta, jeszcze nie ma planów na przekształcenie się w korporację.
„Butikowe studio wystarczy, nie chcę tworzyć dużego zespołu, bo to mogłoby odbić się na atmosferze i jakości dostarczanych rozwiązań. Te dwie rzeczy są dla nas najważniejsze”.

„Postawiłam wszystko na jedną kartę”

Marka Le Petit Trou Zuzanny Kuczyńskiej jest obecna na rynku od 2014 roku. Wtedy znana stylistka gwiazd postanowiła zrezygnować z dotychczasowej pracy i zrobić coś, co od dłuższego czasu zaprzątało jej myśli – założyć własną firmę.
Zuzanna Kuczyńska, fot. Łukasz Dziewic
Przez ponad dziesięć lat byłam stylistką, pracowałam między innymi w »Elle«. Uwielbiałam sesje zdjęciowe i kreatywne działanie, ale równolegle obserwowałam rynek i to, jak powstają marki. Był moment, kiedy wszyscy otwierali sklepy z bawełnianymi sukienkami. A co z bielizną? Dlaczego nikt nie zakłada marki bieliźnianej? Ta myśl wpadła mi do głowy i dojrzewała przez kolejne trzy lata. W 2014 roku postawiłam wszystko na jedną kartę. Poczułam się wypalona, więc rzuciłam pracę w »Elle«, przeszłam na freelance i zaczęłam tworzyć własną markę. Do założenia firmy zmotywował mnie narzeczony. Nie miałam biznesplanu ani zaplecza finansowego, odłożyłam jedynie oszczędności na pierwszą kolekcję. Nie wiedziałam, co będzie dalej, ale wiara w mój pomysł i ogromne wsparcie rodziny oraz przyjaciół dodawały mi skrzydeł. Wyszłam z założenia, że lepiej zaryzykować i coś zrobić, niż nie robić nic. Dziś, po siedmiu latach od założenia Le Petit Trou, widzę, że ryzyko się opłaciło, opowiada Zuzanna Kuczyńska, właścicielka marki Le Petit Trou.
„Małą dziurkę” znają na całym świecie. Marka jest obecna w ponad stu sklepach, między innymi w Kanadzie, Australii, Wielkiej Brytanii, Francji, Stanach Zjednoczonych i Azji. Jednym z zagranicznych butików, w którym jako pierwsza pojawiła się kolekcja Le Petit Trou, był prestiżowy amerykański Journelle. O marce piszą największe magazyny modowe, w tym „Vogue”, „Harper’s Bazaar” czy „Elle”, zaś w sieci o bieliźnie projektowanej przez Kuczyńską rozmawiają użytkownicy Instagrama (ponad sto dwadzieścia jeden tysięcy followerów) i Facebooka (prawie dwadzieścia cztery tysiące fanów). Skąd ta sława?
To bardzo kobieca marka. Przy projektowaniu myślę o bliskich mi dziewczynach, przyjaciółkach, koleżankach. Tworzę tę bieliznę dla każdej z nas i przy wsparciu odważnych, pełnych pasji kobiet. Zależy mi, aby każda kobieta podczas zakładania tej bielizny mogła się do siebie uśmiechnąć, podkreśla Kuczyńska.
Plany Le Petit Trou na przyszłość? Niedawno marka odświeżyła stronę internetową oraz nawiązała współpracę z &Other Stories, tworząc dla znanej firmy limitowaną kolekcję. Kuczyńska zapowiada, że w przyszłym sezonie kolekcja znowu się rozwinie. „Przez kilka lat pozostawałam konsekwentnie wierna czerni, jednak w końcu przekonałam się do koloru. Wprowadzimy też nowe kostiumy kąpielowe i więcej ubrań. Obecnie jesteśmy skupieni na remoncie – z Koszykowej przenosimy się na Mokotowską 26, gdzie serdecznie wszystkich zapraszamy”, zachęca projektantka.

Za młoda? Skąd, młodość to atut!

W świecie biznesu długo panowało (w wielu miejscach wciąż panuje) przekonanie, że interesy to coś, z czym radzą sobie tylko „starzy wyjadacze”. Czy na pewno? Paula Pul, partnerka zarządzająca firmy Lawmore specjalizującej się w obsłudze prawnej głównie start-upów i funduszy inwestycyjnych, trafiła do świata biznesu przypadkiem. Wybierając studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, nie przypuszczała, że będzie prowadzić własną działalność.
Paula Pul, fot. Łukasz Dziewic
Na ostatnim roku studiów nawiązałam współpracę z fundacją wspierającą przedsiębiorczość wśród młodych osób (SF BCC). To właśnie tam zmieniło się moje podejście do biznesu. Poznałam ludzi, którzy pokazali mi, że mogę robić bardzo ciekawe projekty nawet jako młoda osoba i że wbrew pozorom mój wiek nie jest przeszkodą, lecz atutem, wspomina Paula.
Pierwszy biznes, jaki założyła, był związany z branżą gamingową:
Współzałożycielami były osoby, które poznałam w fundacji. Popełniliśmy wtedy chyba wszystkie błędy, jakie można popełnić przy zakładaniu biznesu, ale dzięki temu wielu z nich udało mi się uniknąć przy powstawaniu Lawmore – spółki, której prowadzenie aktualnie zajmuje większość mojego czasu zawodowego, opowiada Pul.

Jedna z trzydziestu na liście „Forbesa”

Początki firmy były bardzo trudne, jednak nie ze względu na konkurencję, której w 2013 roku w tej branży właściwie nie było.
Ani ja, ani moja wspólniczka Ola Maciejewicz nie miałyśmy większego pojęcia o biznesie. Przez pierwsze trzy lata pracowałyśmy praktycznie siedem dni w tygodniu. Start i zbudowanie rozpoznawalnej marki w relatywnie krótkim czasie ułatwił nam fakt, żekilka lat temu prawnicy praktycznie nie korzystali z mediów społecznościowych. Z koleimybardzo intensywnie je wykorzystywałyśmy, głównie w zakresie edukacji rynku. Dzięki temu pozyskałyśmy też wielu klientów, opowiada Pul.
Młoda prawniczka idzie jak burza, ma na rynku mocną i ugruntowaną pozycję. W Lawmore zajmuje się głównie sprzedażą, marketingiem i finansami. Dodatkowo, poza własną firmą, pomaga start-upom przy fundraisingu oraz wspiera spółki, w których jest mniejszościowym udziałowcem. Dwa lata temu „Forbes” wyróżnił jej Lawmore w prestiżowym rankingu 30 under 30.
Wszystkie te historie pokazują, że kobiety w biznesie mają coraz więcej do powiedzenia, a równouprawnienie to nie puste hasło ze sztandarów. Mam pomysł na firmę? Zakładam ją. Chcę się rozwijać? Szukam dodatkowych funduszy, zatrudniam ludzi, zdobywam nową wiedzę. Czeka mnie wyzwanie? Stawiam mu czoła. Entuzjazm i zadowolenie Karoliny, Ewy, Zuzanny, Magdaleny i Pauli każą przypuszczać, że wyniki kolejnych badań „Woman in Business” będą jeszcze bardziej korzystne dla kobiet. Bo kobiety potrafią postawić na siebie.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement