Wyreżyserowany przez Slade'a (scenariusz to tradycyjnie dzieło Charliego Brookera) "Black Mirror: Bandersnatch" jest z pewnością pozycją, która zapisze się na dobre w historii kinematografii i będzie punktem odniesienia dla przyszłych produkcji tego rodzaju.
Nie stanie się to za sprawą fabuły, efektów specjalnych czy kreacji aktorskich. Te elementy są tu tylko i aż na przyzwoitym poziomie. Akcja rozgrywa się w 1984 roku, kiedy to Stefan (w tej roli Fionn Whitehead), młody i chwiejny emocjonalnie programista, pracuje nad rewolucyjną grą "Bandersnatch" (w rzeczywistości w tamtym czasie powstawała gra o takim tytule, nigdy nie wydana). Niezwykle ambitny projekt, bazujący na wielowątkowej powieści fantastycznej, przytłacza bohatera i zaczyna negatywnie wpływać na jego kondycję psychiczną. Stopniowo traci kontakt z otoczeniem, a jawa stapia się ze snem. Fabuła kojarzy się z filmem "eXistenZ" Davida Cronenberga z 1999 roku (przenikanie się gry z rzeczywistością) czy "Donnie Darko" Richarda Kelly'ego (2001), a także tegorocznymi "Tajemnicami Silver Lake" Davida Roberta Mitchella (młody chłopak wpadający w spiralę teorii spiskowych).
Wyjątkowość "Black Mirror: Bandersnatch" polega na jego interaktywności. W trwającym od godziny do półtorej dziele (długość zależy od ścieżki obranej przez widza) w wielu miejscach decydujemy o postępowaniu bohatera. Wybieramy jedną z dwóch możliwości (jeśli nie zdążymy lub świadomie nie podejmiemy decyzji, wybierze za nas aplikacja). Czasem są to mało znaczące decyzje, np. jakiej muzyki ma słuchać Stefan na walkmanie, innym razem fundamentalne - jak choćby możliwość zabicia lub ocalenia najbliższej osoby. Zakończeń jest kilka, a by je poznać, nie trzeba oglądać całego filmu od nowa - po domknięciu danego wątku można niejako wrócić do poprzedniej decyzji i zobaczyć alternatywny przebieg akcji.
Interaktywne filmy to oczywiście żadna nowość - na rynku jest wiele filmowych gier, w których rola gracza polega przede wszystkim na decyzjach o dalszym ciągu akcji. Gry "Detroit: Become Human" czy "Life is Strange" to jedne z bardziej znanych przykładów. "Black Mirror: Bandersnatch" to przeniesienie tego mechanizmu w świat filmów i seriali, a brak możliwości sterowania bohaterem kompensuje nam obraz, tu wykorzystujący żywych aktorów, nie zaś - jakkolwiek bardzo realistyczne - obiekty 3D. Przyszłością wydają się jednak filmowe gry z fotorealistyczną grafiką, nie zaś filmy i seriale dające iluzję decydowania o przebiegu akcji.
Fabuła "Black Mirror: Bandersnatch" nie jest specjalnie odkrywcza, większość decyzji nie ma dużego ciężaru moralnego, trzeba jednak przyznać, że film ten bardzo wciąga - mamy poczucie obcowania z czymś nowym, dotąd w serialach niespotykanym. Decydowanie o losach postaci, co wiemy dobrze z gier, jest bardzo angażujące. Należy także docenić to, że twórcy tematyzują w fabule wprowadzoną innowację i grają nomen omen z naszymi oczekiwaniami odnośnie tego typu produkcji. Jedno z zakończeń to po prostu żart i podważenie przebiegu ukazanej akcji poprzez deziluzję.
Trzeba tego doświadczyć. A potem ochłonąć. Prawdopodobnie to będzie Wasz najbardziej niezwykły seans w tym roku.