Wygląda na to, że im bardziej przesuwamy się na wschód, tym społeczeństwa stają się bardziej powściągliwe i zamknięte w sobie. Od krajów byłego bloku wschodniego, przez Chiny, aż po Japonię czy Koreę – kultury te łączy ostrożność w kontaktach społecznych i brak spontanicznej otwartości wobec nieznajomych. W Azji Wschodniej konserwatyzm ten często idzie w parze z silnie zakorzenionymi tradycjami dyscypliny, szacunku wobec starszych i poczucia przyzwoitości.
Na Wschodzie czułość i serdeczność zarezerwowane są przede wszystkim dla rodziny i bliskich. Rozmowa z obcą osobą w przestrzeni publicznej rzadko bywa normą – to gest zarezerwowany na wyjątkowe okazje. Taka natychmiastowa otwartość bywa postrzegana jako nieszczera, bo nie stoi za nią żaden konkretny powód. A konkret to przecież podwalina kultury Wschodu.
Z kolei w Stanach Zjednoczonych rozmowa jest formą społecznego kleju, a uśmiech stanowi odruch tak automatyczny, że trudno odróżnić go od szczerej emocji. Trochę bliżej, w Wielkiej Brytanii, bycie uprzejmym i rozmownym uchodzi za oznakę klasy i szacunku. Na północy kraju można usłyszeć od kasjera w sklepie spożywczym „love" albo „darling" – zupełnie naturalnie, bez przesady czy fałszu. W Polsce z kolei kasjerka z Żabki, która odważyłaby się nazwać kogoś „skarbem", mogłaby liczyć raczej na zaskoczone spojrzenie niż na odwzajemniony uśmiech.
Z dalszej perspektywy: kolektywizm vs. indywidualizm
Jednym z powodów, dla których geograficzny Wschód bywa znacznie bardziej zamknięty w sobie niż Zachód, jest kulturowy kolektywizm.
Na Wschodzie kręgi społeczne są ciaśniejsze i tworzą się w sposób naturalny, ale wymagają czasu i zaufania, by się utrwalić. Można to porównać do introwertyzmu – więzi nie powstają od razu, lecz rozwijają się powoli, w bezpiecznym gronie. Zachód natomiast przypomina ekstrawertyka: otwartość wobec nieznajomych jest tam normą, a rozmowa z obcą osobą często bywa pierwszym krokiem do nawiązania bliższej znajomości.
Co więcej, w bardziej kapitalistycznych społeczeństwach budowanie relacji z nieznajomymi bywa postrzegane jako forma networkingu. Kontakty międzyludzkie zyskują tam dodatkową wartość – mogą przynieść korzyści, otworzyć drzwi albo po prostu „się przydać".
Sprawa Polski
Wydaje się jednak, że Polacy patrzą na całą tę przyjazność ze specyficznym sceptycyzmem, a czasem nawet pogardą. Taka otwartość często bywa kojarzona z naiwnością, a nawet głupotą. Istnieje jednak powód, dla którego Polacy, ale także obywatele innych krajów bloku wschodniego, spoglądają na zachodnią otwartość „z góry".
fot. kadr z filmu „Dzień Świra"
Część naszej ostrożności wywodzi się z czasów komunizmu, kiedy nasi przodkowie musieli bardzo uważać, komu ufają. Brak okazywania emocji pozwalał również wyróżniać się mniej z tłumu, co, szczególnie w czasach PRL-u, było bezpieczniejszą strategią. Takie nawyki, mimo że dotyczyły dawnych pokoleń, utrzymują się w społeczeństwie przez bardzo długi czas.
Zachowawczość była cechą Polaków jednak jeszcze przed komunizmem. Pod tym względem jesteśmy podobni do krajów takich jak Japonia czy Korea – dyscyplina i szacunek do starszych były zawsze ważniejsze niż przyjazność wobec nieznajomych. Dyscyplina kojarzona była z inteligencją, natomiast nadmierny entuzjazm – z jej brakiem.
Łącząc psychologiczne tendencje Polaków z historią, wyłania się kolejna cecha, którą cenimy: szczerość i dotrzymywanie obietnic. Polak zawsze stara się wypełnić zobowiązania – dlatego nasz naród uważany jest za pracowity. Jeśli podejmujemy się czegoś, zazwyczaj staramy się to wykonać. Nie interesują nas „obiecanki cacanki" – cenimy osoby, które od razu mówią, jeśli czegoś nie mogą dla nas zrobić. Dlatego natychmiastowa, „nieszczera" otwartość odpycha nas tak mocno – po prostu uważamy, że nie możemy na niej polegać.