Na początek pół żartem, pół serio
Ja pierwsza wybierałam kartę. Żeby rozładować poważną atmosferę, która zapanowała, mimo że byliśmy już dobrze napici, zniżyłam głos i uroczyście zaintonowałam pierwsze pytanie: „Jaka jest twoja ulubiona pozycja seksualna?”. Wszyscy zaczęli się śmiać. Pierwsza runda obejmowała pytania bardzo ogólne: „co ci się najbardziej podobało w minionym roku?”, „co chciałbyś polepszyć w następnym?”, „czego żałujesz?” itd. Na początku wszyscy byli trochę onieśmieleni, stąd moje żarty. Ja, mój kochanek i małżeństwo byliśmy przyjaciółmi od prawie roku, natomiast młoda para po raz pierwszy miała z nami do czynienia (byli znajomymi męża gospodyni). Każde następne pytanie powodowało w nas coraz głębsze zamyślenie, co sprawiało, że odpowiedzi stawały się bardziej osobiste i szczere. Piliśmy dalej, śmialiśmy się i obserwowaliśmy nawzajem. Wylosowałam kolejne pytanie: „Co było dla ciebie najbardziej ekscytujące w tym roku?”. Mój kochanek i przyjaciółka zaczęli mi się bacznie przyglądać. Pierwsze, co pomyślałam, to oczywiście: on; każde nasze spotkanie po każdej głupiej kłótni i przerwach w kontakcie (mieszkamy w innych krajach). Ale ponieważ postanowiłam być cyniczna, zamiast sentymentalna, odpowiedziałam pół żartem, pół serio: „Dużo seksu z wieloma mężczyznami”. Mój zbereźny kochanek zaczął się zaśmiewać. Był dumny z mojej odpowiedzi. „Co chcesz w sobie polepszyć?” – „Finanse”. Tą odpowiedzią z kolei zyskałam aprobatę pana domu.
Im dalej w las…
Kiedy pierwsza runda dobiegła końca, rozochoceni przystaliśmy na kolejną. Tym razem nie potrzebowaliśmy kart. Druga część gry polegała na wymienieniu dwóch cech, które lubimy w pozostałych członkach gry, więc każdy w obecności całego zgromadzenia musiał powiedzieć, co myśli o drugiej osobie. Nawet jeśli miały to być pozytywne rzeczy, ta część wzbudziła prawdziwe emocje. Przede wszystkim wyznania, które pary robiły sobie nawzajem. Ponieważ uznałam, że nie będę zbyt rozwlekle opowiadała o tym, co lubię w moim kochanku, wymieniłam: humor, styl i „czasem czułość”. Ku mojemu zdumieniu mój kochanek, który jest bardzo powściągliwy w wyrażaniu emocji, szczególnie w stosunku do mnie, w bardzo poetycki sposób zaczął wymieniać moje zalety. Podczas trwania naszej relacji bardzo często się zastanawiałam, czy on w ogóle dostrzega te wszystkie moje cechy, skoro zbyt wiele razy dawał mi do zrozumienia, że raczej nie. Zaskoczona pomyślałam: „Aha, czyli jednak widzisz to wszystko i mimo tego nadal zachowujesz się jak baran”. Ale starałam się nie wywlekać naszych prywatnych zażaleń publicznie.
Potem znów ja miałam opowiedzieć, co najbardziej cenię w naszym gospodarzu. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to jego bycie uważnym i troskliwym. Już kilka dni po tym, jak się poznaliśmy (cała nasza czwórka poznała się na wakacjach u wspólnych przyjaciół), pan domu zauważył, że do kawy lubię cukier. W naszym apartamencie cukru nie było, więc kiedy poszliśmy wszyscy razem na kolację, a przy kawie leżał cukier w torebkach, pan domu podał jedną torebkę mojemu kochankowi, mówiąc: „To dla twojej dziewczyny”. Mój kochanek po roku nadal nie pamiętał, że kawę pijam tylko z cukrem. Natomiast moja szczera pochwała wywołała burzę. Pani domu krzyknęła: „Uważny? Moich potrzeb i łez nigdy nie zauważa!”. Kochanek patrzył na mnie zaintrygowany. Cały wieczór byłam zdystansowana i zła na jego niedojrzałe zachowanie. Oskarżenie mojej przyjaciółki i we mnie wyzwoliło wydzielenie jadu, dlatego oskarżającym głosem wygarnęłam mu ten mój „cukier”.
Nasza czwórka zaczęła się na siebie dąsać, tylko młoda para zachowała dystans. Oni zdawali się nie mieć do siebie pretensji. Pan domu, kiedy przyszła jego kolej wyznań, opisywał nasze dobre cechy zdawkowo: mój kochanek to dobry kompan do palenia cygar i picia rumu. Moje dobre cechy to znajomość świetnych knajp, orientacja w dobrych winach i organizacja wspaniałych eventów. Natomiast kiedy zaczął mówić o swojej żonie, nawet w mym cynicznym oku zaszkliła się łezka. Mąż wyznał swej żonie, że jest najwspanialszą kobietą na świecie (i kilka innych pięknych zdań).
Wszystko jest grą
Kiedy my mówiłyśmy sobie nawzajem o naszych dobrych cechach, wzruszyłam się ogromnie, bo ta gra wyzwoliła w nas dozę szczerości i emocji nieokazywanych sobie na co dzień. Obserwując naszą grupkę troszkę pijanych osób, które łączą bardzo silne emocje, zauważyłam, że ta karciana gra dla amatorów wina sprowokowała w nas myśli i uczucia, których nie potrafiliśmy powiedzieć sobie wprost. Jednocześnie taki wysyp szczerości może być również chwytem prowadzącym do wykreowania określonego wizerunku w oczach innych. Przy ludziach możemy sypać pięknymi słowami, ale gdy zostajemy sami, czułość i wyrafinowanie giną. Bardzo łatwo jest zmanipulować opinię publiczną i tę „specjalną jednostkę”, aby wykreować jeszcze bardziej idealny obraz siebie, sprowokować konkretne reakcje. Jeśli wiesz na przykład, że twój partner zawsze po spotkaniu obgaduje waszych znajomych, często ignoruje twoje potrzeby i unika komunikacji, w takiej grze może „udowodnić” innym, że jest zupełnie przeciwnie. Zaprezentować się jako osoba kochająca, uważna, troskliwa i szczera.
Jeśli jesteś w grupie mało znających się osób, to fajny sposób na lepsze poznanie się, ale z powyższego doświadczenia wiem, że to także okazja, żeby przy wszystkich wygarnąć sobie różne sprawy i mieć powód do kolejnej kłótni. Ciekawa propozycja atrakcji na kwarantanniany wieczorek w domu.
Julia Bosski – socjolog amator, obserwatorka świata, twórczyni berlińskich Obiadów Czwartkowych i założycielka kulturalnego salonu warszawskiego „U przyjaciół kilku”, snob intelektualny, dziennikarka, aktywistka kulturalna.