„Głos Hind Rajab" był niewątpliwie jedną z najbardziej wyczekiwanych premier na weneckim festiwalu. Jednym czynnikiem było nazwisko reżyserki – Kaouther Ben Hania, Tunezyjki nominowanej w zeszłym roku do Oscara. Drugim, ważniejszym, była historia.
Reżyserka w trakcie zeszłorocznej oscarowej kampanii „Czterech córek" już planowała kolejny projekt. Ale kiedy po raz pierwszy usłyszała głos Hind upubliczniony w mediach, porzuciła wszystkie plany i zajęła się realizacją filmu o sytuacji w Strefie Gazy. Rozmowa telefoniczna z przerażoną dziewczynką stała się podstawą filmu, wokół której – na podstawie wielu wywiadów i rozmów – zbudowano sceny w dyspozytorni karetek.
To, czego nie widać, nie znaczy, że nie ma
Na ekranie nie widać okrucieństw wojny. Cała akcja toczy się w biurze Czerwonego Półksiężyca, muzułmańskiego odpowiednika Czerwonego Krzyża działającego między innymi w roli dyspozytorni karetek. Jako widzowie towarzyszymy wolontariuszom od pierwszego sygnału o dziecku w potrzebie aż do momentu, gdy słuchawka milknie.
„Okrutne obrazy są wszędzie: na naszych komputerach, telefonach. Ja chciałam skupić się na tym, co niewidzialne: na oczekiwaniu, na strachu, na nieznośnym dźwięku ciszy, gdy nie nadchodzi pomoc. Bywa, że to, co niewidoczne, potrafi uderzać najmocniej”, mówi o sposobie prowadzenia akcji Kaouther Ben Hania.
Ma rację. Bombardowani ze wszystkich stron drastycznymi obrazami wykształcamy znieczulicę, nie reagujemy już na kolejne zdjęcia oderwanych kończyn czy wygłodzonych, maleńkich ciał. Zmęczeni przemocą potrzebujemy przekazu, który ukaże tragedię w sposób empatyczny, ludzki, a nie drastyczny i szokujący. Nie potrzeba sensacji, tylko zrozumienia skali problemu.
Taką empatyczną wizją jest właśnie „Głos Hind Rajab". I patrząc na reakcje widzów – działa.
Jesteśmy świadkami ostatnich godzin małej Palestynki
Słyszymy pełen strachu głos dziewczynki błagającej o pomoc, przerywany hałasem gąsienic czołgów i seriami z karabinów. Jest uwięziona w samochodzie z podziurawionymi od kul ciałami członków swojej rodziny. Za co zostali ostrzelani? Usiłowali po prostu uciec z bombardowanej Gazy.
Oglądając film, mamy ochotę krzyczeć z frustracji. Wiemy, że najbliższa karetka jest oddalona zaledwie o 8 minut od dziewczynki, a mimo to nie może do niej dotrzeć. Niezliczone telefony, formułki grzecznościowe i przerażająca wręcz korporacyjność dalej obowiązują, mimo że na szali jest życie dziecka. Koordynator karetki, Ahmed, nie może wysłać pomocy bez zgody wszystkich instancji. Ryzykuje życiem ratowników, którzy martwi nie pomogą już nikomu.
„To nie jest tylko film o Gazie. To film o uniwersalnej żałobie. Ja nie umiem zaakceptować świata, w którym dziecko błaga o pomoc, ale nikt nie przychodzi. Ten ból, ta porażka należą do nas wszystkich”, mówi Ben Hania.
Przypomina też, że największą ofiarą wojny są dzieci.
O realiach konfliktu w Strefie Gazy wiemy wszyscy. Mimo to pozwalamy politykom na wspieranie Izraela w walce, w której codziennie giną niewinni, tacy jak mała Hind Rajab. Film Ben Hania zmusza do refleksji nad losem ofiar wojny. I nie pozwala zapomnieć, że od ukończenia II wojny światowej nie było ani jednego dnia pokoju na świecie.