Film „Father Mother Sister Brother” to tryptyk opowiadający o trudnych relacjach rodzinnych między dorosłymi dziećmi a ich zdystansowanymi rodzicami. Każdy z wątków rozgrywa się w innym miejscu, co jest już typowe w przypadku twórczości Jarmuscha. „Father” będzie miał miejsce na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, „Mother” w Dublinie, a „Sister, Brother” w Paryżu.
W filmie pojawi się wiele znajomych z poprzednich produkcji Jarmuscha twarzy, jednak jak podpowiada zwiastun, w odsłonie jakiej widzom jeszcze nie było dane ich zobaczyć. Szczególnie zachwycają Cate Blanchett i Charlotte Rampling. Poza nimi w obsadzie znajdą się również Tom Waits, Adam Driver, Mayim Bialik, Vicky Krieps i Luka Sabbat. W Stanach Zjednoczonych film pojawi się w kinach 24 grudnia, natomiast w Polsce premiera kinowa planowana na pierwsze miesiące 2026 roku.
Tegoroczny Festiwal Filmowy w Wenecji był dla fanów kina niezwykle ekscytujący, choć niestety zabrakło dzieł polskich twórców. Niemniej, o Złotego Lwa walczyło 21 filmów, a wśród nich znalazły się nowe propozycje od Yorgosa Lanthimosa, Guillermo del Toro, Paolo Sorrentino, Parka Chan-wooka czy Benny’ego Safdie’ego. Konkurencja była niemała.
Srebrnego Lwa, czyli Wielką Nagrodę Jury i drugie, co do ważności wyróżnienie, zdobyła przejmująca produkcja „The Voice of Hind Rajab”. Film po pierwszej projekcji otrzymał aż 24-minutowe owacje, a dla porównania „Father Mother Sister Brother” zaledwie 5-minutowe. Dzieło dwukrotnie nominowanej do Oscara tunezyjskiej reżyserki, Kaouther Ben Hanii, było zdecydowanym faworytem tegorocznego konkursu głównego. „The Voice of Hind Rajab” to autentyczna historia, w której pracownicy Czerwonego Półksiężyca przez sześć godzin próbują ocalić sześcioletnią dziewczynkę czekającą na pomoc w ostrzeliwanym samochodzie. Wstrząsająca opowieść ma miejsce rzecz jasna w strefie Gazy.
Zdania na temat zwycięzcy są więc podzielone. Ku jeszcze większemu zaskoczeniu, „Father Mother Sister Brother” został zgłoszony do Konkursu Głównego festiwalu w Cannes, jednak nie został zaakceptowany przez komitet selekcyjny. Czy wenecka komisja miała zatem rację? Nie możemy się doczekać aż sami się o tym przekonamy.