Tegoroczna edycja festiwalu obfituje w różnorodność tematyczną i wbrew pierwszym skojarzeniom z filmem dokumentalnym znajdziemy tu również szeroką paletę gatunkową. Kino podglądające, kino animowane, kino reportażowe, kino drogi, kino humorystyczne, kino medytacyjne… Wymieniać można bez końca. Jedno jest pewne, Docsy to dużo więcej niż przegląd dokumentów. To święto kina dosłownie pokonującego grawitację, poszerzającego granice (często je skreślające) i pobudzającego naszą wyobraźnię w wybornym towarzystwie. Dla mnie po obejrzeniu dwudziestu trzech projekcji najważniejszy okazał się australijski film „Tańcząca z rekinami”. To opowieść o fantastycznej kobiecie Valerie Taylor, żywej legendzie wśród odkrywców podwodnego świata. Historia młodej dziewczyny, mistrzyni nurkowania, jej przemiany wraz ze zmieniającym się światem i ludzką świadomością. Miłość na lądzie i miłość pod wodą, a do tego przepiękne archiwalne zdjęcia, emocje, śmiech, płacz, no i rekiny.
Zaraz potem polecam podróż w górzyste tereny Włoch śladami rozczulających „Truflarzy” i ich wiernych psów. Opowieść traktuje o starszych panach, pasjonatach, zbieraczach grzybów i to nie byle jakich, lecz tych najdroższych, najbardziej pożądanych przez wielogwiazdkowe restauracje białych truflach. Wzruszające, pięknie pokazane i iście pozytywnie nakręcające. Aż czuć ten wyjątkowy zapach!
Genialne zdjęcia towarzyszą również islandzkiej opowieści o dwojgu przyjaciół i ich chorobie dwubiegunowej zawieszonej pomiędzy Rejkiawikiem a daleką Azją. „Wyprawa na trzeci biegun” to wciągająca historia żyjącej wśród słoni Anny, która postanawia zaprosić słynnego islandzkiego muzyka Högniego (GusGus) na specjalny koncert w Nepalu, by szerzyć wiedzę o zdrowiu psychicznym. Całość podana niczym teledysk poprzeplatany dialogami o traumach, życiu, samotności i przyjaźni. W tle sporo hipnotyzującej muzy.
Filmem, który wciągnął mnie bez reszty, jest wywiad z Michaiłem Gorbaczowem. Tak, z tym legendarnym Gorbaczowem, liderem Związku Radzieckiego odpowiedzialnego za upadek imperium komunistycznego. Reżyser filmu „Gorbaczow. Raj” zostaje podjęty przez starego już i samotnego człowieka, by prowadzić nader przytomne rozmowy o drodze polityka na szczyt ZSRR, która zakończyła się obaleniem dyktatury. Dywagują o nowym porządku na świecie, w efekcie którego zjednoczyły się Niemcy i zapanowała demokracja. Mnie najbardziej urzekły wspomnienia o żonie, miłości jego życia oraz samotności ostatnich lat w luksusowej podmoskiewskiej willi ufundowanej przez przywódców postradzieckich republik… Zostaje w głowie na długo.
Świetny jest też film „Kapłan LSD, miłość i ja”, przez wielu mylnie odbierany jako opowieść o legendarnym profesorze Harvardu i propagatorze LSD jako leku uczącego używać głowy – Timothy Learym. Tak naprawdę jest to film o jego wieloletniej partnerce, Joannie Harcourt-Smith. Poznajemy jej życie już od wczesnych nastoletnich lat, kiedy zbuntowana dziewczyna z bardzo bogatego domu ucieka w świat hipisów, rock’n’rolla, narkotyków, seksu i gwiazd ówczesnej popkultury. Obraz laureata Oscara, Errola Morrisa, jest przede wszystkim perełką formalną. Autor bawi się szybkim montażem, mieszaniem animacji z typografią, pikantnymi wypowiedziami bohaterki i mnogością świetnych archiwalnych materiałów w rytm psychodelicznej muzyki z tamtych lat. Sens i wiarygodność wypowiedzi bohaterki nie jest tak ważny jak jej charyzma oraz klimat, w jaki wprowadza nas swoim niezaprzeczalnym urokiem. Zdecydowanie dla tych, którzy lubią troszkę odlecieć i nie wnikają za bardzo w zasadność czy rozsądek…
Szczerze polecam także opowieść o życiu i karierze Bruce’a Lee, jednego z idoli mojego dzieciństwa. Za wielką ikoną kina akcji i popkultury po raz pierwszy ujrzałem prawdziwego człowieka oraz jego ciężką drogę w czasach okrutnego rasizmu. Film „Bądź jak woda” przybliża jego charyzmatyczną postać, ale przy okazji zupełnie odmienny świat sprzed raptem 60 lat.
Na koniec prawdziwa radocha dla melomanów. „Summer of Soul”, dzieło jednego z liderów legendarnej grupy The Roots – Ahmira „Questlove” Thompsona w roli reżysera, to opowieść o mało znanym, lecz wielkim i znaczącym wydarzeniu jakie miało miejsce w Harlemie w 1969 roku. Wprowadzający w bardzo pozytywne wibracje film przypomina kompletnie zapomniany Festiwal Kultury Harlemu (taśmy z nagraniami przez 50 lat leżały w piwnicy), który stał się ogólnoamerykańskim ewenementem, gdzie mniejszościowe niepokoje i polityka połączyły się w imię muzyki… Na scenie wystąpili między innymi Gladys Knight, Steve Wonder, Mahalia Jackson czy Nina Simone.
Warto jeszcze wspomnieć „Tysiące małych ran” o opozycyjnej dziennikarce walczącej o wolność słowa i prawa człowieka w dyktaturze prezydenta Filipin, Rodrigo Duterte, a także o manifeście czterech znanych i doświadczonych przez życie oraz traumy artystek wykorzystujących własne ciało do ekspresji swoich myśli i poglądów w dokumencie „Ciało nie kłamie”. Wśród nich między innymi Marina Abramović.
Wymieniać możne jeszcze wiele, bo na wszystkie obejrzane przeze mnie produkcje może dwie były nietrafione albo po prostu nie wpisały się w moje gusta. Ważne jednak, by w miarę swoich możliwości poznawać świat – chociażby poprzez wizję innych ludzi. Docsy rozwijają, poszerzają wiedzę, ale i naszą wyobraźnię. Podziwiajmy inność, uczmy się świata i uśmiechajmy się do niego. Po prostu uciekajmy grawitacji. Mam nadzieję, że do zobaczenia na kolejnych salach kinowych! A tymczasem oglądajcie online na MDAG.pl.