Advertisement

Kochamy je, ale ich nienawidzimy. Hollywoodzkie nepo babies ponownie w ogniu krytyki

21-12-2022
Kochamy je, ale ich nienawidzimy. Hollywoodzkie nepo babies ponownie w ogniu krytyki
Na nowej okładce „New York Magazine” widzimy kilka gwiazd Hollywood. Numer zatytułowano „The Year of the Nepo Baby”. To, co je łączy, to sławni krewni.
Na okładce znajdują się m.in. Dakota Johnson, Maya Hawke, Maude Apatow, Lily-Rose Depp czy Zoë Kravitz, których głowy zostały doklejone do ciał niemowląt, ubranych w śpioszki. „Ma oczy swojej matki i jej agenta” – głosi hasło na okładce magazynu. Czy faktycznie należy rozliczać nepo babies z czegoś, na co nie mają wpływu?
Nepo babies, czyli dzieci nepotyzmu, to termin używany w stosunku do młodych gwiazd, których rodzice bądź krewni są znani, sławni i lubiani.

Błękitna krew

Już w złotej erze przemysłu filmowego, przypadającej na 20. i 30. lata ubiegłego wieku, zaczęły formować się „klany” wokół uwielbianych aktorów i twórców. Fonda, Barrymore, Coppola, Paltrow, Baldwin... Coraz częściej również widzimy na billboardach potomków i potomkinie ikon wybiegów z lat 80. i 90.
Choć trudno w to uwierzyć, liczby nie kłamią. Większość naszych ukochanych gwiazd miała styczność z branżą na długo przed oficjalnym debiutem. Pewne nazwiska od razu budzą skojarzenie, lecz w przypadku niektórych (takich jak np. Cumberbatch, Gyllenhaal, Cage czy Chalamet) trzeba przeprowadzić małe śledztwo.

Beneficjenci czy ofiary?

Krytyka nepotyzmu przybrała na sile w dobie social mediów. Krytycy złośliwie twierdzą, że każdy może dostać swój kawałek tortu, jeśli wygląda wystarczająco dobrze i ma nazwisko, które przyciągnie zainteresowanie.
Dzieciom sławnych i pięknych zarzuca się wszystko: brak talentu, niewdzięczność, hipokryzję. Wystarczy przypomnieć, jak Kylie Jenner broniła swojego sukcesu, twierdząc, że samodzielnie zapracowała na tytuł najmłodszej miliarderki na świecie.
Z drugiej strony jednak należy zadać sobie pytanie, czy koncepcja amerykańskiego snu „od zera do milionera” kiedykolwiek była możliwa. „Sukces w Ameryce zawsze był związany z rasą, płcią czy bogactwem międzypokoleniowym” – słusznie zauważa portal „The Take”.

Czy rzeczywiście jest im łatwiej?

Wiele gwiazd dzieli się swoimi historiami, aby przełamać mit sukcesu i udowodnić, że sukces nie był im pisany. Drew Barrymore wspomina dorastanie w Hollywood jako traumatyzujące i naznaczone walką z uzależnieniami. Lily Collins twierdzi, że w obawie przed porównaniami do sławnego ojca zrezygnowała z kariery muzycznej. Swoimi przemyśleniami podzieliła się również Lily-Rose Depp, córka Johnny'ego Deppa i Vanessy Paradis. Jej komentarz skrytykowała m.in. koleżanka po fachu Vittoria Ceretti.
Choć nikt nie odmawia im talentu, współcześni odbiorcy oczekują od nepo babies przede wszystkim uznania swojego przywileju. Nie chodzi o brak talentu, ale dostęp do świata, do którego zwykli śmiertelnicy nie mają dostępu. Utalentowani twórcy, którzy nie mają sławnych rodziców, muszą pracować dwukrotnie ciężej, aby ktoś zwrócił na nich uwagę. Trudno zatem dziwić się, że odbiorcy oczekują od dzieci nepotyzmu odpowiedzialności oraz pokory. Dzieci Hollywood czekają nowe wyzwania, ale stawka jest warta świeczki.
Tekst: Antonina Mierzejewska
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement