Advertisement

Margot: „Jesteśmy krajem, który kocha przemoc" [wywiad]

Autor: Monika Kurek
04-09-2020
Margot: „Jesteśmy krajem, który kocha przemoc" [wywiad]

Przeczytaj takze

Kolektyw Stop Bzdurom zasłynął z kontrowersyjnych, bezkompromisowych akcji. Aktywistki kilkakrotnie zatrzymały furgonetkę anty-LGBT Fundacji Pro – Prawo do Życia oraz przeniosły znicz premiera Morawieckiego na most, z którego skoczyła aktywistka Grupy Stonewall. Ich działalność nie przeszła niezauważona i szybko przyciągnęła uwagę policji oraz obecnej władzy. W efekcie doszło do zatrzymania Margot, podczas którego policja starła się z protestującymi. Dzięki ogromnej mobilizacji oraz międzynarodowemu rozgłosowi Margot zwolniono z aresztu przed upływem dwóch miesięcy.
To, co dzieje się teraz w naszym kraju, jest trudne, ale nie wyobrażamy sobie, żeby o tym nie pisać. Właśnie dlatego spotkaliśmy się z Margot i Łanią ze Stop Bzdurom i porozmawialiśmy z tą pierwszą m.in. o brutalności policji, jej zatrzymaniu, hipokryzji Kościoła, fałszywym sojusznictwie, hardkorowym aktywizmie oraz prześladowaniu osób LGBT+ w Polsce.
W pamiętny piątek w trakcie solidarnościowego protestu przeciwko twojemu zatrzymaniu doszło do brutalnego starcia z policją. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Margot: Najpierw wepchnięto mnie do auta, w którym siedziałam wyłącznie z kierowcą, więc mogłam sobie śmieszkować i zaczepiać dziennikarzy. Przestało być miło, kiedy dosiadła się psiarnia. Policjanci byli przygotowani na tę sytuację: ściągnęli najbardziej brutalny oddział prewencji w Warszawie i opróżnili wszystkie dołki w mieście, wywożąc więźniów poza Warszawę. Dzięki temu policja mogła rozpędzić demonstrację, doprowadzić do eskalacji przemocy i pozamykać na dołkach około 50 osób w ramach zastraszenia.
Z licznych relacji wiemy jak policjanci traktowali protestujących. Jak zachowywali się w stosunku do ciebie?
Margot: Często wydaje się, że oni są bardzo w porządku. Zwracają się po imieniu, zaczepiają i pytają o co nam chodzi lub czy nie przeginamy. Chwilę później jednak słyszysz od policjanta „Kiedyś cię zabiję, Margot, wiesz o tym, co?". Słyszysz, że jesteście „zwierzętami" lub „pierdolonymi downami". Ja słyszałam takie rzeczy w radiowozie. Zostałam też uderzona przez jednego policjanta.
W jakich okolicznościach?
Margot: Nagrywał filmik dla swoich znajomych i rodziny. To było na zasadzie: „Nagrywam zajebistą akcje, zaraz wkroczy dowódca prewencji i rozwali wszystkich pałami. Halo, mamo, oglądaj mnie w telewizji, bo te zwierzęta szaleją!".
Czyli nie zachowali neutralności.
Margot: Mam wrażenie, że tym zwykłym policjantom wydaje się, że są neutralni. To jest własnie najgroźniejsze. Wydaje im się, że tylko wykonują rozkazy i robią to, co wszyscy. Nawet policjanci, którzy nas biją, mówią, że nie chcą się tym zajmować, bo to są jakieś upolitycznione sprawy. Argumentują np. że policjanci są od łapania przestępców, a nie od zajmowania się takim frajerstwem. Muszą się czuć bardzo wygodnie – odnieśli się krytycznie do sytuacji i nikt ich nie pociągnie do odpowiedzialności.
Tak samo było w przypadku piątkowego zatrzymania?
Margot: Wiesz co, ja nie mam najgorszej. Jako członkinie kolektywu Stop Bzdurom jesteśmy tanią sensacją i cieszymy się dużym zainteresowaniem, więc oni się boją. Tego samego nie można powiedzieć o pozostałych 50 osobach, często przypadkowych, które były bite i molestowane seksualnie przez policjantów. Te osoby nie były na to gotowe. Nie miały naszego statusu ochronnego. Były po prostu ofiarami policji, która działała w bardzo konkretny sposób. Nie ruszali np. dużych grup czy osób mających wsparcie prawne i medialne. Mieli polecenie, żeby wyłapywać pojedyncze jednostki, które najłatwiej zastraszyć. W tygodniach po protestach solidarnościowych zresztą nie było lepiej i stoi za tym bardzo mroczna historia.
To znaczy?
Margot: Uczestników zatrzymano i przeszukano ich mieszkania. O tym należy mówić, a nie o wsparciu wielkich intelektualistek, choć to wsparcie częściowo wyciągnęło mnie z aresztu, w którym ku radości prokuratury równie dobrze mogłabym siedzieć do końca życia. Bardzo bym chciała, żeby osoby, które śledzą ten temat, wiedziały, że gesty solidarnościowe nie są po to, żeby wyciągnąć z więzienia lewackiego prowodyra, tylko są to również wyrazy wsparcia wobec bezimiennych ofiar policji w całej Polsce.
Czy uzasadniono w jakiś sposób te przeszukania?
Margot: Podejmując tego typu działania policja nigdy nie ma uzasadnienia, co wynika trochę z charakterystyki słowa prewencja. Kiedy organizowałyśmy pierwsze queerowe protesty, polegające na puszczaniu muzyki i tańczeniu, lądowałyśmy na glebie z wykręcony rękami. Potem zabierano nas do suki. Zgodnie z procedurą policjanci powinni się wylegitymować, umożliwić kontakt z prawnikiem oraz podać powód zatrzymania, co przy dobrych wiatrach ma miejsce dopiero w suce. Potem cała komenda kombinuje, który artykuł pasuje do tego konkretnego zatrzymania. Uzasadnienie czasami przygotowuje dowódca, a czasami prokurator. Innym razem po prostu go nie ma. Można też złożyć zażalenie, ale w najlepszym wypadku zajmie się nim wydział wewnętrzny policji, który je umorzy.
Brzmi jak sytuacja bez wyjścia.
Margot: Równie trudno jest zidentyfikować policjanta, który się nie przedstawi. Jeszcze częściej jest tak, że jeden funkcjonariusz spisuje i odchodzi zrobić notatkę, a potem drugi przeprowadza czynności w ramach działań. Przy każdej okazji policjanci zasłaniają się tym, że działają w szyku zwartym, więc nie muszą mieć identyfikatorów. Zresztą nawet jeśli mają, to raczej ich nie przeczytasz leżąc na ziemi. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku przeszukania mieszkania. Jeżeli ich nie wpuścisz – wyważą drzwi. Jeżeli ich wpuścisz i nic nie znajdą, a potem złożysz zażalenie, to prokuratura przygotuje uzasadnienie. Działają w ramach uzasadnienia post factum.
Pomimo, że dopiero teraz zrobiło się o tym głośno, przemoc dotyka środowisko LGBT od lat.
Margot: To nie jest tak, że osoby LGBT są pierwszymi ofiarami policji. Brutalne pobicia ze strony policji miały miejsce np. podczas protestów w obronie Konstytucji. Łamane ręce, zniszczone łękotki... Ludzie byli sini od od uderzeń. Przeżywali to, co przeżywają teraz queerowe osoby.
O tym się nie mówi.
Margot: Kto ma o tym mówić? Wszyscy przecież bardzo lubią policję, a wszystkie małe dzieci chcą zostać policjantami. To jest obrzydliwe, że w tygodniach, w ciągu których policja stosuje systematyczną przemoc wobec osób walczących o swoje prawa i wolność, media piszą o policjancie, który złapał kogoś nieprzestrzegającego kwarantanny czy uratował topiącego się mężczyznę. To symptomatyczne, że taką uwagę wzbudzają wszelkie ludzkie odruchy policjantów. Są sensacyjne i godne medialnego zainteresowanie. W przeciwieństwie do systemowej przemocy policji.
Może gdyby ludzie o tym pomyśleli, wasze działania byłyby odbierane inaczej?
Margot: Dużo się mówi o przemocy w kontekście mojej osoby. Jestem pytana przez liberalne media czy zaatakowanie człowieka i zniszczenie mienia to nie przesada. Zupełnie jak gdyby przemoc w naszym społeczeństwie była czymś sensacyjnym. Jesteśmy krajem, który może być znany z ukrywania pedofilii przez papieża i który tak bardzo uwielbia bić żony w zaciszu ogniska domowego, że nie wstydzi się wypowiedzieć konwencji antyprzemocowej. Jesteśmy krajem, który kocha przemoc i wcale nie chodzi o przemoc zawodową w postaci boksu. Polacy uwielbiają strzelać się po mordzie na ulicy i znęcać się nad własnymi rodzinami. Wbrew temu, co mówią w telewizji obrońcy złotego środka w wymuskanych garniturach, to żaden skandal obyczajowy, że ktoś wyjebał się na chodnik.
Od kiedy stosuje się areszt w przypadku oskarżenia o zaatakowanie człowieka i zniszczenie mienia?
Margot: Kiedy byłam w areszcie, typ skatował nastolatka i pomimo, że policja go zidentyfikowała, nie dostał ani dozoru ani aresztu. Parę tygodni później skatował dwójkę nastolatków kolbą od pistoletu i dopiero wtedy prokuratura przyznała dozór. Ja musiałam walczyć o luksus dozoru, bo prokuratura uznała, że trzydniowy dozór to za mało i lepiej, żebym siedziała w areszcie. Ludzkie życia mają różną wartość. Fakty pokazują, że życie pedała jest mniej warte niż obdarty nadgarstek homofoba.
Czy wsparcie medialne kolektywu miało wpływ na to, jak byłaś traktowana w więzieniu?
Margot: Nigdy nie widziałam bardziej spanikowanych ludzi – a byłam na zeszłorocznej paradzie w Białymstoku, więc wiem, co mówię – niż służba więzienna na Białołęce, która uświadomiła sobie, że ma do czynienia z queerową osobą obserwowaną medialnie. Od razu założyli, że zostanę zabita i nie uda im się rozliczyć z tego przed aparatem państwa. Ten strach okazał się nieco na wyrost. Nie chcę tutaj wychwalać moich współwięźniów, ale po paru dniach „Jebać Cię, pedale" zmieniło się w szyderczo-złośliwe „Kocham Cię, Margot" a potem w „Pierdolić Ziobrę, powiedz chujowi, żeby się jebał". Osoby LGBT, oprócz tego, że są ideologią, są też osobami z krwi i kości. Pokazują faki, mają ograniczoną wytrzymałość, siedzą w więzieniu. Polacy i Polki mają w sobie wrażliwość, umożliwiającą im zobaczenie w drugim człowieku człowieka. Szok, co? I ci straszni kryminaliści też są w stanie się oswoić i być dobrymi mordami. Ale nie każdy patus zobaczy w tobie człowieka, a konkretnie: nie możesz liczyć na patusa w mundurze. Co roku polscy policjanci zabijają przypadkowych ludzi lub katują bezbronnych na komendach. O tym też niewygodnie się pisze.
W areszcie poprosiłaś o Nowy Testament. Jesteś osobą religijną?
Margot: Osoby deklarujące w Polsce wiarę w Boga, o których myśli się w kontekście tego słowa, wcale nie są osobami religijnymi. To bardzo nienawistni ludzie, którzy bardzo cynicznie grają kapitałem, jakim jest religia i swego rodzaju uduchowienie. My nigdy nie wygramy tej gry z polskim Kościołem. Nie chciałabym użyczać mu swojej twarzy. Mam bardzo poważny stosunek do Nowego Testamentu jako do pewnego intelektualnego fundamentu naszej cywilizacji. Właśnie dlatego, że mam do niego poważny stosunek i traktuję tą naukę poważnie, przeszkadza mi, że jest wykorzystywana sprzecznie przez Kościół i prawicę.
W zeszły piątek Kościół przyjął dokument „Stanowisko Polskiego Episkopatu w sprawie społeczności LGBT+". Słyszałaś o tym?
Margot: Niewiele jest w Polsce osób, które traktują Nowy Testament tak poważnie jak ja. W takiej sytuacji nie możemy jednak stanąć w równym rzędzie. To, co robią, nie jest religijne. Polski Kościół zachowuje się niczym monarchia działająca na mocy władzy swojej instytucji, podczas gdy osoby homoseksualne w Polsce nie są w stanie ugrać swojego życia. Sam pomysł dialogu w sprawie osób LGBT jest dehumanizujący. W dodatku dialogu bez czynnego udziału społeczności. Tak jakby to, co przeżywają osoby LGBT, mogło być przedmiotem dyskusji. To cześć przemocy. To, że życie osób LGBT w Polsce nie należy do nich, tylko do tego, kto wygra spór. A te życia przecież należą do nas.
Denerwuje cię, że niektóre media uparcie nie chcą używać „poprawnych" zaimków?
Margot: Nie, w ogóle. Nie boli mnie to, bo nie mam takich oczekiwań. W dowodzie mam wpisane „Michał Szutowicz, płeć męska", a zmienienie tego jest w Polsce niemal niemożliwe. To nie jest dla mnie żaden wstyd, że państwo mnie nie uznaje. Wręcz przeciwnie. Czuję dumę, że nie mogę zdobyć uznania od tego zbrodniczego reżimu. To ,co mnie zawodzi, to ludzie działający ze złych pobudek. Tacy, którzy udają, że działają w dobrej wierze i udają sojuszników. To jest najgorsze. Przykładowo: „Wspieram kobiety, osoby LGBT, ale...” albo „Sytuacja osób LGBT jest trudna, ale nie ma zgody na niszczenie mienia”. To warunkowe wsparcie. Mówią tak, zamiast przyznać się do rzeczy, z którymi sobie sobie nie radzą, czyli np. z funkcjonowaniem Fundacji Pro – Prawo do Życia. My ze swojej strony robimy wszystko, co w naszej mocy.
Na czym w takim razie powinno opierać się sojusznictwo?
Margot: W końcu osoby, które są sojusznikami powoli przestają pieprzyć o tym, jak powinniśmy prowadzić swoją walkę. Przestają stawiać wymagania typu: „Bądźcie miłe, grzeczne”. Jedyne, co mogą zrobić sojusznicy, to nas wesprzeć. Powiedzieć: „To jest wasza walka, wasze życie. Jeżeli walka jest potrzebna, to ją prowadźcie, a my zajmiemy się rozmową z heteronormatywnymi znajomymi, którzy mają uprzedzenia i żyją stereotypami”. Wychodząc z domu osoby LGBT muszą założyć, że mogą dostać wpierdol. Osoby heteronormatywne nie muszą o tym myśleć. Nie da się jednocześnie zabezpieczać swojego życia oraz udzielać wsparcia wszystkim w swojej społeczności, którzy akurat zostaną skatowani przez matkę, ojca czy kumpli w szkole. To absurdalna ilość pracy. Jeszcze dodatkowo mamy zająć się edukacją osób, które nie wykazują wobec nas dobrej woli. Co jeszcze mamy zrobić? Też chcemy się na chillu wyspać, spokojnie zjeść, no i bez stresu, kto jak lubi, kochać się ze sobą godzinami.
Zaskoczyła cię hipokryzja mediów liberalnych oburzonych zdjęciem, które dodałaś po wyjściu z aresztu?
Margot: Nie wywodzę się ze środowiska akademickiego, bo pochodzę z małej miejscowości, w której nikt nie miał wykształcenia wyższego, ale przez długi czas z powodzeniem funkcjonowałam w środowisku akademickim. Wyobrażenie, że akademicy nie pokazują faka, nie przeklinają i nie piją wódy jest absurdalne. Czy naprawdę ktoś myśli, że oni tak nie robią? Najwybitniejsi polscy intelektualiści piją wódę tak samo, jak cała reszta Polski. To są zwykli ludzie, którzy są realnie, emocjonalnie zaangażowani w bieżące wydarzenia i którzy, gdy się wkurwią, pokazują faka. Pół biedy, jak gazety post factum ocenzurują jakieś słowo, ale unikanie wulgaryzmów przez transmitujące na żywo media jest irracjonalne. Napięcie emocjonalne może być wysokie, ale wszyscy są w garniturach. Przecież oni nie są tacy naprawdę! Kiedy prześledzimy profile w social mediach tych wszystkich publicystów, to ten obraz pęka, bo Gozdyrze czy innym prezenterom czasem puszczają nerwy. Nie trzeba być wielkim znawcą, żeby wiedzieć, co się kryje pod tymi wszystkimi garniturami.
Myślisz, że twoja działalność ma szansę przyczynić się do zwiększenia wiedzy społeczeństwa na temat osób niebinarnych?
Margot: Nasza społeczność od lat edukuje się sama i poświęca ogromną ilość energii, aby czerpać z dyskursu naukowego, tworzyć ten dyskurs oraz walczyć o edukację seksualną i świadomą zgodę jako konieczny warunek kontaktów płciowych. Problemem osoby niebinarnej w małej miejscowości nie jest to, że Gozdyra, Lis i Hartman dowiedzą się czegoś o niebinarności, tylko to, że dostaną w mordę od własnych rodziców. Problemem nie jest to, że ktoś zażartuje sobie, że identyfikujemy się jako helikopter. To przejaw problemu, ale nie jego sedno. Za tymi żartami kryje się krzywda prawdziwych osób, o której nigdy się nie dowiemy.
Co powiedziałabyś osobom, które uważają, że wasze działania są zbyt radykalne?
Margot: Z historii dobrze wiemy, że nie taka jest logika konfrontacji z aparatem opresji. Wystarczy sobie przypomnieć chociażby zamieszki w Stonewall, ale taki sam schemat występuje również poza ruchem społeczności LGBT. Ani komunizm ani niewolnictwo nie rozwiązały się same. Sufrażystki też w swoich czasach były uznawane za prowokujące i agresywne bestie i płaciły za to własną krwią. Wszyscy płaciliśmy i płaciłyśmy.
Czy w takim razie możemy mówić o uzasadnionym radykalizmie?
Margot: On jest potrzebny. Jest konieczny, żeby coś osiągnąć, ale nie jest krzywdą, którą ktokolwiek z nas znosi, bo ma masochistyczne zapędy. To smutne, że musimy to znosić, żeby społeczeństwo zaczęło szanować inne osoby i żeby te osoby miały prawo do życia. To nie jest krzywda, na którą pod koniec walki będziemy mogły spojrzeć z radością. To krzywda osób, które kochamy i które tracimy.
I jesteście gotowe zapłacić tę cenę?
Margot: Każda osoba płaci za siebie. Jak powiem, że jesteśmy gotowe, to znowu ktoś zripostuje, że celowo dolewamy oliwy do ognia. Nie o to chodzi i bardzo tego nie chcemy. Właściwie ciężko jest mówić o jakiejś gotowości. Po prostu liczymy się z tym, co może się stać.
Paradoksalnie największe zamieszanie wywołało wcale nie zatrzymanie furgonetki Fundacji Pro – Prawo do Życia, ale powieszenie flag na pomnikach. Pod jednym z nich premier Morawiecki postawił znicz.
Margot: My przeniosłyśmy go w miejsce samobójczej śmierci członkini naszej społeczności, która nie dała sobie rady z nagonką nakręcaną właśnie przez takie osoby jak premier Morawiecki. To jest dodatkowa rzecz, której się od nas oczekuje – powinniśmy zatroszczyć się o duchowe zbawienie naszych oprawców, bo nikt inny nie chce się tym zająć.
Jakie są dalsze plany kolektywu Stop Bzdurom?
Margot: Póki co planujemy pracę zdalną. Każdy ma taki komfort, na jaki go stać. W naszym przypadku to praca zdalna, a nie ucieczka na Seszele. Jesteśmy zresztą pod stałą inwigilacją służb, więc średnio możemy przeprowadzić jakąkolwiek prowokującą akcję. Na razie spróbujemy uzyskać dostęp do tych funduszy, które zebraliśmy, bo nie mamy pewności czy się uda. Nasza Zrzutka jest w jedną stronę zablokowana – można wpłacać, ale nie da się wypłacić pieniędzy. Powyżej 50 tysięcy blokada jest automatyczna. Państwo bardzo się przygląda tej Zrzutce, więc rozliczymy się z każdej złotówki. Wymyślimy np. formę grantów dla mniejszych queerowych organizacji. Wiemy, że część wpłat jest od członków naszej społeczności, a część od sojuszników i sojuszniczek, którzy często są usytuowani lepiej niż przeciętna osoba LGBT. Chcemy rozdystrybuować te środki tak, by wzmocnić naszą społeczność.
Nadal chcecie się spotkać z papieżem?
Margot: Chciałabym spojrzeć mu w oczy. Nie wiem, czy mielibyśmy sobie dużo do powiedzenia, bo chyba oboje zdajemy sobie sprawę ze swojej sytuacji. W przyjacielski sposób, oczywiście. Sam papież odniósł się zresztą do sytuacji osób LGBT w Polsce. Powiedział m.in., że nie ma zgody na prowadzenie nienawistnej kampanii przeciw osobom LGBT oraz na to, co robi polski Kościół. Biorąc pod uwagę ostatnich papieży, papież Franciszek jest heroicznym bohaterem. Jeśli chodzi o Kościół, to musi liczyć się z tym samym, z czym liczymy się my. Musi liczyć się z tym, że może zginąć.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement