

Przeczytaj takze
/tekst: Zuzanna Gralewicz/
Projektanci już przedstawiają swoje propozycje na następną jesień – niektórzy wydają się nad wyraz zainteresowani starożytnymi cywilizacjami, vide Egipt Karla Lagerfelda i Rzym Jeremy’ego Scotta – ale zwykli śmiertelnicy dopiero przygotowują się do nadchodzącej wiosny. Z jakimi trendami modowymi rozstajemy się w 2019 roku, z jakimi powinniśmy, a jakie nigdzie się nie wybierają? Czego można spodziewać się w nowym sezonie?
Trendy ubraniowe rodzą się na wybiegach, lecz nie tylko – równie często ich źródłem jest ulica lub internet. Naiwny ten, kto twierdzi, że propozycje największych domów mody to więcej niż ułamek motywów, które w 2019 roku zafascynują modowych entuzjastów na całym świecie. Nie da się jednak ukryć, że są one najlepszą możliwą prognozą kierunku, w którym zawieje duch czasu. Przyjrzyjmy się zatem temu, co projektanci mają nam do zaoferowania na wiosnę i lato, nie zapominając podsumowaniu zeszłego roku.
Z czego zasłynął rok 2018? Z inkluzywnego szyku, czyli mnogości odcieni ludzkiej skóry i kształtów, różnorodności i bogactwa form. Ogromnym trendem pozostaje też ekomoda. A przynajmniej taka, która mierzy w bycie eko i stara się jak najmocniej ograniczać ogromne marnotrastwo, z którego zawsze słynął przemysł modowy.
Po pierwsze: ciuchy z recyklingu zyskują coraz większą rzeszę wielbicieli. Chodzi zarówno o ubrania wykonane z odzyskiwalnych materiałów – by wspomnieć tylko pamiętną kolekcję kapsułową japońskiej marki Beams, powstałą we współpracy z firmą Ziploc, która połączyła recykling z logomanią, a na naszym rodzimym gruncie działania spółdzielni Ushirika, prowadzonej przez Alicję Wysocką – jak i te, którym sklep z odzieżą używaną podarował drugie życie. Coraz więcej osób odkupuje ubrania z secondhandów, potem przerabia je (lub nawet nie) i sprzedaje po wyższej cenie, często uzyskując rezultaty lepsze niż niejeden wysoko ceniący się projektant, a już na pewno lepsze, niż większość sieciówek.
Po drugie: coraz więcej ekskluzywnych domów mody oraz zwykłych marek zaczyna hołdować wartościom od lat propagowanym przez Stellę McCartney. Z futra zrezygnowały takie domy modowe, jak Versace, Gucci, Burberry, czy Chanel (który zrezygnował też z egzotycznych skór). Londyński Fashion Week również odbył się pod znakiem jego braku, a w lutym 2019 w Los Angeles zorganizowany zostanie tydzień mody, który będzie w całości wegański.
Czyżby nadruki zwierzęcej skóry na dobre wygryzły naturalne futro? Imitacje owczej wełny oraz przeróżnych futer, do tego absolutnie wszechobecny wzór wężowej skórki, cętki lamparta albo paski zebry. A może nawet... łaty brązowej krowy? No właśnie, kowbojski szyk również nie zwalnia tempa. W 2018 roku zatriumfowały buty kowbojki, w kolekcjach wiosna-lato 2019 wybiegi podbijają frędzle – w wersji kowbojskiej, ale nie tylko. Poza tym wszechobecne falbany, plisy i marszczenia, oraz kolorowa krata.
Powszechnie wiadomo, że 2018 był rokiem nostalgii. Za czym tęskniliśmy? Za latami 80., 90., i 00., ze szczególnym naciskiem na przełom tych dwóch ostatnich dekad. Wydaje się, że w 2019 o wiele mocniej zatęsknimy za latami 80. – najprzeróżniejsze wersje wypchanych, kwadratowych oraz bufiastych ramion we frakach, żakietach, marynarkach, (a nawet trykotach), dodatkowo zwiększą swoją objętość.
Co jeszcze podbija wybiegi? Tie-dye, czyli farbowane tkaniny, które uprzednio zawiązane zostały w supły, a do tego wstęgi, kokardy i chusty, szale, apaszki i bandanki. Hipiserka? Może trochę, choć z drugiej strony jarzące się niczym toksyczne odpady neonowe kolory nigdy nie miały się tak dobrze, jak teraz. Z trzeciej strony, możemy się też spodziewać renesansu gamy beżów. To prawdziwy zawrót głowy.
Co poza tym? Siatki (te misternie tkane na drutach, ale mogą być też rybackie), troczki i sprzączki. Mówi się, że furorę jeszcze większą niż w poprzednim sezonie wywołają szorty nad kolano, zarówno w wersji „biker shorts”, jak i trochę luźniejsze w kroju, oraz torebki z paciorków. Niektórzy twierdzą, że największym hitem będą mini-torebeczki, maxi-kapelusze oraz peleryny.
A co słychać na naszym podwórku? Jakie trendy można zauważyć na polskich ulicach? „Slav wave” na pewno nie jest nowy. I choć wydaje się, że oczy świata mody po raz pierwszy zwróciły się ku Europie Wschodniej w 2009 roku, gdy wybiegi zalała fala modelek i modelów pochodzenia wschodnioeuropejskiego, a projektanci zakochali w ich smukłej budowie i wysokich kościach policzkowych, choć Gosha Rubchinsky zaprezentował swoją kolekcję w Paryżu już pięć lat temu, a estetyka takich marek jak MISBHV, Balenciaga czy Vetements już dawno zdążyła podbić serca szerokiej publiczności, dopiero 2017 został okrzyknięty przez Vogue'a rokiem „słowiańskiej fali”.
Mimo częściowego krytycyzmu (według niektórych, projektanci czerpiąc garściami ze sposobu, w jaki od lat ubierają się niższe warstwy społeczne zamieszkujące postsowieckie tereny Europy Wschodniej i przekuwając go w kosztowne projekty sygnowane ich nazwiskiem, przywłaszczyli sobie część kultury), w 2018 roku trend był już dawno w mainstreamie. W 2019 roku na pewno nie będzie już tak widoczny, choć jego reminiscencje, wzmocnione trochę świeższą fascynacją latami dwutysięcznymi, nadal można wyśledzić w światowych kolekcjach (między innymi znane nam wszystkim polskie potworki modowe). Skarpetki do sandałów? Oczywiście. Białe kozaczki z czubem? Czemu nie.
Zachód zachłysnął się „slav wave'em” przeżuł go i wypluł nam z powrotem. Międzynarodowe docenienie musiało nad wyraz mile połechtać nasze ego, bo słowiańskość, przez kilka lat skrzętnie chowana na dnie szafy, wybuchła ze zdwojoną siłą i w 2019 roku chyba nigdzie się nie wybiera. Czy to źle? Niekoniecznie. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto na dnie serca nie czuje nawet najmniejszej nostalgii do modowej słowiańskości w odcieniu blokerskim, rejwowym, czy jakimkolwiek innym, ale też zauważmy, że na każdym wernisażu jest co najmniej kilka osób w nieśmiertelnym trójpasiastym dresie, najlepiej z naciągniętą na nogawkę skarpetką.
Przełom roku to świetny czas, by sprostać innej trudnej prawdzie. Ubieranie się w całości na czarno zazwyczaj świadczy o pójściu na łatwiznę. Kropka. Jeśli ubierając się na czarno chcesz pójść na łatwiznę, to właśnie Ci się to udało, bo przekaz jest jasny – brak przywiązania do tego, co można osiągnąć pracując z ubraniem. Oczywiście nie każdy ma obowiązek zawracać sobie tym głowę! Wszyscy mają prawo ubierać się tak, jak im się żywnie podoba. Po prostu zauważmy wreszcie, że czasy, kiedy all black look gwarantował mroczny, elegancki lub chociażby alternatywny wygląd, niestety już minęły. „Wear black or stay naked”? „Ładni ludzie ubierają się na czarno”? Nie, nie, nie. Szanujmy się.
Na koniec najbardziej absurdalny i idiotyczny fenomen, który na przestrzeni ostatniego roku dotarł też do Polski. Jeśli stoicie, to lepiej usiądźcie - przed wami Hypebeast, czyli spotworniały streetwear, wykreowany przez nastoletnie umysły snobujących się dzieciaków wychowanych na trapie. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, kim są ludzie, którzy stoją kilka godzin w kolejce po nowe Yeezy, to właśnie oni. Nastolatki (swoją drogą ciekawe, dlaczego głównie chłopcy?) spotykające się w grupach, by wyliczyć, kto ma na sobie ubrania warte najwięcej pieniędzy. Ich spotkania częstokroć dokumentowane są w filmikach, które można potem obejrzeć na YouTube’ie. Jako kluczowa jawi się dla nich kwestia „ile kosztuje twoje ubranie?”, a estetyka, wyczucie i smak, nie wspominając nawet o etyce, grają tutaj drugie skrzypce. W spektrum ich zainteresowań znajdziemy głównie takie marki jak Supreme, Off-White, Anti Social Social Club, Stüssy. Czasem mignie też pasek Gucci, zakoszony tacie z szuflady. Lans.
Nie od dziś wiadomo, że adolescenci bywają nienajmądrzejsi. Tak, jasne, ten fenomen narastał, ale komu teraz zdobywać te Himalaje absurdu? Potrzeba by całej wysokogórskiej ekspedycji ratunkowej, by sprowadzić ich na ziemię.
Nie zapominajmy, że w modzie, jak wszystkich innych polach wymagających kreatywności, najważniejszy jest własny pomysł, a nie ślepe podążanie za trendami.







