„Yellowjackets” to genialne połączenie dramatu psychologicznego, dreszczowca oraz horroru. Żeńska drużyna piłkarek wyrusza na mistrzostwa, lecz ich samolot rozbija się w ostępach Ontario, a zdane na siebie licealistki muszą przetrwać w dziczy. Po 25 latach muszą ponownie stawić czoła mrocznym wydarzeniom z przeszłości.
Akcja toczy się jednocześnie w dwóch osiach czasowych. Poznajemy nastolatki przed wypadkiem, a następnie obserwujemy, jak próbują odnaleźć się w nowej sytuacji i jak zmienia się dynamika grupy. Oczywiście, to już wszystko wcześniej było, czego najlepszym przykładem jest „Władca Much”, lecz „Yellowjackets” idzie o krok dalej. Horror miesza się z traumą i ciężarem emocjonalnym, a przez większość czasu trudno stwierdzić, czy umysł płata dziewczynom figle, czy w dziczy rzeczywiście czai się jakaś nadprzyrodzona siła. W niepewności umacniają nas oniryczne sceny, które śmiało mogłoby zostać przyrodnimi siostrami finałów filmów „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” Roberta Eggersa czy „Midsommar” Ariego Astera.
Z drugiej strony mamy dorosłe, straumautyzowane kobiety, które zostały ukształtowane przez to, co wydarzyło się w dziczy. Są partnerkami, pracowniczkami, przyjaciółkami. Starają się żyć dalej, choć tamte wydarzenia będą w nich już zawsze. Łączy je sekret, a jak wiadomo, tajemnica to najsilniejsza więź. Świat widział w nich wyłącznie ofiary katastrofy, którym udało się przeżyć dzięki sprytowi i odrobinie szczęścia. Nie wiedział jednak, ile tak naprawdę kosztowało je przetrwanie. Na tym zresztą polega właśnie największa groza „Yellowjackets”. Ten serial nie opowiada o abstrakcyjnych wydarzeniach, tylko o tym, co człowiek jest w stanie zrobić, aby przeżyć. Jak zachowalibyśmy się na miejscu głównych bohaterek? Czy umielibyśmy potem spojrzeć na siebie w lustrze? Jak doświadczona trauma wpłynęłaby na nasze przyszłe życie? To przyprawia o dreszcze, nawet jeśli pominiemy aspekt paranormalny.
Gdy echo tamtych wydarzeń nawiedza je w dorosłym życiu, bohaterki są zmuszone połączyć siły i rozwiązać zagadkę. Melanie Lynskey („Mrs. America”) wciela się w Shaunę, która poślubiła męża swojej martwej przyjaciółki. Fenomenalna Christina Ricci („Rodzina Addamsów”) gra ekscentryczną Misty, która od dziecka ma ogromną potrzebę bycia lubianą i podziwianą. Charyzmatyczna Juliette Lewis („Urodzeni mordercy”) nadała życie dorosłej Nathalie – zbuntowanej, zadziornej i walczącej z uzależnieniem, a Tawny Cypress odgrywa Taissę, ubiegającą się o urząd gubernatora. Żeby było jeszcze ciekawiej, dopiero z czasem dowiadujemy się, komu jeszcze udało się przetrwać, a kto pozostał w głuszy na zawsze. Mało tego, w drugim sezonie do obsady dołączył Elijah Wood!
„Yellowjackets” to babski serial. „Chcieliśmy wykorzystać motyw liceum, aby zaciekawić ludzi i opowiedzieć historię o popieprzonych kobietach” – powiedziała Ashley Lyle, współtwórczyni produkcji, podczas panelu Deadline Contenders w Paramount Studios.
„Mieliśmy nadzieję, że osie czasowe będą się zacierać. Przesłaniem serialu jest to, że jeśli nie zmierzysz się z przeszłością, to zabierasz ją ze sobą do teraźniejszości. Lawirujemy między tymi dwoma płaszczyznami. To coś, co ustaliliśmy bardzo wcześnie”, ocenia Karyn Kusama, reżyserka pierwszego odcinka.
Świetnie napisane postacie (jeden z najciekawszych wątków to przyjaźń Shauny i Jackie), obłędna estetyka oraz przejmująca historia traumy z elementami folkowego sprawiają, że „Yellowjackets” to jeden z najlepszych i najmocniejszych seriali ostatnich lat. Potwierdzają to zresztą opinie fanów oraz krytyków. Pierwszy sezon zgromadził 100 proc. pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i 79 proc. pozytywnych opinii widzów.
„Prawdziwe pytanie brzmi, jak normalne dziewczyny dotarły z punktu A do punktu B? Jak zwykłe, mieszczańskie doświadczenie zamieniło się w najbardziej ekstremalną rzecz na świecie? Ten serial jest metaforą nastoletniej hierarchii. Te dziewczyny niszczyły się już w 1996 roku”, skomentowała Lyle w rozmowie z Forbesem.
W Polsce serial jest dostępny na Canal+. Trzeci sezon będzie dostępny już od 17 kwietnia.