Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie ruszyło z akcją "Stop suszy", której celem jest opracowanie planu przeciwdziałania skutkom suszy na obszarach dorzeczy. Projektowi towarzyszy kampania informacyjna, ponieważ choć temat jest naglący, bardzo często bywa lekceważony. Jak zapowiada prezes Wód Polskich, Przemysław Daca, w tym roku planują przeznaczyć 400 milionów na działania antysuszowe.
To już się dzieje
- To nie jest straszenie. Chcemy uświadomić społeczeństwo jak wygląda sytuacja hydrologiczna w Polsce. Nasz kraj jest ubogi w wodę i to jest niezaprzeczalny fakt. Ten problem był szczególnie widoczny w ostatnich latach. Analizy i badania naukowe wskazują, że aby przeciwdziałać skutkom suszy potrzebne są skoordynowane działania wielu instytucji np. Wód Polskich, samorządów, ministerstw, ale także całego społeczeństwa, poszczególnych obywateli – wyjaśnia prezes Wód Polskich.
Już w lutym ostrzegano, że jeżeli temperatura nadal będzie tak wysoka, to może obniżyć się poziom wód podziemnych, czego efektem będzie jej niedobór. Niemal 60 proc. województwa mazowieckiego znajdowało się w pasie zagrożonym suszą rolniczą, a ok. 30 proc. terenów wodnych stwierdzono silny stopień zagrożenia suszą hydrologiczną. Trudno się dziwić, ponieważ w grudniu w Wielkopolsce, na Kujawach i Dolnym Śląsku suma opadów stanowiła tylko 40-60 proc. normy wieloletniej, a w styczniu w południowej części kraju odnotowało zaledwie 50 proc. sumy opadów normy wieloletniej.
Przez chwilę dobrą wiadomością była poprawa warunków wilgoci w glebie, lecz opady nie wpłynęły znacząco na niski stan wód, zwłaszcza w pasie środkowym naszego kraju. Najlepiej widać to na przykładzie Wisły. W połowie marca na wodowskazie przy bulwarach było prawie 199 centymetrów. Zaledwie tydzień później (27 marca) było już zaledwie 110 centymetrów. Dla porównania, w zeszłym roku o tej samej porze stan wody wynosił 16 centymetrów więcej.
Prognozy przewidują opady dopiero za miesiąc, więc gleba ponownie się wysuszy. W poprzednich latach opady były wystarczające, by uzupełnić wiosenne roztopy śniegu. Teraz nie tylko nie było zbyt wiele opadów, ale nawet śniegu było bardzo mało, co przełożyło się na niskie stany w rzekach.
Codziennie Lasy Państwowe opracowują mapę zagrożenia pożarowego i na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda następująco:
fot. bazapozarow.ibles.pl/zagrozenie/
Woda dobrem luksusowym?
Niestabilna pogoda i deficyt opadów mogą wpłynąć negatywnie na plony. Według ekspertów odczujemy to, kiedy w sklepach podrożeją produkty lub, gdy... zabraknie wody. Choć dla większości z nas woda jest dobrej podstawowym i nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której może jej nie być, takie sytuacje miały miejsce już w zeszłym roku. W czerwcu wody zabrakło chociażby w Skierniewicach i w efekcie wprowadzono zakaz podlewania trawy, mycia samochodów, a nawet zamknięto basen miejski.
Brak deszczu oraz niewystarczająco infrastruktura (trzy z ośmiu studni nie działały z powodu problemów technicznych) spowodowały, że wodę do osób starszych musiały dowozić specjalne zespoły, ograniczono o 20 proc. dostawy wody do okolicznych gmin, a władze prosiły lokalne firmy o przejście na własne zasoby. W zeszłe wakacje apele o ograniczenie zużycia wody wystosowało ok. 200 gmin, a w wielu z nich wystąpił poważny problem w dostawach, co uniemożliwiało np. podlewanie ogródków działkowych.
Tymczasem chociaż program Wód Polskich zakłada walkę z suszą, w obliczu pandemii koronawirusa część inicjatyw jest zablokowana i ciężko kogokolwiek za to winić. Nie mogą odbywać się spotkania z rolnikami, nie wiadomo też, kiedy ruszą remonty urządzeń wodnych w województwie zachodniopomorskim. Nawet rząd raczej nie rozpocznie w najbliższym czasie budowy studni do nawodnień rolniczych, bo są bardziej naglące problemy.