Jako początkująca artystka dostałaś zaproszenie do girlsbandu, ale z niego nie skorzystałaś. Jaka historia za tym stoi?
To dość dziwna historia, która miała miejsce jakieś dziesięć lat temu. Jeszcze niczego nie wydałam, jedynie udostępniałam swoją muzykę na Soundcloudzie i jednocześnie szukałam menedżera. W końcu odezwała się do mnie agencja i umówiliśmy się na spotkanie. Zaproponowano mi stworzenie girlsbandu z obietnicą wielkiego sukcesu: „Za trzy, cztery lata zaczniesz własną karierę i osiągniesz wielki sukces”. Nie wiedziałam, jak na to zareagować… Jak można coś takiego obiecać [śmiech]? Powiedziałam, że się zastanowię, ale to brzmiało zupełnie nierealnie i kompletnie tego nie czułam.
Byłaś jednak na samym początku, nie kusiło cię?
Oczywiście, chciałam osiągnąć sukces, ale zależało mi na pisaniu własnych piosenek, tworzeniu muzyki po swojemu, rozwijaniu swojego świata oraz stylu. Chciałam mieć zespół, ale nie zamierzałam dołączać gdzieś, gdzie piosenki powstawałyby poza mną.
O czym marzyłaś jako dziecko? Kiedy zapragnęłaś zostać artystką?
W dość młodym wieku, miałam dwanaście, może trzynaście lat. Wtedy moje piosenki powstawały jedynie w mojej głowie, choć grałam już na pianinie. Marzyłam o gitarze, na której zaczęłam grać dopiero w liceum, a gdy miałam bodajże piętnaście lat, zakiełkowały także myśli o śpiewie. Podejmowałam pierwsze próby w szkolnych zespołach i pomniejszych lokalach. Nie były świetne, ale podobało mi się wychodzenie poza swoją strefę komfortu.
Nie jest to moja ulubiona część bycia muzykiem, ale konieczna, jeśli chcesz, aby ludzie słuchali twoich piosenek. Czasami wychodzi świetnie, jesteś naprawdę dumna z tego, co niebawem zaprezentujesz, zespół jest zgrany i wszystko jest na swoim miejscu. Wtedy czujesz prawdziwą radość. Czasem jednak coś idzie nie tak i mam ochotę zapaść się pod ziemię [śmiech].
Pytam także dlatego, że widziałam cię na scenie podczas festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ta scena była dla ciebie za duża. Moim zdaniem twoja muzyka znacznie lepiej wybrzmiałaby w bardziej intymnych wnętrzach. O rany, faktycznie czułam się wtedy jak w statku kosmicznym! Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Zdecydowanie rozumiem, o czym mówisz.
Twoja muzyka obfituje w kontrasty. Twój głos z jednej strony jest mocny i silny, z drugiej marzycielski, momentami eteryczny. Podobnie z warstwą tekstową i muzyczną – ta pierwsza jest bardzo osobista i melancholijna, ale melodia uskrzydla i podnosi na duchu. Zastanawiam się, czego szukasz, tworząc muzykę, ale też jako jej odbiorca. Jesteś szczegółowa czy zostawiasz przestrzeń na spontaniczność?
Dziękuję, to bardzo ważne dla mnie słowa! Z jednej strony zawsze chcę dojść do sedna muzyki, ale jednocześnie uwielbiam nieprzewidywalność. To niesamowite uczucie, łączące skrajne pragnienia. Dobrym przykładem tego, o co pytasz, tworzenia i odbierania muzyki, jest album „My Method Actor”, nad którym pracowałam z moim przyjacielem, Willem Archerem. On stworzył muzykę i melodię, ja zajęłam się fragmentami ze śpiewem. To był dla mnie ten element spontaniczności, ponieważ naraz tworzyłam i odbierałam muzykę. Od Willa dostawałam melodię, nie mając wcześniej wyobrażenia, jak może brzmieć. Uwielbiam jego wrażliwość, inspiruje mnie do wartościowej odpowiedzi i stworzenia czegoś, co będzie korespondować z tym rytmem. To fascynująca, bardzo ciekawa wymiana.
Wydajesz pod auspicjami Ninja Tune, prestiżowej wytwórni, gdzie tworzą niesamowicie utalentowani twórcy, a wielu innych artystów o tym marzy. Jak wam się współpracuje?
Bardzo dobrze. Jest to też dla mnie wygodne, ponieważ Ninja Tune ma siedzibę w Londynie i wydaje mi się, że ta swojskość wpływa na nasze lepsze zrozumienie siebie nawzajem. Mój poprzedni label znajdował się w Nowym Jorku, brakowało tego połączenia. Niby mówiliśmy tym samym językiem, ale inaczej. Ninja Tune wydaje mnóstwo świetnej muzyki, reprezentuje wielu artystów, których szanuję. Poza tym ważne dla mnie było, że nie słynie z konkretnego gatunku muzyki, na przykład indie czy rocka, sporo eksperymentuje i siłą rzeczy my, artyści, robimy to samo. Chciałabyś nagrać coś z innym artystą?
To zabawne pytanie, na które zawsze brakuje mi odpowiedzi, ale trudno mi wyobrazić sobie współpracę z innym artystą. W Ninja Tune nagrywa Kae Tempest, której muzyki sporo słuchałam przez pewien czas, i nawet pomyślałam o stworzeniu czegoś razem, ale raczej w formie jednorazowego strzału, nie featuringu.
Pitchfork określił twój najnowszy album mianem „Best New Music”, otrzymujesz dużo uznania ze strony branży. Z drugiej strony mamy internet, social media, obserwatorów. Jak nawigujesz swoją karierą? Jaką masz metodę na bycie artystą we współczesnym świecie?
Faktycznie nowy album spotkał się ze świetnym odbiorem w branży i wśród mediów, co jest niesamowicie pokrzepiające. Natomiast moja obecność w internecie jest nieporównywalna do wielkich gwiazd, dlatego nie odczuwam większej presji. Mam przestrzeń do tego, by się rozwijać. Interesuje mnie, co mówią o mnie ludzie, ale nie popadam w przesadę, i mam poczucie, że osoby, które mnie obserwują, faktycznie interesują się moją muzyką, słuchają całych albumów. Najgorzej, gdy poświęcasz mnóstwo czasu na stworzenie czegoś, i nikt miałby tego nie posłuchać [śmiech]!
Nie aspirujesz do stania się częścią mainstreamu?
Nie uważam, żeby moja muzyka kiedykolwiek stała się mainstreamowa. Oczywiście chcę docierać do większej publiczności, ale nie zależy mi na byciu numerem jeden. To nie dla mnie. Wydaje mi się też, że trudno utrzymać równowagę i pozostać kreatywną, będąc na świeczniku. Zachowuję balans pomiędzy tworzeniem i przeżywaniem życia. Czuję, że znajduję się w dobrym miejscu. Nawet jeśli mój kolejny album miałby się okazać porażką, to w porządku.
Co myślisz o nowych technologiach?
Staram się nie popadać w fatalizm. Czy AI rzeczywiście przejmie świat i nasze role w nim? Czy już nie przejęła mnóstwo? Musimy pozostać kreatywni, bo to cecha ludzka, której nie zastąpi AI. Nawet gdyby AI sama tworzyła muzykę, ludzie również będą to robić i znajdą na to odbiorców, którzy wciąż będą łączyć się w społeczności jak dotychczas.
Gdybyś mogła przenieść się na jakiś czas do dowolnego miejsca i dekady w popkulturze, co byś wybrała?
Marzę o Londynie z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych. Mieszkam w tym mieście, ale wydaje mi się, że wtedy było tu zupełnie inaczej. Nikt nie miał telefonu, nie było internetu… Czasami rozmawiam z mamą i pytam, jak spędzała czas, co robiła. A ty?
Podobnie, choć może bardziej Nowy Jork w tym samym okresie. Ludzie zupełnie inaczej spędzali ze sobą czas, czerpali od siebie nawzajem.
Totalnie się zgadzam! Wydaje mi się, że mieli więcej zabawy, poza tym rozmawiali ze sobą…
Dokładnie! Tego dzisiaj bardzo brakuje. Na koniec powiedz, czy szykujesz coś nowego? Czego możemy się spodziewać po twoim występie na OFF Festivalu?
Rzeczywiście planuję wydać niebawem nową muzykę, za kilka tygodni…
…a na festiwalu zaprezentujemy głównie to, co podczas trasy, ponieważ nie była zbyt szeroka, szczególnie w Europie, na co wiele osób zwróciło uwagę.
Doskonale, dziękuję ci za rozmowę i do zobaczenia latem!