ORESTEJA opiera się na trylogii Ajschylosa, która opowiada o tragicznej klątwie, jaka dotknęła ród Pelopidów. Krwawe zbrodnie spadają na kolejne pokolenia – a Agata Zubel zadaje widowni fundamentalne pytania: o moralne prawa do zbrodni, o sens rozlewu krwi, o zemstę i o to, co ma coś wspólnego ze sprawiedliwością. Dramat osadzony w historii antycznej pozostaje dziś paląco aktualny. O tolerancji i współczesnej operze rozmawiamy z Michałem Sławeckim.
Michał Sławecki, który w ORESTEJI wciela się w rolę Apolla, pochodzi z Płocka. Pierwsze kroki stawiał w tamtejszym chórze chłopięcym – i to właśnie tam po raz pierwszy rozkochał się w muzyce klasycznej. Od 16 lat mieszka w Warszawie, gdzie ukończył Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w klasie prof. Artura Stefanowicza na wydziale wokalno-aktorskim. Jeszcze na studiach zadebiutował w Operze na Zamku w Szczecinie, kreując postać Gigi Orloskyego w Zemście Nietoperza Johanna Straussa. Od tamtej pory niemal nie schodzi z desek teatrów i sal koncertowych, wykonując repertuar od baroku po muzykę współczesną.
Jakie są główne założenia Waszego projektu? Dlaczego chcecie zwrócić uwagę odbiorców na temat tolerancji i nienawiści?
Teledysk był moim skrytym marzeniem od wielu lat. Nie jest to najpopularniejsza forma przekazu w muzyce klasycznej – tym bardziej więc chciałem je spełnić. Wybranie trudniejszej drogi pozwala czasem odkrywać i tworzyć nowe rzeczy; mam wtedy poczucie, że spełniam się artystycznie, a moja kreatywność się rozwija. Głównym celem a przy tym założeniem teledysku było zwrócenie uwagi na problem nietolerancji, braku szacunku do drugiego człowieka, a także moralnych granic nienawiści we współczesnym świecie.
Dlaczego chcemy zwrócić uwagę ludzi na temat tolerancji i nienawiści? Uważam że to temat nad wyraz aktualny – wierzę w to, że głęboko w sercu wszyscy pragniemy uczynić świat lepszym miejscem, gdzie każdy człowiek jest szanowany i akceptowany, a różnice kulturowe i społeczne rozumiane. ORESTEJA Agaty Zubel jest dziełem, które ma moc poruszania tego tematu. Wyrażamy go muzyką, tańcem, słowem, obrazem.
Projekt ma również za zadanie przybliżenie muzyki klasycznej odbiorcom. Chciałbym, aby stała się ona bardziej dostępna, a wideo jest medium, które z pewnością pomoże szerszej publiczności w zrozumieniu i odczytaniu myśli kompozytora. Od samego początku chciałem, aby film łączył śpiew, taniec, teatr i operę – jednym z zadań realizatorów nagrania było połączenie tych wszystkich światów. To właśnie jest siła tego projektu. Poprzez wideo jesteśmy w stanie dotrzeć do większej liczby odbiorców, tym samym zyskując nowych słuchaczy. Wideo jest dla nas narzędziem do tego, aby pokazać wszystkim, że muzyka klasyczna (ale też sztuka współczesna) może być równie zaskakująca i ciekawa jak projekty popkulturowe – z którymi przedsięwzięcia takie, jak teledysk może łatwiej się kojarzyć.
Czemu uważasz, że ta tematyka akceptacji drugiego człowieka jest ważna w dzisiejszych czasach?
To temat, który dotyka nas wszystkich, zderzamy się z nim na każdym kroku. Czasami – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – popełniamy błędy. Ja chyba po po prostu kiedyś wyobraziłem sobie, że świat ma być „piękny” i właśnie w takim pragnę żyć. Razem z twórcami postawiliśmy sobie zadanie zmierzyć się z tym tematem, który jest wybitnie ważny, ale też porównywalnie trudny. Muzyka ma w sobie pewną moc, która czasami potrafi zdziałać cuda.
Myślę, że problem nietolerancji i bezinteresownej nienawiści do bliźniego narastał od wielu lat, na co oczywiście wpływa mnóstwo czynników. Ale też nigdy nie możemy przestawać wierzyć, że to się może zmienić i nie możemy tracić nadziei w człowieka. Uważam, że każda rzecz, każdy ruch wykonany na rzecz poprawy naszego wspólnego życia w świecie jest dobry i potrzebny. My wybraliśmy muzykę i to nią chcemy coś odbiorcom przekazać. Jesteśmy tylko ludźmi – każdy z nas ma prawo popełniać błędy, ale najważniejsze, żebyśmy starali się zrozumieć złożoność świata i szanowali się wzajemnie.
kadr z video Marty Brodackiej
Teledysk jest piękny, ale też niepokojący i mroczny. Dlaczego?
Bardzo się cieszę, że teledysk ci się podoba – to zasługa wszystkich zaangażowanych twórców i artystów biorących w nim udział. Największe podziękowania należą się Marcie Brodackiej i Karolowi Łakomcowi, dzięki którym teledysk przybrał taką właśnie finalną formę. Jestem im niesamowicie wdzięczny. Tak, to prawda, teledysk jest mroczny, przejmujący, niepokojący. Myślę, że to dlatego, że chcieliśmy by był prawdziwy. Nie ma tu zakrzywionej, „pokolorowanej” rzeczywistości. Od samego początku procesu twórczego, od momentu powstawania scenariusza, słowem-kluczem było: „prawda”.
A jak wspominasz współpracę z tak wielkimi osobistościami jak Danuta Stenka i Agata Zubel?
To dla mnie ogromny zaszczyt, szczęście i radość. Danuta Stenka jest aktorką, którą od wielu lat podziwiałem zarówno na deskach teatru, jak i w produkcjach kinowych czy telewizyjnych. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane stworzyć coś wspólnie z nią. Wiele się podczas tej współpracy nauczyłem, zrozumiałem. To dla mnie bardzo ważna i znacząca współpraca.
Tak naprawdę to, że miałem przyjemność współpracować i poznać się z Danutą Stenką, jest zasługą Agaty Zubel – kompozytorki ORESTEJI, która zaprosiła mnie do wzięcia udziału w nagraniu tego arcydzieła, które już niebawem ukaże się na płycie. Agata Zubel jest niesamowitym muzykiem: jest kompozytorką, ale również śpiewaczką, której nagrania pozwoliły mi się zakochać w muzyce współczesnej. Myślę, że dziś śmiało mogę powiedzieć że ORESTEJA to bardzo ważne dzieło w moim życiu zawodowym, m.in. dlatego, że dzięki pracy nad nim poznałem tak wspaniałych artystów – ale przede wszystkim: cudownych ludzi.
Śpiewak operowy musi mieć nie tylko piękny głos, ale też aktorską charyzmę. Czy twoja praca wiąże się z dużą presją emocjonalną?
Liczą się predyspozycje i ciężka praca: piękny głos jest ważny, ale jeszcze ważniejsza jest technika. Ale moja praca to przede wszystkim emocje. Często stąpam po cienkim lodzie mojej własnej psychiki – bo to właśnie ona odgrywa ogromną rolę w śpiewie. To bardzo trudny zawód, którego oczywiście nie zamieniłbym na żaden inny – choć przyznam, że podczas prób, gdy przygotowuję daną partię, zdarza mi się płakać. Oczywiście, mam świadomość, że jestem osobą bardzo wrażliwą, ale poznając losy bohatera, którego odgrywam, wielokrotnie zdarzyło mi się na chwilę opuścić salę prób, żeby się uspokoić i otrzeć łzy. W późniejszym etapie przygotowań emocje trochę opadają, a ja sam pracuję nad tym, aby dawkować swoją emocjonalność stojąc na scenie.
Ale doświadczenie stania na scenie samo w sobie jest specyficzne, widza i słuchacza nie jest wcale tak łatwo oszukać. Koniec końców broni się tylko prawda, o której zresztą tyle dzisiaj rozmawiamy. Ja też odnoszę wrażenie, że dzisiaj bycie wyłącznie świetnym śpiewakiem to w operze za mało. Bardzo ważnym elementem jest aktorstwo. Współczesne inscenizacje wręcz wymuszają ode mnie bycie aktorem: często kostiumy i scenografia świadomie tworzone są tak, by śpiewak ani na chwilę nie miał szansy schować się za swoim kostiumem, bądź jakimś elementem scenografii, by ukrycie prawdziwych emocji było niemożliwe. Dodatkowo osoby, które dziś przychodzą do opery, wymagają od śpiewaka i od opery dużo więcej – co mnie akurat bardzo cieszy, bo to zawsze niesamowite wyzwanie: sprawić aby słuchacze i widzowie wyszli z opery poruszeni nie tylko piękną muzyką, ale też prawdą.
Czy określiłbyś operę jako sztukę skostniałą? Zawsze była – a co najważniejsze nadal pozostaje – doświadczeniem dość elitarnym. Czy widz powinien mieć jakieś specjalne predyspozycje do jej odbioru?
Absolutnie nie. Opera jest dla wszystkich. Owszem, można ją nazwać doświadczeniem elitarnym, wynika to po części z tego, że muzyka klasyczna nie jest łatwa w odbiorze – nie usłyszymy jej na co dzień w radiu, ani telewizji. Niestety, większość z nas nie ma z nią zbyt częstego kontaktu, stąd tym bardziej idąc do opery musimy przygotować się na różne niespodziewane doznania. Muzyka klasyczna wymaga od nas skupienia i spokoju.
To nie jest też tak, że ja sam idąc do opery zawsze jestem zachwycony, ale nie zraża mnie to absolutnie – to samo tyczy się każdego innego gatunku muzycznego. Mam swoje ulubione utwory i dzieła, a na nowe staram się otwierać i etapami do nich przekonuję.
Po pierwsze, idąc do opery nie możemy iść z nastawieniem, że nam się nie spodoba i że opera jest „nudna”. To jest zwyczajnie nieprawda! Gdyby tekst mógł krzyczeć chciałbym, żeby wykrzyczał to co mówię: NIE, OPERA NIE JEST NUDNA!
Po drugie, decydując się na to doświadczenie, warto zapoznać się z tym, o czym dana opera opowiada tak, aby już w trakcie nie próbować zrozumieć fabuły – bo będzie nam bardzo trudno. Dodatkowo opery w większości są prezentowane w obcym języku, więc tym bardziej: przeczytajmy choć libretto. Ale koniec końców warto się skusić – opera to miejsce prawdziwie magiczne, przenosi zupełnie w inny świat, a i często porusza tematy trudne, tabu. Muzyka może pomóc zauważyć piękno drugiego człowieka. Dlatego jestem dumny z bycia śpiewakiem i z tego, że mogę nazwać operę swoim domem. Odwiedźcie mnie tam.