Premiera „Night Call" już za nami, a my mamy dla was odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania!
W marcu ogłosiłeś, że zespół Years&Years będzie dalej funkcjonował jako twój solowy projekt. Jak nagrywanie krążka „Night Call” różniło się od nagrywania poprzednich albumów?
Pod wieloma względami wszystko było inne. Miałem już sporo piosenek, które zacząłem pisać tuż po premierze naszego albumu „Palo Santo” w 2018 roku. Często zaczynam pracować nad piosenkami samodzielnie, nim ktokolwiek ma szansę je usłyszeć. Myślałem wtedy, że znajdą się na naszej kolejnej płycie, ale rozpoczął się 2020 rok i ogłoszono pierwszy lockdown. Miałem napisane te wszystkie piosenki i nie wiedziałem, w jakim kierunku muzycznym chcę dalej zmierzać. Myślę, że te kilka miesięcy w zamknięciu dało nam czas na przemyślenie tego, czego chcemy. Bardzo zmieniliśmy się na przestrzeni ostatnich lat i zrozumieliśmy, że najlepiej będzie się rozstać. Choć miałem nowe piosenki, które lubiłem, wciąż chciałem działać dalej jako Years&Years. Właśnie dlatego zacząłem od początku. Wszystko zaczęło łączyć się w jedną całość jesienią 2020 roku i potem spędziłem jeszcze kilka miesięcy na dopracowywaniu ich.
To bardzo pozytywny i taneczny album. Czy nagrywanie takiej muzyki pomogło ci w tych trudnych i niepewnych czasach?
Chciałem robić muzykę, która porywa do tańca i sprawia, że czuję się dobrze. Jeżeli byłem w studio i miałem ochotę rzucić wszystko oraz ruszyć do tańca, to wiedziałem, że się udało (śmiech). Podczas pandemii słuchałem bardzo dużo tanecznej muzyki. Żywej, energicznej. Gdy jej słuchasz, masz wrażenie, że wszystko jest możliwe. To uczucie można porównać do uczucia towarzyszącemu spędzaniu świetnego wieczoru ze znajomymi na mieście. Czymkolwiek ono jest… Zależało mi na tym, aby ten album brzmiał właśnie tak.
Gdybyś miał wybrać jeden ulubiony numer z „Night Call”...
Mój ulubiony numer? Trudne pytanie. Bardzo lubię „Crave”, bo ma vibe upiornego wesołego miasteczka oraz przejażdżki dziwacznym rollercoasterem. To całkiem ekscytujące (śmiech). Sama piosenka ma natomiast bardzo popową strukturę, ale wyróżnia się pod względem melodii. Uwielbiam ją!
Na okładce wcielasz się w rolę mitycznej syreny. Dlaczego tak bardzo zafascynowała cię jej postać?
Po prostu naprawdę uwielbiam syreny (śmiech). Myślę o niej jako o bohaterce pewnej opowieści. Jest samotną syreną, która siedzi na skale na środku oceanu i śpiewa swoje pieśni, wabiąc żeglarzy na pewne śmierć. Jak ikoniczne to jest?! Naprawdę się z nią identyfikuję (śmiech). Po za tym, ten album jest dla mnie w dużej mierze właśnie o eskapizmie. Wiedziałem, że chcę przenieść słuchaczy w świat surrealizmu i fantazji. Pomyślałem sobie: „Dlaczego nie syrena?”. Czułem, że to postać, która dobrze pasuje do tego albumu.
Na „Night Call” możemy usłyszeć m.in. Kylie Minogue czy Eltona Johna, z którym wystąpiłeś na BRIT Awards 2021. To brzmi jak spełnienie marzeń! Jak współpracowało ci się z tak niesamowitymi artystami?
Czasem muszę się uszczypnąć, żeby upewnić się, czy to dzieje się naprawdę (śmiech). Elton John, absolutna legenda, zadzwonił do mnie i oznajmił, że bardzo podobał mu się nasz serial „Bo to grzech”. Zaprosił mnie także do swojego podcastu „Rocket Hour”. Pewnego razu rozmawialiśmy i ni stąd ni zowąd powiedział: „Olly, zaśpiewajmy „It’s a Sin” podczas BRIT’s”. Zamurowało mnie i wybąkałem coś w tylu: „Um, okej” (śmiech). Nigdy nie przyszło mi do głowy, że coś takiego mogłoby się wydarzyć. Elton wciąż niesamowicie pasjonuje się muzyką i jest naprawdę zabawny. Ma niesamowitą energię. Jest ikoną!
Jeżeli chodzi o Kylie, to uwielbiałem ją przez całe moje życie. Miałem szczęście poznać ją przy okazji naszego pierwszego albumu, bo zagraliśmy wspólnie koncert Londynie. Kylie zawsze była anielską wróżką, która obsypywała moje życie swoim magicznym pyłem. Słuchałem jej muzyki na długo zanim ją spotkałem. Bardzo podobała mi się nasza ostatnio współpraca i nigdy wcześniej nie bawiłem się tak dobrze planie. Mogłem wcielić się w Kylie Minogue!
No właśnie, wcieliłeś się w Kylie Minogue! Czego jeszcze mógłbyś chcieć?!
Czego jeszcze mógłbym chcieć? Niczego (śmiech).
Dobra, ale na poważnie. Jakie są twoje dalsze plany po wydaniu płyty?
Na pewno nagram kolejny album Years&Years. A potem, kto wie? Jestem otwarty na różne opcje i zobaczymy, co się stanie. Chciałbym zrobić swój własny queerowy horror! Myślę, że to byłoby naprawdę zabawne, ale potrzebuję czasu, aby zająć się tym na poważnie. Muszę to przemyśleć.
„Bo to grzech” to jeden z najważniejszych seriali 2021 roku. Chciałbyś mieć możliwość obejrzenia serialu taki jak ten, gdy byłeś nastolatkiem?
Tak, ponieważ jest wiele rzeczy na temat HIV i AIDS, których nie rozumieliśmy i których nadal nie rozumiemy. Minęło sporo czasu, zanim udało nam się zyskać świadomość na temat tego, co stało się w latach 80. I tego, jak wpłynęło to na naszą społeczność oraz cały świat. Ja sam nie miałem o tym pojęcia. „Bo to grzech” nie przedstawia całej historii epidemii, ale to dobry punkt wyjścia do zainteresowania ludzi tematem. Myślę, że dobrze byłoby znać tę historię już wtedy. Cieszę się jednak, że jest teraz dostępny.
Które sceny były dla ciebie najtrudniejsze?
Sceny, w których Richie odwiedza w szpitalu umierającego Colina. W ogóle wszystkie sceny, które kręciliśmy w oddziale dla pacjentów z AIDS. Było naprawdę ciężko. To fikcyjna historia, ale wszystkie te rzeczy zdarzyły się naprawdę i cały czas miałem to z tyłu głowy. Wszyscy na planie byli absolutnie przeuroczy i wspaniale mi się z nimi pracowało. Bardzo dobrze się bawiłem i pomiędzy scenami mieliśmy sporo śmiechu.
I zaprosiłeś ich na plan „Crave”! Jak było?
Było naprawdę świetnie. Tak naprawdę zrobiłem to dlatego, że wszyscy jesteśmy bardzo zajęci i potrzebowałem pretekstu do tego, abyśmy mogli spędzić wspólnie czas (śmiech).
Za serial „Bo to grzech” odpowiada Russel T. Davies, czyli twórca kultowego „Queer As Folk”. Muszę przyznać, że gdy byłam nastolatką, to miałam obsesję na punkcie tego serialu. Widziałeś go?
Również pamiętam go z lat nastoletnich. Miałem wtedy jakieś 13 lat i oglądałem go po kryjomu w sypialni na piętrze w domu moich przyjaciół. Byłem w totalny szoku. Włączałem kolejne odcinki i myślałem sobie: „Oh!”. Russel T. Davis jest dla mnie absolutnym bohaterem.
Co chciałbyś, żeby widzowie wynieśli z oglądania „Bo to grzech”?
Russel powiedział mi, że chce, żeby po skończeniu serialu widzowie odczuwali tęsknotę za bohaterami. Straciliśmy wielu ludzi przez HIV i AIDS. Wciąż tracimy, choć jesteśmy obecnie w zupełnie innej sytuacji niż wtedy. O wielu rzeczach jednak nadal się nie rozmawia. Z jakiegoś powodu ludzie nie chcą o tym rozmawiać, a to bardzo ważne, żeby o tym mówić i próbować zrozumieć, co się wtedy stało. Dowiedzieć się czegoś na ten temat, porozmawiać z ludźmi, których to dotyka. Mam nadzieję, że wszyscy ci, którzy obejrzą ten serial, poczują więź z opowiedzianą przez nas historią oraz ludźmi, których straciliśmy. Liczę, że wzbudzi w nich jakieś uczucia i że będą to empatia i współczucie. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi
Mam wrażenie, że przesłanie serialu wybrzmiało jeszcze mocniej, bo premiera odbyła się w samym środku pandemii. Jak wspominasz tamten czas?
Było mi dość ciężko, zwłaszcza podczas pierwszych sześciu miesięcy. Tak naprawdę miałem problem z tym, aby zmusić się do zrobienia czegokolwiek. Nie mogłem oderwać się od mojego telefonu i nie mogłem przestać myśleć o tym, co dzieje się na świecie. Black Lives Matter, protesty. Byłem tym tak pochłonięty, że moim życiu nie było już przestrzeni na nic więcej. Brakowało mi inspiracji, bo cały czas siedziałem w domu. Finalnie udało się to przekuć w coś dobrego, ponieważ zaczęłam wykorzystywać ten czas do pracy nad różnymi rzeczami. Mam to ogromne szczęście, że mogłem pracować z domu i nie musiałem codziennie wychodzić do pracy. Miałem za to problem z byciem samemu ze sobą, więc są plusy i minusy (śmiech). Myślę, że wiele osób miało podobnie.
Bardzo często angażujesz się w działania aktywistyczne oraz walkę na rzecz społeczności LGBTQ+, która w moim kraju często znajduje się na celowniku partii rządzącej. Masz może jakąś wiadomość dla polskich członków społeczności LGBTQ+?
Moje serce jest ze wszystkimi, którzy należą do polskiej społeczności LGBTQ+. Macie moje stuprocentowe wsparcie. Zawsze kiedy przyjeżdżam do Polski, jestem pod ogromny wrażeniem energii publiczności oraz osób LGBT+, które przychodzą na nasze koncerty. Nigdzie indziej na świecie nie ma takiej energii jak w Polsce. Energia, która płynie z młodych, queerowych osób w Polsce jest niesamowita i nie da się jej przeoczyć. Mam bardzo dużo wiary w tą generację oraz sojuszników osób LGBT+. Jest w was tak dużo siły oraz zaciętości! Ta zmiana już się dzieje i już nigdy nikt nie będzie w stanie ponownie zagonić nas do szafy. To się nie wydarzy, już jest na to późno. Osoby LGBT+ są wszędzie, absolutnie wszędzie Na calutkim świecie. Nie możemy być ukrywani przed światem, nie możemy na to pozwolić. Wysyłam wam dużo miłości. Dbajcie o siebie. Jesteście silniejsi niż wam się wydaje. Naprawdę w to wierzę.
Premiera albumu „Night Call" odbyła się w piątek 21 stycznia. Krążek jest dostępny w sklepach muzycznych oraz serwisach streamingowych.