Podczas ubiegłorocznej edycji uczestnicy mogli spotkać się i napisać piosenkę między innymi z Pauliną Przybysz (tym razem będzie jej siostra Natalia). Rozmawiamy z Pauliną o jej muzycznych projektach, lockdownie i oczywiście o Songwriting Camp.
Zacznijmy od słonia w pokoju. Jak się Tobie pracuje w trakcie tej kwarantanny? Czy w jakiś sposób ta sytuacja zmieniła Twoje patrzenie na to, jak może wyglądać Twój proces twórczy?
Jestem totalnie niepoprawnie optymistyczną i ufającą wszechświatowi osobą, więc w sumie nawet się ucieszyłam, że nie muszę jeździć rano z dziećmi do szkoły, nie muszę chodzić na milion dziwnych spotkań, po których często jest jak w reklamie z Sokołem, że człowiek siedzi i myśli: „Boże, można było to jednym telefonem załatwić, a nie dwie godziny na tym spotkaniu”. Więc jeśli odjąć te wszystkie rzeczy, wszystkie kilometry i te korki, to okazało się, że tworzy się dużo przestrzeni nie tylko na pracę jako taką, takie przerzucanie piasku, tylko na faktycznie koncepcyjną. Można usiąść, poczuć się trochę wyzerowanym.
Tuż przed wybuchem epidemii, 20 lutego, wydałaś nową płytę „Odwilż”. Jesteś aktywna w mediach społecznościowych, ale nie dzielisz się też wszystkim, nie przeniosłaś swojej trasy koncertowej do Internetu.
Ta sytuacja na pewno cały czas trzyma mnie w zawieszeniu, bo z jednej strony prezentowanie swoich nagrań niby live, ale za darmo, jest dla mnie trochę wątpliwe moralnie względem kolegów i koleżanek – muzyków i wokalistów. Mam wrażenie, że zaczynamy przyzwyczajać ludzi do tego, że właściwie nie muszą za nic płacić. I nawet jeżeli są artyści, którzy mogą sobie pozwolić na udostępnianie swojej twórczości za darmo, to należy pamiętać o wszystkich osobach pracujących wokół trasy koncertowej: muzycy, technika, realizatorzy dźwięku, świateł. Jest wiele takich dylematów moralnych, typu jak to zrobić, żeby ta sztuka była dla sztuki i żebyśmy się nią dzielili, ale żebyśmy też nie zburzyli sobie rynku, w którym potem ludzie sobie stwierdzą, że „wszystko jest za darmo, płacę za Internet, to mam”. A co dalej, prawda? Z czego zapłacić gitarzyście? Branża jeszcze nie wymyśliła, co z tym zrobić na tym etapie. I mam takie przeczucie, że być może prędzej wrócą te koncerty niż tak naprawdę to okiełznamy.
Jednak pewnie wiele inicjatyw, które teraz powstały, przetrwają i będą dalej się rozwijać.
Z pewnością! Dzięki takim projektom, jak „Kultura w sieci”, może trochę kontrowersyjnym, ale z drugiej strony wymagającym od ludzi wymyślenia w ogóle koncepcji, co by zrobili innego niż dotychczas. Mój projekt nie przeszedł, ale sam impuls do wymyślenia, co można by zrobić teraz, na pewno uruchomił nasze mózgi i nawet, gdy wszystko wróci do normy, dużo tych patentów online’owych przyczyni się do rozwoju komunikacji pomiędzy artystą a odbiorcami. Z drugiej strony, ja najpierw przeżyłam frustrację, bo mimo wszystko wydałam dwudziestego lutego płytę i miałam zacząć grać trasę w okolicach dwudziestego któregoś marca. Dwunastego zostaliśmy zamknięci, więc było to mocno wychładzające entuzjazm, bo byłam już na etapie coraz bardziej podniecających mnie prób. Myślałam: „O wow, zaraz wsiądziemy w busa, ale będzie”. No i nie było. Ta trasa jest przeniesiona na wrzesień i mam nadzieję, że będziemy mogli spotkać się z fanami na żywo.

Powstaje pytanie, czy odbiorcy, którzy teraz przyzwyczają się do darmowych koncertów online, poczują, że coś zostało im odebrane, gdy te wydarzenia „wrócą do normalności”.
Tak, to jest ciekawe. Z jednej strony, ja na przykład też nie jestem artystką, na której koncerty przychodzi pięć tysięcy osób, więc nie potrzebuję masowej imprezy. Natomiast niewątpliwie czuję, że potrzebuję imprezy, w której ludzie mogą się poruszać swobodnie i w której nie muszą się dusić w masce. Tęsknię za strukturą ludzką, za przytulaniem ludzi po koncercie, za słuchaniem, co oni z niego odczytali.
Nie boisz się, że ludzie odzwyczają się od chodzenia na koncerty?
Nawet przez wszystkie wojny czy różne tragiczne i rewolucyjne części historii, muzyka była obecna. Nie uważam, że ona ma w ogóle jakiekolwiek szanse zniknąć z potrzeb ludzkich. Muzyka jest dla wielu osób przeżyciem duchowym, jesteśmy od niej uzależnieni.
Chciałabym porozmawiać o Songwriting Campie, który jest kierowany do młodych, rozwijających się artystów. Jeszcze przed lockdownem wszyscy odczuwaliśmy, jak gospodarka jest rozpędzona, ludzie wydawali pieniądze na przeróżne dziwne rzeczy. I pewnie wielu młodych artystów gdzieś tam miało marzenia, myślało o tym, że jeśli jest to wszystko tak rozkręcone i jest taki popyt, to teraz będą mieli dużą możliwość na to, by się wybić. Jak myślisz, jaki wpływ na tych młodych artystów ma to, że sztuka przeniosła się teraz jeszcze bardziej do Internetu?
Myślę, że to zależy od natury tej twórczości, bo są tacy artyści, którzy będą musieli przejechać całą Polskę, zagrać w najmniejszych miejscowościach i zapracować na to, że ktoś powie: „Ok, to jest naprawdę dobre". A są też artyści, którzy spokojnie mogą nigdy nie występować, produkować gdzieś u siebie i też robią dobrą robotę. Myślę, że tu nie ma recepty, ale na pewno można zobaczyć, kto wytęża marketingowo swój mózg. Są też artyści, którzy przez tę całą pandemię w ogóle nic nie zaprezentują w Internecie, ponieważ są po prostu totalnymi analogowymi graczami i to też jest ekstra, to też jest wartość i warto na nich poczekać.
Czy uważasz, że Songwriting Camp ZAiKS jest dla każdego? Jest wiele osób, które śpiewają, ale na niczym nie grają. Część osób gra, ale myśli, że skoro nie śpiewa, to nie może wziąć w takim projekcie udziału. Jakie jest spojrzenie na to myślenie po zeszłorocznej edycji?
Na pewno musi to być człowiek trochę odważny, bo trzeba być gotowym na to, że będziemy prezentować w czasie rzeczywistym rzeczy, które będziemy tworzyć, więc nie ma czasu na przełamywanie barier. Na pewno potrzeba trochę odwagi, wiary w siebie, wiary w to, że jest się w jakiś sposób unikalnym. W to, że ktoś obok wymiata na gitarze nie znaczy, że moja zdolność pisania testów na kolanie i wymyślania melodii jest mniej ważna, i że Twój ból jest większy niż mój. [śmiech]
Wydaje mi się, że czasami ludzie mają takie poczucie, że muszą się rozwijać w wielu różnych kierunkach, żeby być dobrym artystą. To wydarzenie kładzie nacisk na to, że jest to artystyczny kolektyw, czyli coś, co miksuje różne osoby, uwydatnia ich talent i one wtedy wspólnie tworzą jakąś wartość.
I tak dokładnie to działa! Na przykład ja potrafię obsłużyć programy do nagrywania i edycji, natomiast niezwykłym komfortem pracy jest być w miejscu, gdzie jest pianista, basista i osoba, która te programy ogarnie za mnie. W zasadzie nie masz już żadnych ograniczeń w postaci: „O, jak ja to teraz podłączę?”. To trochę taki pokój marzeń. Wchodzisz tam i możesz realizować wspólną ideę. Ten Camp przywraca wiarę w kolektywne myślenie, wspólne, ludzkie. Po każdej sesji wyszłam totalnie zajarana.
Opowiesz mi więcej o tych sesjach, jak one wyglądają?
Za każdym razem wygląda to trochę inaczej, bo spotykają się tam różne osobowości. Czuję, że to w głównej mierze ogromna praca Dominiki Barabas i zespołu, bo te wyselekcjonowane postaci były naprawdę ekstra i różniły się od siebie bardzo mocno, ale też szybko przechodziły do akcji. Czasami łatwo mieć jakieś swoje upodobania gatunkowe i przeglądając kandydatów, iść w jedną stronę, ale to się tutaj nie stało. Naprawdę czułam, że obcuję z różnymi gatunkami, z bardzo różnymi osobowościami, z osobami o różnych funkcjach. Instrumentaliści, tacy jak akordeonista czy puzonista, wnieśli ogromny wkład kompozytorski czy producencki. W tym miejscu osoby, które zazwyczaj grają na basie w zespole, dostają totalnie pełnoprawny głos do tego, żeby komponować i współtworzyć brzmienia, a nawet, czemu by nie, zagrać kawałek na bębnach. Jest to piękne zjawisko i poznaje się ludzi, co też jest wspaniałe. Można poszerzyć swój wachlarz znajomości w muzycznej branży, a jak wiadomo, jest to super cenne później.
A co myślisz o udziale artystów z kręgów hip-hopowych, którzy niekoniecznie potrafią dobrze śpiewać, ale świetnie radzą sobie, gdy załączą Auto-Tune?
Myślę, że mogą się bardzo szybko w tym odnaleźć! Spójrzmy prawdzie w oczy. Na polskiej scenie muzycznej króluje właśnie hip-hop. Dla mnie jest on muzyką i poezją równie wartościową jak jazz czy rock. Więc absolutnie bym się na nich nie zamykała. To znaczy, ja się nie zamykam, bo ja też go robię! [śmiech]
Dlatego też chcę z Tobą ten temat jeszcze bardziej pociągnąć. Myślę, że część wokalistów traktuje raperów bardziej pobłażliwie, bo oni nie śpiewają tak czysto, potrzebują sprzętu do korekcji (który ostatecznie daje świetny efekt). Być może część z nich zastanawiała się nad udziałem w Songwriting Camp ZAiKS, ale mieli poczucie, że ten brak umiejętności wokalnych może ich dyskwalifikować. Z drugiej strony patrząc – wygrywają na rynku muzycznym.
Dokładnie, wygrywają na tym rynku. Uważam, że hip-hop generalnie wygrywa w sztukach współczesnych, ponieważ jest w stanie przekazać dużo treści i poglądów, w różnym natężeniu poetyki. Myślę, że mamy teraz wszyscy bardzo dużo do powiedzenia. Bodźców jest milion, teorii jest milion, teorii spiskowych jest milion i hip-hop daje dużo przestrzeni, żeby wypowiedzieć to, wystrzelić niemalże jak z karabinu z siebie. Więc nie ignorowałabym tej gałęzi sztuki.
Nawet z Auto-Tune’em na taki Camp?
Myślę o tych autotune’owcach, którzy może czasem usłyszą, że to „prymitywny pomysł”, ale z drugiej strony, ten pomysł z jakiegoś powodu bardzo mocno dociera do ludzi. Być może to właśnie Nikifor wokalistyki, że jednak te proste rzeczy są najbardziej zbliżone do odbiorców. Nie każdy odbiorca jest przecież super wokalistą, często szuka właśnie czegoś, co jest mu bliskie. Nie ignorowałabym tych wszystkich form, tylko starałabym się zgłębić ich naturę. Dlaczego Travis Scott motywuje ludzi do jakichś niesamowitych czynności, będąc właśnie raperem w obrębie kwinty.
Jak wspominasz Songwriting Camp ZAiKS, już abstrahując od samego procesu tworzenia piosenek?
Bardzo dobrze oceniam przygotowanie producentów, wszystko działało sprawnie, płynnie, nie mieliśmy problemów technicznych. Opieka tych pań w ośrodku była też na wagę złota. Pytania: „Co będziesz jadła kochanieńka?” i: „Czy chcesz taką kawkę czy herbatę?” wprowadzały ciepłą atmosferę. To wszystko jest bardzo natchnione, Witkacy na ścianach… Podobno w moim pokoju umarł Tuwim, co też uświadomiłam sobie w połowie pobytu i może to dlatego nie mogłam spać po nocach. Nie wiedziałam, czy jestem po prostu przebodźcowana twórczością czy coś jest tam jednak nawiedzone. [śmiech] Świetna przygoda, dobry odskok od tego, jak zwykliśmy pracować. Nawet po powrocie poczułam, że jestem o wiele bardziej produktywna. Wróciłam z poczuciem, że mogę dosłownie wszystko.
/rozmawiała: Joanna Humerczyk/
Nabór zgłoszeń na Songwriting Camp ZAiKS potrwa do 30 czerwca 2020 roku.
Nie czekaj – prześlij formularz i twórz z gwiazdami polskiej muzyki!
➡ Formularz zgłoszeniowy: