Advertisement

„Piękno tkwi w naszej energii, a nie powierzchowności” – Julia Bosski rozmawia z Joanną Słupczewską

08-09-2020
„Piękno tkwi w naszej energii, a nie powierzchowności” – Julia Bosski rozmawia z Joanną Słupczewską

Przeczytaj takze

Aśka. Kolejna z moich „miłości od pierwszego wejrzenia”. Ojcem chrzestnym tej kobiecej miłości jest redaktor K MAG-a, Mikołaj, dzięki któremu wpadłyśmy na siebie na jednym z warszawskich rautów. Niezwykle rzadko zdarza mi się, aby kobiety same z siebie podbiegały, mówiąc: „To ty jesteś Julia Bosski! Masz niesamowitą energię, chcę cię poznać!”. Asia tak zrobiła i to mnie urzekło. Mówię to szczerze, ponieważ nie miałam pojęcia, kim jest ta przepiękna młodziutka dziewczyna (Asia ma 22 lata), i nie jestem pewna, czy widząc jej profil na Instagramie bez wcześniejszego poznania, byłabym nią zauroczona. Zanim dowiedziałam się, jak bardzo jest młoda, byłam przekonana, że jest ode mnie starsza. Mądra, pewna siebie i świadoma. Jesteśmy bardzo różne, ale bardzo podobne. Podkreślam różnicę wieku, ponieważ 7 lat to niby niewiele, ale czy pamiętacie siebie w wieku 22 lat? Ile od tamtej pory się nauczyliście? Ja 22-latka i ja 29-latka to zupełnie inna bajka. Jestem dumna z Asi, że w tak młodym wieku ma w sobie tyle mądrości życiowej. Dziewczyny, uczcie się od niej tej świadomości i akceptacji! Gadamy jak zwykle bez cenzury, o tym, co ważne, bolesne, wstydliwe.
Zacznę od mojego rutynowego pytania – jaka jest twoja definicja miłości?
Miłość to oddanie się sobie nawzajem przy jednoczesnym zachowaniu wolności. To też zaufanie, świadomość, że można na sobie polegać. Prawdziwa miłość daje ci poczucie pewności siebie. To niewerbalna międzyludzka więź, której nie definiują słowa. Przyznam jednak, że nie doświadczyłam jeszcze takiej miłości damsko-męskiej. Moja definicja miłości jest definicją przyjaźni, która zresztą powinna być fundamentem „prawdziwej miłości”. Oczywiście, przeżyłam „motylki w brzuchu’ i wszelkie szaleństwa zauroczeniowe, ale wydaje mi się, że miłość jest czymś, co rodzi się po pewnym czasie, czymś, co budują wspólne doświadczenia. Ale zanim w ogóle zaczniemy rozmawiać o miłości do kogoś, należałoby podkreślić, że żeby móc pokochać kogoś innego, najpierw trzeba pokochać samego siebie. Zaakceptować siebie ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Dopiero wtedy czujesz się spełniony i jesteś gotowy, by spełniać się z drugą osobą.
To temat, który dopiero niedawno zaczął być poruszany szerzej. Moim zdaniem często jednak w zakłamaniu i powierzchowności. Istnieją tysiące wywiadów, coachingów i artykułów głoszących samoakceptację. Często mówią o niej kobiety na pozór „idealne” – o pięknych ciałach, jedzące wyłącznie zdrowe rzeczy. Z ich ust płynie nieprzerwana tęcza. Nie przez przypadek zadaję to pytanie właśnie tobie, ponieważ jesteś przepiękna młodą kobietą, która – na tyle, na ile cię znam – naprawdę akceptuje siebie, swoje ciało i wnętrze. Jesteś modelką, skończyłaś studia, kształcisz się na wielu polach. Jaki wpływ ma na ciebie twoja praca? W końcu jest zależna od wyglądu. Zawsze akceptowałaś siebie?
Nie. Bardzo dojrzałam w ostatnich miesiącach. Jako dziecko byłam pulchna, przezywano mnie w szkole. Nigdy nie myślałam o zostaniu modelką. Dopiero później usłyszałam, że mam do tego predyspozycje. Modeling dał mi szansę podróżować. Mogłam zobaczyć cały świat, więc poszłam w to. Żeby zostać modelką, musiałam schudnąć 10 kilogramów.
Jeśli mogę zapytać, ile teraz ważysz i ile masz wzrostu?
Mam 176 centymetrów wzrostu i ważę 54-56 kilogramów. To zależy od dnia, ponieważ mam spore problemy hormonalne. Czasem budzę się spuchnięta, ważąc o trzy, a nawet pięć kilogramów więcej. Te zaburzenia potrafią zajść w ciągu jednego dnia.
Brzmi niebezpiecznie. A jednak patrząc na ciebie, widzi się zdrową dziewczynę. Wiem, że bardzo dbasz o ciało, dużo ćwiczysz, zdrowo się odżywiasz. Nie głodzisz się ani nie katujesz ćwiczeniami.
Moja praca na pewno ma na to wpływ. Gdybym nie była modelką, miałabym te kilka kilogramów więcej. Jako modelka mam z góry narzucony obraz własnego wyglądu, którego muszę się trzymać, bo dzięki temu zarabiam. To dla mnie duża presja. Kocham swoje ciało, akceptuję je i dbam o nie. Ale jestem bardzo młoda i na pewno będę się zmieniać jeszcze wiele razy.
Czym jest dla ciebie piękno u kobiety?
Według mnie każda kobieta ma w sobie piękno, tylko nieraz drzemie w niej nieuwydatnione lub w pewien sposób stłamszone. Uważam, że każda kobieta będzie piękna, jeśli choć troszkę o siebie zadba, spojrzy na siebie z czułością, pokocha swoje fałdki albo właśnie „zbyt chude” ciałko, garbek na nosie czy zmarszczki i zaakceptuje siebie. Piękno tkwi w naszej energii, a nie powierzchowności.
Dokładnie. Wydaje mi się, że twoja siła tkwi w twojej świadomości samej siebie, wewnętrznym błysku.
Czuję się silna, samoświadoma, pewna siebie i szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu jestem w 100% sobą.
To robi na mnie ogromne wrażenie. Pewnie gdybym sama była tak świadoma 7 lat temu, nie popełniłabym wielu „błędów”. Gdybym wcześniej potrafiła kochać samą siebie, nie angażowałabym się w toksyczne relacje. Z drugiej strony to jednak ważne, by się wyszaleć, zebrać doświadczenia za młodu.
Za każdym razem, kiedy przeżywałam zauroczenie, trafiałam na toksycznego faceta, który na dłuższą metę nie dałby mi szczęścia. Raniono mnie, ale dusiłam to w sobie. Wolałam to ukrywać, żeby nie stracić drugiej osoby. Teraz priorytetem jest dla mnie własny spokój i życie w zgodzie ze sobą. Wreszcie nauczyłam się bezpośrednio wyrażać swoje uczucia. Mimo siły i temperamentu, mam w sobie kruchość i delikatność. Nauczyłam się jednak szacunku do samej siebie. Moja mama śmieje się, że nigdy nie znajdę idealnego faceta, bo mam bardzo wysokie wymagania.
No właśnie, nasze mamy… To generacja o zupełnie odmiennej psychice. Nasze mamy dorastały w czasach, w których społeczeństwo narzucało kobietom pewne normy. Wówczas powszechny był nacisk, że kobieta jest „pełna” tylko wtedy, kiedy ma przy sobie mężczyznę, że wartość kobiety mierzy się poprzez związek. Ten nacisk zresztą nie zniknął. Nawet w naszym „frywolnym” środowisku nieraz da się to odczuć – głównie ze strony kobiet.
Nie wierzę, że znajdę „drugą połówkę”. Ja sama jestem całością. Dobry związek to dwie całości.
Ale każdy z nas potrzebuje bliskości, czułości. Mamy też potrzeby seksualne, o których bardzo rzadko się mówi, szczególnie w odniesieniu do kobiet.
Obecnie nie jestem w relacji z żadnym facetem i rzeczywiście – fizycznie trochę mi tego brakuje.
Brakuje ci seksu!
Tak. Hormony przecież buzują. Ale potrzebuję czułości, tego, by ktoś mnie przytulił i pogładził po głowie. Nie chcę sztucznej bliskości. Marzę o tym, by móc poczuć się niewinną, skuloną. Chciałabym być przy kimś bezpieczna i czuć, że mogę się przed tą osobą otworzyć.
Długo mi zajęło zdanie sobie sprawy, że to właśnie te małe gesty i powolne poznawanie siebie mają znaczenie. Że to nie seks steruje moim życiem i nie stanowi fundamentu związku. Czy to zwykle nie bierze się z braku edukacji? Braku rozmów z naszymi rodzicami? Ze wstydu rozmawiania o uczuciach i seksie? Jak to wygląda to u ciebie?
Rodzice nie zawsze są w stanie wytłumaczyć dziecku pewne kwestie. Młode dziewczyny nadal często boją się powiedzieć mamie na przykład o jakiejś infekcji. Zamiast tego słuchają koleżanek i kupują leki, które im szkodzą. Nie rozmawiamy z rodzicami o okresie, bo to temat wciąż wstydliwy. Dla ojców, braci czy naszych chłopaków często jest to coś „obrzydliwego”, nieakceptowalnego. Gdy dostałam pierwszy raz okres, byłam przerażona. Nie do końca wiedziałam, co się ze mną dzieje. Powiedziałam o tym mojej mamie, próbowałam to jakoś zrozumieć, ale w moim domu wciąż nie rozmawia się o tych sprawach. To dla mnie trudne, bo wiem, że moje relacje seksualne wyglądałyby inaczej, gdyby nie było tej bariery w domu. Większość par w mojej rodzinie rozwodzi się albo żyje w wielkiej niezgodzie. Myślę, że dlatego nie potrafię wejść z nikim w głębszą relację. Ze świadomością, że w mojej rodzinie zawsze kończy się to zranieniem jednej lub obu stron.
Powodem jest brak komunikacji. Mamy w sobie mnóstwo strachu i wstydu przed rozmową o sprawach takich jak pójście do ginekologa czy antykoncepcja.
Nigdy nie rozmawiałam z mamą o seksie. Wszystkiego musiałam dowiedzieć się sama. To przerażające. Z moim ojcem rozmawiam wyłącznie na tematy powierzchowne, bardzo rzadko się komunikujemy. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek usłyszała od niego, że mnie kocha. Z pewnością to jest powodem, dlaczego fascynują mnie starsi faceci. Poszukuję ojcowskiej miłości, której właściwie nie znam.
A jednak wiek nie zawsze stanowi o dojrzałości – zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet.
Przyjaźnię się wyłącznie z osobami starszymi ode mnie, ponieważ nie potrafię porozumieć się z ludźmi w „moim wieku”. Większość dwudziestolatków z mojego otoczenia nie rozumie moich myśli ani problemów. Jesteś pierwsza osobą w „moim wieku”, z którą potrafię i chcę się przyjaźnić. Natomiast jeśli chodzi o związki, nieraz myślę, że ja chyba po prostu nie jestem monogamistką. Marzę o sytuacji, w której mogłabym mieć kilku partnerów naraz, nie być ograniczaną przez jedną osobę.
Wydaje mi się, że to możliwe, ale tylko jeśli są to „głębokie relacje”. Gdy znacie się nawzajem, komunikujecie, rozmawiacie o swoich potrzebach oraz uczuciach i jednocześnie otwarcie przyznajecie, że macie też innych partnerów. Doszłam również do wniosku, że w moim przypadku związek z osobą starszą ode mnie o dwadzieścia, trzydzieści lat jest niemożliwy. Można się zakochać, ale nie wyobrażam sobie „statecznego życia” z takim człowiekiem. Jest się wtedy na innych etapach życia, ma się inne oczekiwania.
Też sobie tego nie wyobrażam. Myślę zresztą, że nigdy nie zostanę kurą domową. Nie dałabym się stłamsić ani kontrolować. Może to egoistyczne, ale nie chciałabym też mieć teraz dzieci. Chcę czerpać z tego, co dzieję się w moim życiu. Na ten moment nie potrafiłabym oddać się wychowywaniu dziecka.
Nie uważam, żeby to było egoistyczne. Myślę, że to bardzo dojrzałe i świadome. Dla przykładu, nasi rodzice byli bardzo młodzi, gdy się urodziłyśmy. Mój tata miał 19 lat, mama 25.
Moi rodzice mieli 21 i 24 lata. To dla mnie abstrakcja! Wejdę na grząski grunt, ale dlatego jestem za aborcją. Kobieta ma niezaprzeczalne prawo nie tylko do decydowania o swoim ciele, ale również o życiu. A zdarzają się sytuacje, kiedy taki wybór może ci to życie po prostu uratować. Oczywiście, nigdy nie traktowałabym aborcji jako środek antykoncepcyjny. Jestem odpowiedzialna, zawsze się zabezpieczam. Biorę tabletki, ale używam też prezerwatyw.
Czym jest dla ciebie bezpieczny seks?
Po pierwsze to bezpieczeństwo psychiczne. Muszę czuć się bezpiecznie. Po drugie to bezpieczeństwo fizyczne; nie chciałabym się niczym zarazić ani zajść w ciążę. Od 5 lat biorę tabletki. Są świetnie dobrane, nie wpływają na moje samopoczucie.
Zaczęłam kiedyś brać tabletki, ale nie skończyło się to dobrze. Zdecydowałam, że już nigdy nie będę brać hormonów.
Lekarz przepisał mi te tabletki, by wyrównać gospodarkę hormonalną. Teraz wręcz bałabym się je odstawić. Bardzo ważne są regularne badania! Ludziom zdarza się popełniać głupoty, ja też tego nie uniknęłam. Niebezpieczny seks, często w towarzystwie alkoholu, jest wynikiem naturalnej pogoni za zastrzykiem dopaminy. Późniejszy stres absolutnie nie jest jednak wart chwilowej przyjemności.
Zgadzam się. Ale są też osoby, które popełniają podobne błędy z braku wiedzy o różnych sprawach. Edukacja seksualna w Polsce jest na żałosnym poziomie.
Pierwszy raz uprawiałam seks w wieku 18 lat. Na początku za każdym razem strasznie się tego bałam, bo byłam przekonana, że zajdę w ciążę.
Seks wciąż jest widziany głównie przez pryzmat filmów, seriali, pornografii. Jako akt fizyczny, lubieżny, zboczony. A przecież powinniśmy mówić o tym, jak ważne są uczucia i komunikacja między partnerami.
Więź emocjonalna jest kluczowa.
Za mało mówi się też o sprawach fizjologicznych. Chociażby o tym, czym dla kobiety jest okres. Kobiety się wstydzą, a faceci udają, że nie wiedzą o jego istnieniu.
Tak, ignorancja i brak świadomości, że kobieta każdego miesiąca może przeżywać niesamowite zmęczenie, rozdrażnienie i czuć się słaba nawet przez 10 dni (łącznie z PMS) jest zwyczajnie bolesne. Ale skoro same wstydzimy się o tym rozmawiać, to jak mają to zrozumieć faceci? Biologicznie przecież tego nie doświadczają, nie mogą wiedzieć, jak to na nas wpływa.
W moim przypadku menstruacja jest bardzo uciążliwa. Nieraz już tydzień przed okresem odczuwam ból w całym ciele, miewam stany lękowe, czasami wymiotuję. Okres odbiera mi siły psychiczne i fizyczne. Co więcej jednak, zauważyłam, że się go wstydziłam. Bałam się wyjąć z torebki podpaskę przy znajomych. Podobnie było z kwestiami związanymi z owłosieniem. Że ktoś zobaczy, że gdzieś wystaje jakiś włosek, i będzie to straszne faux pas. A przecież my, kobiety, jesteśmy ludźmi. To wszystko jest naturalne.
Ja tez wyzwoliłam się z tego wstydu. To chore, że boimy się własnego ciała. Albo karmienie dzieci w restauracjach… Jak można mówić, że to obrzydliwe? Nie ma nic bardziej naturalnego na świecie. Ale to jedna z tych niefajnych kwestii w byciu modelką – dehumanizacja kobiety. Nikogo nie obchodzi, jak się czujesz, jak wpływają na ciebie hormony. Masz zawsze wyglądać i czuć się idealnie. Zawsze boję się, że będę mieć zdjęcia podczas okresu.
Najbardziej przykro robi się w momencie, kiedy to kobiety robią sobie nawzajem „body shaming”.
Tak, kobiety kobietom są sobie nieraz najokropniejszymi wrogami. Ale też pamiętam momenty z dzieciństwa, kiedy dzieci, właśnie z braku wiedzy o pewnych sprawach, potrafiły być dla siebie strasznie okrutne. Wyśmiewa się dziewczynkę, która dostaje okres, zaś u chłopców najbardziej wstydliwa jest ta wczesna, nieopanowywana erekcja i zmiany hormonalne. W okresie dojrzewania można się nabawić przerażających traum. Druga sprawa to brak edukacji seksualnej w szkołach albo właśnie żałosne lekcje na ten temat. Pamiętam jedną z takich lekcji „wychowywania w rodzinie”. Miałam wtedy około 14 lat. Któraś z dziewczyn zapytała, czym jest łechtaczka, na co nauczycielka jedynie się zaczerwieniła i powiedziała, że dowiemy się tego, jak będziemy starsze, że nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Przez brak edukacji seksualnej widzimy trzynasto- i czternastoletnie dziewczynki w ciąży, które nie wiedzą, co zrobić. Wstydzą się, próbują usunąć ciążę, zamiast pójść z rodzicami do ginekologa. Niektóre dziewczyny tak się wstydzą wizyty u ginekologa czy rozmów z rodzicami, że nielegalnie zdobywają różne tabletki.
A jak jest z masturbacją u kobiet? Ja już jako dziecko czułam przyjemność podczas dotykania się. Z czasem zaczęłam robić to regularnie. Dzięki masturbacji nauczyłam się, jak funkcjonuje moje ciało, co mi sprawia przyjemność. Uwielbiam robić to też z moimi kochankami.
Bardzo długo się nie masturbowałam, nie potrzebowałam tego. Teraz uważam, że „spuszczenie” tego napięcia seksualnego, które kumuluje się w ciele, jest bardzo ważne. Masturbacja pomaga lepiej poznać swoje ciało. Szkoda, że nie rozmawiamy o tym otwarcie.
/tekst: Julia Bosski/
Julia Bosski – socjolog amator, obserwatorka świata, twórczyni berlińskich Obiadów Czwartkowych i założycielka kulturalnego salonu warszawskiego „U przyjaciół kilku”, snob intelektualny, dziennikarka, aktywistka kulturalna.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement