Advertisement

Płyta „Night Call” Years & Years jest jak poradnik umawiania się na jedną noc [recenzja]

24-01-2022
Płyta „Night Call” Years & Years jest jak poradnik umawiania się na jedną noc [recenzja]
Właśnie opublikowany „Night Call” to pierwszy album Years & Years, odkąd zespół stał się jednoosobowym projektem Olly'ego Alexandra. Efekt? Bardzo dobry. W końcu kto nie lubi udanych hook-upów i wysokooktanowego popu!

Przeczytaj takze

Inspiracja kosmicznymi motywami w muzyce popularnej przeżywa ostatnio swoją drugą młodość. Nic dziwnego, że zawzięcie lgniemy do odświeżonych dźwięków synth-popu, skoro Kylie Minogue z „DISCO" na nowo wszczepiła w nas miłość do parkietu. Jej śladami wydaje się podążać Dua Lipa, której „Future Nostalgia (The Moonlight Edition)" ponownie zauroczyła nas dźwiękami rodem z lat osiemdziesiątych. Nowy The Weeknd i jego konceptualny „Dawn FM" poniekąd dotyka pozaziemskiego klimatu, a „Just Look Up" Ariany i Kida z hitowego filmu Netflixa „Don't Look Up" samo w sobie rozprawia się z tematyką kosmosu. Ale czy mamy dosyć słuchania o tym, co znajduje się nad nami? Nie, jeżeli muzycznemu projektowi towarzyszy historia. A tą, dodatkowo w syrenim pakiecie, daje nam nocny telefon od Years & Years.
Podobnie jak Doja Cat i jej „Planet Her", „Palo Santo" Years & Years (2018) również stanowi zbiór żalu. Zespół, choć obecnie kontynuowany jako solowy projekt Olly'ego, od lat zachwyca swoich fanów przemyślanym działaniem. Nazwa krążka „Palo Santo" określa roślinę występującą w Ameryce Środkowej oraz na północnych obszarach Ameryki Południowej. W tłumaczeniu z języka hiszpańskiego oznacza ona „Święte Drzewo", które od tysięcy lat używane jest w trakcie plemiennych modlitw oraz rytualnych ceremonii. Drzewo to posiada właściwości lecznicze – zwalcza infekcje, pomaga w medytacji, usuwa złą energię tudzież oczyszcza umysł. I tak właśnie muzyczny odpowiednik gatunku botanicznego działa na słuchaczy Y&Y – koi, uświadamia, przestrzega.
Olly Alexander, z którym wywiad opublikowaliśmy niedawno na naszych łamach, żonglował figurą ognia, aby za pomocą religijnych metafor wydobyć to, co tliło się w nim od dawna. Wokalista przybrał maskę szamana i za pomocą muzycznych narzędzi leczył ciało i duszę, co udowadniał w teledyskach. Świat, który wokalista w 2018 roku stworzył na potrzeby projektu, negował tradycyjne zasady płci oraz seksualności. „Palo Santo" wyszło z ram, przeskoczyło bariery, stało się nawet antytezą muzyki rozrywkowej. W nowym rozdziale Olly powraca jednak do korzeni.

Ring me again

O czym opowiada „Night Call"? Krótko mówiąc, album jako całość to poradnik umawiania się na udany hook-up. Jak przyznał sam Olly, „Night Call" to taktyczny i nieco bardziej tajemniczy synonim spotkań na jedną noc. Przez wskazówki, obawy i nadzieje przewijają się w nim treści oparte na namiętnym seksie, poczuciu bezpieczeństwa i odwrotnie – zatraceniu się w tym, co nieznane. Chwilami ta szeroka gama przypomina mi dyskografię Kate Bush, a szczególnie jej „Cloudbusting". Zdaje się, że Olly lubi oddawać hołd swoim muzycznym idolom. I trzeba przyznać, że jak na razie nieźle mu to wychodzi.
Jeśli ktoś mi mówi, że nie odsłuchuje nowych krążków ciągiem od pierwszego do ostatniego utworu, zwykle nie wróży to dobrze naszej znajomości. Wychodzę z założenia, że skoro artyści intencjonalnie nadają piosenkom swoje własne miejsce na albumie, widocznie mają ku temu jakiś powód. Nie inaczej jest w przypadku „Consequences" – utworu otwierającego trzeci projekt Y&Y, zaś pierwszy solowy brytyjskiego wokalisty. Utwór zaczyna się ciężkim bitem i bezpruderyjnym wymienieniem kilku błędów relacji. Ktoś musi ponieść winę za szwanki w związku, a Olly nie przebiera w słowach i jasno dzieli się swoim stanowiskiem, po czym przechodzi do serca krążka. „Starstruck" to pierwszy singiel projektu. Próżno w nim szukać ukrytych znaczeń, metafor. Gdy wiesz, że kogoś naprawdę lubisz i czujesz się przy drugiej osobie wyjątkowo dobrze, zwykle nie chcesz, aby to uczucie wyblakło. Z pomocą przychodzi wtedy „Starstruck" i mówi, że nie należy szukać dziury w całym. Czasami nie musimy prowokować chemii do drugiej osoby – ta najlepsza pojawia się przecież znikąd.

Niczego nie udawać

Jednym z mocniejszych momentów na albumie jest utwór tytułowy. Uwielbiam stricte popowe produkcje, które niczego nie udają i mają stałą, przewidywalną, lecz niebanalną strukturę. Mark Ralph i George Reid, czyli producenci kawałka, odwalili tutaj kawał dobrej roboty. Refren bardzo przypomina mi „Express Yourself" Madonny z domieszką „Born This Way" Lady Gagi, co jest w moich ustach komplementem (zresztą w czerwcu Olly opublikował cover „The Edge Of Glory" w związku z huczną, dziesiątą rocznicą wydania „Born This Way"). A warstwa tekstowa „Night Call"? Cóż, jestem pewny, że najlepiej sprawdzi się w gejowskich klubach.
Beztroska atmosfera ulega zmianie przy „Crave", czyli utworze o związku, po którym zostaje więcej pytań niż odpowiedzi. „Dlaczego odszedłeś, skoro wiedziałeś, że mógłbym za ciebie umrzeć?" – pyta Olly w harmonijnym bridge'u, a odpowiedź dostaje już w następnym numerze. „Sweet Talker" to laurka wystawiona wszystkim bajkopisarzom, którzy lubią czasem zbyt dużo naobiecywać. Jak to zwykle bywa, koniec końców na obietnicach się kończy, o czym Olly wspomina również w „Sooner Or Later". Tym razem to on dyktuje warunki, a za pomocą transowego wokalu motywuje do działania i przejęcia steru. Podoba mi się fakt, że morski motyw towarzyszy całemu projektowi. Syrenie pożądanie przewija się w „See You Again", a swoją odważniejszą kontynuację ma w „Muscle". Pod koniec album robi się naprawdę gorący, a to, co dzieje się w nocy, niech lepiej zostanie pod jej osłoną...
/tekst: Bartłomiej Warowny/
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement