Advertisement

Fotografka zrealizowała niezwykły projekt w kenijskiej wiosce Samburu i zachęca do pomocy jej mieszkańcom

Autor: KB
06-01-2019
Fotografka zrealizowała niezwykły projekt w kenijskiej wiosce Samburu i zachęca do pomocy jej mieszkańcom

Przeczytaj takze

Fotografka Ewa Kępys pojechała do Kenii, by zrealizować wyjątkowy projekt fotograficzny w wiosce Samburu, a także pomóc jej mieszkańcom. Sama między innymi zaadaptowała dziecko na odległość, by finansować jego edukację. "Do Kenii pojechałam razem z Sylwestrem Wardęgą, Moniką Kołakowską i Hubertem Pleskotem z kanału Podróże z Hubertem. Oni kręcili materiały wideo, ja robiłam zdjęcia. Naszym kenijskim "opiekunem" była siostra Alicja Kaszczuk z fundacji Boże Atelier. Ta niesamowicie odważna i ciepła kobieta o wielkim sercu mieszka w Afryce od 12 lat. To dzięki niej i innym siostrom mogliśmy dotrzeć do miejsc niedostępnych dla turystów. Wszystko po to, by udokumentować i pokazać ogromnej publiczności Sylwestra i Huberta, jak wyglądają realia mieszkańców Kenii, zwłaszcza tych najmłodszych".
Co chcieliście osiągnąć na miejscu?
Naszym celem, poza pomocą w budowie domu dla bardzo ubogiej rodziny, czy rozdaniem podręczników dzieciakom ze szkoły na sawannie i innych, była zbiórka 100 000 złotych dla fundacji Boże Atelier. Dzięki wpłatom widzów zebraliśmy 130 000 złotych, które zostaną przeznaczone na edukację. Młodzi Kenijczycy z biednych wiosek nie mają luksusu, którym cieszymy się my, Europejczycy, mogący się uczyć. Dla wielu rodzin wysłanie dziecka do szkoły jest niewykonalne ze względów finansowych. Dlatego zamiast na lekcje, dzieci idą do pracy. Nikt im nie tłumaczy na przykład, że seks z dziewicą nie wyleczy z AIDS (tak, wiele osób w to wierzy). Historie, które słyszeliśmy, i miejsca, które widzieliśmy, są wstrząsające.
A ludzie?
Mimo wszystko Kenijczycy są ciepli, kontaktowi, niesamowicie pogodni. Zawsze serdecznie nas przyjmowano, choć byliśmy ogromną sensacją. Pewnej niedzieli pierwszy raz od piętnastu lat poszłam na mszę. Chciałam zobaczyć, jak wygląda w Kenii. Ksiądz miał ogromną energię, mówił z pasją, perkusista (!) wyglądał jak rasowy jazzman, a na koniec podeszły do nas najstarsze kobiety z wioski, by uścisnąć nam dłonie i podziękować. Nie żałowałam tego wyjścia.
Często pokutuje jednak myślenie, że ludzi nie stać na taki wyjazd, lub po prostu jest to dla nich za duże przedsięwzięcie.
Są inne sposoby, by pomóc. Pomimo ogromnego odzewu widzów i sukcesu naszej akcji, faktem pozostaje, że była to zbiórka jednorazowa, a potrzeby są ogromne. Wiele osób już w trakcie wyjazdu pytało, czy można pomóc w inny sposób. Owszem - można. Wiele dzieciaków, w tym te, które uwieczniłam na zdjęciach w wiosce Samburu, można zaadoptować na odległość. Ja sama wzięłam pod opiekę dwunastoletnią Elizabeth, która trzymając w ręku maczetę, powiedziała nam, że chce zostać lekarzem. Za 70 zł miesięcznie Elizabeth pójdzie do szkoły, gdzie otrzyma edukację, posiłek i opiekę medyczną. 70 zł to dwa drinki w warszawskiej knajpie. Nie podsumuję tego chwytającym za serce frazesem, myślę, że nie trzeba. Osoby zainteresowane adopcją mogą wejść na stronę fundacji. Byłam, widziałam, serio pomagają. Czynią to dobro. Chyba nie spotkałam w życiu lepszych ludzi. Można pomóc, naprawdę niewiele potrzeba.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement