Pamiętasz, kiedy powstał twój pierwszy projekt?
Moja babcia była krawcową i oczywiście nie kupowała nowych ubrań, tylko je szyła. W związku z tym, pamiętam, że specjalnie szyła mi ubrania na rozpoczęcie roku szkolnego i inne okazje. To już wtedy było dla mnie ogromne wydarzenie, chodzenie do niej na przymiarki, obserwowanie tego procesu, dźwięk maszyny i praca babci, która poświęcała czas na zrobienie danej rzeczy. Kolejne doświadczanie szycia i pierwszy projekt były w wieku 15-16 lat. Wtedy, kiedy poważnie trenowałem pływanie, zdobyłem się na taki delikatny bunt i stwierdziłem, że zrobię swoją markę ubrań. Wymyśliłem, że będę kupował bluzy w lumpeksach, a następnie doszywał do nich kolorowe kieszonki, miało się to nazywać „Pocket Jackob”. Pierwszą rzeczą mojej „marki” była szara bluza z kieszonką moro w złote ćwieki, którą doszyła mi oczywiście babcia. Pamiętam, że pojechałem w niej na wycieczkę do Warszawy i ktoś faktycznie się nią zajarał. Marka nie przetrwała próby czasu.
Z czego wzięło się to zainteresowanie ekologią, pamiętasz jakiś kamień milowy na tej ścieżce?
Czytam statystyki, oglądam wiadomości, programy, ale raczej nie pamiętam takiego kamienia milowego, który faktycznie miał rozpocząć to zainteresowanie. Pamiętam, że to był proces i że nadal trwa, czyli zmiana myślenia. Przypominam sobie, że podczas pracy nad moim blogiem nie lubiłem pisać, że coś jest „must have” tego sezonu. Wszyscy tak robili i nadal robią, ale co to tak naprawdę znaczy, że coś musisz posiadać, albo że dany kolor jest kolorem tego sezonu? Poczułem wtedy, że jest to dla mnie wrabianie ludzi w jakieś utarte ścieżki i kłamanie. Myślę, że kiedy tworzyłem tego bloga, doszedłem do wniosku w jakiej branży się znalazłem i jaką ściemą jest to dla mnie obudowane. To był dla mnie duży krok – przestawienie się i opowiadanie ludziom, że powinniśmy wykorzystywać materiały, które już mamy, powinniśmy je przetwarzać. Odnośnie do materiałów, które wykorzystuję to przyglądałem się rzemiosłu mojej babci za maszyną krawiecką i mojej mamie, która nie kupowała w znanych sieciówkach, tylko szukała ubrań po lumpeksach. Moja mama nie miała po prostu wystarczająco dużo pieniędzy, aby chodzić do nowo otwierających się, dużych odzieżowych sklepów, więc za dzieciaka z trochę zawstydzoną miną chodziłem z nią po sklepach z używaną odzieżą. Z wiekiem jednak spodobało mi się to i już za nastolatka sam zacząłem odwiedzać różne lumpeksy, gdzie było to w ogóle niepopularne, szczególnie dla osób w moim wieku, ale dzięki temu byłem najlepiej ubranych chłopakiem w szkole, przynajmniej tak mi się wydaję. Teraz stało się to bardzo popularne, mowa tutaj również o jakiś vintage shopach, ale kiedyś w ogóle, a co ciekawe niektóre rzeczy z tamtych lat mam do dzisiaj. Pewnie w jakiś sposób te doświadczenia odgrywały rolę w moim późniejszym myśleniu bardziej eko.

Można spokojnie powiedzieć, że przez twoją politykę zero waste tworzysz w kontrze do polityki wielkich przedsiębiorstw modowych. Czy wobec tego posiadasz lub posiadałeś wzorce modowe, projektantów, którzy zdefiniowali twoje pojęcie „mody”?
Kiedyś w jakiś konkursach modowych, których byłem uczestnikiem bardzo często padało pytanie, kto jest moim ulubionym projektantem. Zawsze w takich momentach myślałem, kurwa, jaki jestem słaby, bo nie nic nie przychodzi mi do głowy i rzeczywiście nigdy nie posiadałem takiego wzorca, idola. Nigdy nie utożsamiałem się z czyjąś twórczością. Naprawdę nie oglądam relacji z fashion weeków, relacji blogerek modowych. Mnie kompletnie to nie interesuję, ponieważ jestem dosyć mocno przesiąknięty modą i widzę w tym wszystkim tanią manipulację ludzi ładnym obrazkiem. Tak, tworzę w kontrze, dlatego ciężko się przebić i przekonać ludzi, że fast fashion jest złe dla środowiska, dla ludzi i planety. Nawet przesłuchując podcast, w którym byłem gościem, uświadomiłem, że to co robię i z czym do nich wychodzę jest bardzo ciężkie. Nie chcę brzmieć atakująco, po prostu chcę robić swoje rzeczy, to co czuję i co jest w zgodzie ze mną, jeśli ktoś w to pójdzie ze mną, będę jeszcze bardziej szczęśliwy. Nie zamierzam nikogo zmieniać na siłę.
Duże przedsiębiorstwa zmieniające swoją politykę na bardziej „eko” robią to całkowicie z potrzeby ducha czy wynika to z trendu, powodującego lepszą sprzedaż?
Ostatnio zachwyciła mnie reklama H&M. Idąc Pasażem Wiecha zobaczyłem napis, reklamujący ten sklep – „conscious collection”, czyli świadoma kolekcja i zapytałem w duchu: „co Wy robiliście ostatnie 20 lat?”. Jest to całkowicie współczesny trend. Chodzi mi o to, że ważne jest, aby zrozumieć, że podejście eko nie może stać się chwilowym trendem dużych marek. Musi stać się lifestylem, dzięki któremu ludzie zmieniają swoje nawyki, zarówno kupowania, jak i sprzedawania. Fajnie, że młodzi projektanci zaczynają sobie uświadamiać, że masowa produkcja i duże marki są ogromnym problem, ale podkreślam, że nie chcę brzmieć atakująco wobec ludzi, którzy mają czuć się źle, kupując w sieciówkach. Ja po prostu mówię źle o fast fashion.
Żyjemy w czasach Donalda Trumpa, w których chęć władzy i chęć posiadania jest najważniejsza. Zmiana przyjdzie w trakcie wymiany pokoleń. Może przyjdzie czas, kiedy nie będziemy potrzebować masowej produkcji i się to skończy, chociaż ciężko przewidywać, bo jednak jest na świecie dużo biednych ludzi, których trzeba wyżywić i ubrać, a trudno się spodziewać, że bycie eko i zero waste jest dla nich wartością nadrzędną. Porównując do miejsca, w którym żyjemy, tutaj mamy wszystko. Są to tak dziwne mechanizmy środowiskowe, które działają, jak działają. Wszystko w tym momencie się sprzedaje. Rynek zasysa tak naprawdę każdy produkt dobrze zareklamowany np. na Instagramie i myślę niestety, że dużo ludzi, młodych ludzi jest wprost zmanipulowanych przez reklamy, marketing firm i cała tę otoczkę. Jest Greta Thunberg, za którą podąża na świecie ruch świadomej młodzieży, z drugiej strony jest młody człowiek, który wrzuca do sieci „How much is your outfit?”. To jest dla mnie totalny performance, gdzie dzieciaki idą przed Pałac Kultury i badają kto za ile się ubrał. Pytanie, czy oni w ogóle zdają sobie sprawę z tego jaki jest koszt produkcji takiego ubrania i co za tym stoi, bo to jest totalnie kluczowe. Problem jest taki, że 99,9% ludzi nie pomyśli, że nowa kurtka jest im rzeczywiście niepotrzebna. Myślę, że dzisiaj ważnym aspektem jest namawianie ludzi do kupowania w vintage shopach czy w second handach. Zachłysnęliśmy się tym, żeby dobrze wyglądać. Przyznam, że również miałem taki moment, kiedy założyłem bloga – było to nic innego jak moje przerośniętego ego i chęć, żeby wyglądać dobrze. Teraz totalnie mam to w dupie.

Ile zajmuje ci stworzenie klasycznej kurtki?
Kurtka z frędzlami, czyli pocięcie samych frędzli i ich wszycie to jest około 3 godzin pracy. Kurtka patchworkowa uszyta od podstaw to około 8 godzin. Każdy projekt to inna historia, w tym momencie mojej działalności każdy projekt jest unikatowy i dostosowany pod danego klienta, dlatego czas wykonania jest bardzo zróżnicowany
Skąd bierzesz swoje materiały?
Tkanin, które wykorzystuję tak naprawdę nie poszukuję. Wokół mnie jest tak wiele rzeczy, które nie są używane, a które mogą trafić na śmietnik. Nie liczę kilogramów przerobionych materiałów na moje ubrania, ale wszystko pochodzi z drugiego obiegu. Wykorzystuję rzeczy, których ktoś kiedyś używał i trafiły do lumpeksów lub bezpośrednio w moje ręce. Wszystko pochodzi z drugiej ręki.
Pewnie też zajmujesz się szyciem?
Nie, uczyłem się szyć, ale nie mam do tego zdolności. Wymyślam, projektuję, rysuję, ale nie mam zmysłu konstruktora, który jest bardzo ważnym w momencie szycia, jeśli chodzi o technikę. Pewnie mógłbym się tego nauczyć, ale z drugiej strony nie chcę robić wszystkiego, bo to niemożliwe. Wystarczy, że tnę frędzle.
Czy kiedy siadasz do biurka i zaczynasz projektować, to ten moment stanowi dla ciebie pewnego rodzaju odskocznię, możliwość odklejenia się od świata na moment?
Pamiętam, jak będąc dzieckiem chowałem swoje projekty, rysunki przed rodzicami i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że bez wątpienia było to odskocznią od tego sportowego życia. Niedawno, w trakcie tworzenia projektu dla Beaty Kozidrak, którą trzeba było ubrać w stylu Janis Joplin, wróciłem do rysowani po przerwie, bo jednak patchworkowe kurtki, którymi się zajmowałem wymagają ode mnie bardziej składania poszczególnych elementów w celu powstania spójnej całości. Poczułem wtedy jak mi tego brakowało, tego skupienia nad tym, że rysunek musi wyjść proporcjonalnie, że to musi wyglądać dobrze w rzeczywistości. Jest to na swój sposób terapeutyczne i musze do tego wrócić na dobre.
Skoro sam o niej wspomniałeś, to nie mogę nie zapytać o Beatę Kozidrak. Jak to się stało, że z nią współpracujesz?
Moja koleżanka projektantka, która w branży jest od wielu lat, powiedziała, że mój projekt, czyli kurtki z frędzlami będą chwilową modą, która nie zachwyci ludzi na dłuższą metę. Pamiętam, że wtedy miałem zerową wiarę w siebie, ruszałem z czymś, czego nie ma na rynku, a ktoś kto się zna mówił, że to nie wypali. Natomiast, kiedy zrobiłem pierwsze dziesięć kurtek, które sprzedały się po pierwszy tygodniu, napisała do mnie Natalia Nykiel, że chce założyć na koncert jeden z moich projektów. Byłem zaskoczony, że ktoś taki chce założyć na koncert i pokazać ludziom moją pracę. Okazało się, że moje projekty się podobają. Wtedy zauważyłem, że rzeczywiście informacje o produkcie można przesyłać ludziom na nieskończenie wiele sposobów. Później wszystko się tak potoczyło, że coraz więcej osób nosiło moje ciuchy i pewnego dnia dostałem wiadomość od stylistki Beaty, która powiedziała, że to jest całkowicie w stylu Kozidrak i trzeba jej to założyć. Koniec końców założyła pięć takich kurtek, zaprojektowałem jej później jakieś kimono i do tej pory jesteśmy w kontakcie. Fajnie, że Beata mi zaufała i chciała wystąpić w ubraniach zero waste, które noszą za sobą jakąś historię.

Czy na co dzień, abstrahując od mody i tworzenia, kierujesz się ideą zero waste?
Nadal się tego uczę, jak wiele osób. Z nauki o zero waste można czerpać cały czas i owszem, zdarza mi się kupić plastikowe butelki, bo nie mam czasem innego wyjścia. Uczę się tego, rozmawiam z ludźmi, bo uważam, że jest to superważne, aby uświadamiać. Pomijając branże modową, w życiu codziennym staram się być zero waste, no ale zdarzają się wpadki, przecież jesteśmy tylko ludźmi, którzy niszczą planetę.
Świadomy konsumpcjonizm – czy istnieje coś takiego?
Nie wydaję mi się, jest po prostu konsumpcjonizm.
Żyjemy w Europie, gdzie świadomość i reklamowanie ekologicznego trybu życia jest zdecydowanie bardziej powszechne, ale są takie miejsca jak Azja, Afryka, gdzie uświadamianie ludzi w tym zakresie jest ograniczone. Czy uważasz, że tam dojdzie do rewolucji myślenia?
Chodzi o to, że Europa jest kontynentem, który wytwarza najmniej śmieci, problemem pozostają Stany i Azja. Ciężko przewidywać, ja robię rzeczy wokół siebie, Azja i Ameryka mnie nie obchodzą. Żartuję oczywiście. Byłem ostatnio na Bali i widziałem z jednej strony super podejście do eko rzeczy. Niektórzy sprzedawali kokosy z bambusową rurką, a niektórzy z plastikową. Uważam, że jedni mieli tę świadomość i wybrali, a drudzy nie mieli możliwości nauczenia się tego, nie mieli okazji poznać konsekwencji takiej plastikowej słomki i wybrali najwygodniejszy i najtańszy sposób. Myślę, że chodzi tu cały czas o edukowanie ludzi i o ich wrażliwość na pewne tematy.
Jakie jest twoje podejście do natury? Przez to co robisz, powiedziałbym, że starasz się żyć z nią w harmonii.
Myślę, że pytanie jest o tyle trudne, że żyjąc w dużym mieście, codziennie muszę być otoczony wieżowcami, smogiem, betonem. Rzeczywiście zauważyłem, że kiedy wyjeżdżam gdzieś poza Warszawę, natura staje się dla mnie swego rodzaju antydepresantem. Dlatego warto tak bardzo o nią dbać i przebywać wokół niej. Oby było jej coraz więcej. Zależy mi bardzo na tym, żeby w Warszawie powstawało coraz więcej zielonych miejsc przyjaznych wypoczywaniu, takich jak na przykład Central Park w Nowym Jorku. Natura jest czymś superważnym w codziennym życiu, dlatego tak bardzo chcę o nią dbać.
Uważasz, że inspirujesz ludzi?
Kiedy obserwuję reakcje ludzi to rzeczywiście myślę, że jest to dla nich coś nowego, bo dziwnym jest przecież, że nie można sobie kupić nowego ciucha przez rok czy przez trzy. Są ludzie, którzy, pochłonięci sieciówkami, uważają, że bez zakupów, które przynoszą im szczęście sobie nie poradzą. Pewnie kogoś inspiruję, chociaż nie wiem czy jest to dobre określenie. Chciałbym po prostu, żeby ta wieść o moich ubraniach i działalności szła dalej i coś zmieniała. Wierzę, że każdy jest w pewnym odpowiednim dla siebie momencie życia i czasami ludzie, którzy przesłuchają podcastu ze mną czy o mnie przeczytają, stwierdzą, że nie ma opcji, to nie jest mój czas, bo zakupy na tę chwilę dają mi radość.
Moda przyniosła ci szczęście?
Na dzisiaj tak, czuję się z tym super szczęśliwy. Chociaż muszę powiedzieć szczerze, że odczuwam ostatnio coraz większe konsekwencje myślenia o tym, jak ta branża funkcjonuje. Powoduje to, że czuję się trochę tym zmęczony. Biorę na siebie zbyt wiele złych aspektów branży modowej i próbuję z nimi walczyć. Bywa to frustrujące i wiem, że muszę znajdywać w tym dystans.
Jakie masz plany na przyszłość?
Marzy mi się, żeby moja marka weszła w tożsamość Warszawy, żeby była tutaj znana szerzej. Chciałbym mieć na pewno butik z dużą witryną, z krawcową, w którym ludzie będą mogli zobaczyć, jak tworzony jest mój projekt. Dzisiaj ludzie wchodzą do ładnego butiku, płacą i wychodzą. Mi się marzy butik jak za dawnych lat, w którym rzemieślnik był cenny. Taki jest plan na Warszawę, a co dalej – nie wiem. Mam jeden super pomysł, którego nie chce jeszcze zdradzać, ale mam nadzieję, że uda się go zrealizować jeszcze w tym roku. Ten projekt ma zrzeszać więcej ludzi o podobnym myśleniu jak moje i pokazywać, że obecny świat mody jest prowizoryczny.
/rozmawiał: Dominik Ossowski/